Agencja Praw Podstawowych UE w 2014 roku opublikowała badania dotyczące zjawiska przemocy wobec kobiet. Wnioski? W Polsce ofiarą przemocy pada 19 proc. kobiet - i jest to najniższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej (średnia europejska to ok. 33 proc.). Najgorzej jest w Danii, gdzie nawet 52 proc. badanych kobiet mogło być ofiarą przestępstwa. Na dalszych pozycjach plasuje się Finlandia (47 proc.), Szwecja (46 proc.), Holandia (45 proc.) i Francja (44 proc.).
Co więcej, jak wynika z przeprowadzonych badań, Polska na tle innych krajów UE wyróżnia się wysokim wskaźnikiem zgłaszania policji przez kobiety wymierzonych przeciwko nim aktów przemocy (28 proc. w przypadku przemocy ze strony partnera, 29 proc – jeśli oprawcą był ktoś inny niż partner). Na końcu stawki w tym zestawieniu znalazły się kraje skandynawskie – w Danii wskaźniki te wynoszą odpowiednio 10 i 16 proc. a w Finlandii 10 i 15 proc.
Czy Konwencja rzeczywiście pomoże poprawić te niechlubne statystyki? Do tej pory ratyfikowało ja 8 państw: Albania, Austria, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Portugalia, Serbia, Turcja i Włochy. Aby dokument wszedł w życie musi być ratyfikowany przez przynajmniej 10 państw - w tym 8 państw członkowskich Rady Europy.
Skąd się bierze przemoc?
Według członków Instytutu Ordo Iuris osoby będące zwolennikami ratyfikowania Konwencji uważają, iż przemoc wobec kobiet istnieje tylko dlatego, że rozróżnia się rolę społeczne między mężczyznami i kobietami. Przy takim podejściu, zdaniem autorów raportu „przemoc jawi się wówczas jako zjawisko uwarunkowane płcią, a konkretnie płcią pojmowaną jako ‘rodzaj’ (gender), czyli społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i atrybuty, które dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla kobiet lub mężczyzn”. W efekcie zwolennicy Konwencji – przekonują członkowie Instytutu Ordo Iuris – ignorują naukowo potwierdzone założenie, iż przemoc to zjawisko życia społecznego, uwarunkowane, szeregiem innych patologii, takich jak: czynniki obniżające kontrolę człowieka (nałogi), rozpad trwałych struktur społecznych, oswajanie z przemocą i jej banalizacja w przestrzeni publicznej.
Co więcej - twórcy raportu poświęconego Konwencji przytaczając dane o wysokiej skali przestępczości w krajach Skandynawskich, jej przyczynę widzą w rozwiązaniach inspirowanych ideologią gender. Niestety w tym przypadku nie podano żadnych danych statystycznych, które zobrazowałby wzrost skali przestępczości wobec kobiet od momentu wprowadzenia „genderowego” prawa.
O aborcji Konwencja nie mówi, ale…
Twórcy raportu poświęconego Konwencji obawiają się również, iż system monitorowania procesu wdrażania Konwencji przeprowadzany przez Grupę ekspertów do spraw przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (GREVIO), uwzględniając ideologiczne podejście, „podejmować będzie decyzje motywowane konwencyjnym paradygmatem światopoglądowym”.
Prawnik i psycholog Magdalena Korzekwa przekonuje np. że Konwencja będzie służyć upowszechnieniu aborcji. Swoją tezę argumentuje tym, iż w związku z założeniem, że przemoc uwarunkowana jest płcią, kobiety jako powód do usunięcia ciąży będą mogły podać jej wpływ na… swoje zdrowie psychiczne. Sama Konwencja jednak o aborcji nie mówi ani słowa. Groźne zdaniem autorów mogą być natomiast wynikające z niej zalecenia. - Obawiamy się, że zalecenia wynikające z Konwencji wymuszą na państwach członkowskich wprowadzenie przepisów ułatwiających dokonywanie aborcji – tłumaczyła jedna z autorek raportu na temat Konwencji, Anna Maria Jaśkiewicz.
Konwencja niezgodna z Konstytucją?
Autorzy raportu wymieniają także wątpliwości merytoryczne co do treści rozwiązań konwencyjnych, a w szczególności co do ich zgodności z Konstytucją. Zagrożenie ochrony rodziny ma stanowić treść art. 12 Konwencji, który głosi, iż strony podejmą działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn.
Obawy Instytutu budzi również zapis, który zdaniem autorów raportu, ograniczy prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Zgodnie bowiem z art. 14, w uzasadnionych przypadkach, strony Konwencji podejmują działania konieczne do wprowadzenia do oficjalnych programów nauczania na wszystkich poziomach edukacji materiałów szkoleniowych dostosowanych do zmieniających się możliwości osób uczących się, dotyczących równouprawnienia kobiet i mężczyzn, niestereotypowych ról przypisanych płciom, wzajemnego szacunku, rozwiązywania konfliktów w relacjach międzyludzkich bez użycia przemocy, a także dotyczących przemocy wobec kobiet ze względu na płeć oraz prawa do nienaruszalności osobistej. Przepis ten określony został przez Instytut Ordo Iuris mianem „licencji na indoktrynację”. Autorzy Raportu zarzucają ponadto Konwencji brak klauzuli gwarantującej autonomię szkołom prywatnym bądź związkom wyznaniowym.
Wątpliwości co do zgodności z Konstytucją wysunięte zostały w związku z zasadą równości wobec prawa oraz równości płci (art. 2 ust. 2 Konwencji). Niepokój wzbudziło też umieszczenie w art. 3 Konwencji otwartego katalogu aktów przemocy, co zdaniem przedstawicieli instytutu Ordo Iuris będzie oznaczać, że strony konwencji zaczną zwalczać bliżej nieokreślone zachowania.
Abstrahując od możliwej niezgodności Konwencji z konstytucją przedstawiciele Instytutu Ordo Iuris zarzucają dokumentowi brak kompleksowości i pominięcie kwestii, które rzeczywiście ich zdaniem doprowadzić mogą do obniżenia przemocy w rodzinie. Ich zdaniem ratyfikacja Konwencji przez wymaganą liczbę państw nie wprowadzi do porządku prawnego nowych żadnych rozwiązań, a będzie jedynie kolejnym sukcesem europejskiej lewicy w propagowaniu ideologii gender.
Jest zgoda rządu na ratyfikację konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet >>