W ciągu minionej dekady nie wytworzyliśmy wystarczająco efektywnego modelu wsparcia starań naszych obywateli o stanowiska wyższe bądź takie, które mogą być przystankiem na drodze do nich. Mówiąc wprost, przespaliśmy parę ładnych lat - mówi w wywiadzie dla DGP Artur Nowak-Far, podsekretarz stanu w MSZ, dr hab., prof. SGH, kierownik Katedry Prawa Europejskiego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie
Dwie strony wcześniej prof. Ewa Łętowska w swoim felietonie ubolewa nad tym, że polscy legislatorzy i implementatorzy nie potrafią czytać prawa unijnego ze zrozumieniem i korzystać z pozostawionego marginesu swobody. Stąd wiele naszych problemów, których można by uniknąć. Mocny zarzut.
Prawo unijne bywa skomplikowane i często rodzi pytania o to, na jakim poziomie został wyznaczony ów minimalny standard. Oportunizm, charakterystyczny dla każdej administracji, nie tylko naszej, w takiej sytuacji skłania do nadregulacji (tzw. goldplatingu), bo to mniej ryzykowne. Myślę jednak, że zarzut wadliwej implementacji był bardziej aktualny w latach 1998–2004. To wtedy z uwagi na silną presję na szybkie zamykanie poszczególnych rozdziałów akcesyjnych w Polsce wprowadzono wiele reguł prawnych niekoniecznie wskazujących na zrozumienie unijnych rozwiązań. Dziś rolą m.in. właśnie MSZ jest identyfikowanie przypadków owej nadregulacji. Pamiętajmy też, że implementacji stale się uczymy, to jest pewien proces, który za kilka lat da jeszcze lepsze efekty.
A umiemy wyciągać wnioski z własnych błędów? Zdaniem prof. Łętowskiej, do której znów się odwołam, porażki przed trybunałami międzynarodowymi w powtarzalnych sprawach świadczą o tym, że nie.
Mamy powtarzalne sprawy przed ETPC. Są one konsekwencją tego, że pewne kwestie, np. reprywatyzacja, pozostają nieuregulowane, a państwo w pewnych sferach jest nieefektywne – tu sztandarowym przykładem jest przewlekłość postępowań sądowych. Te problemy są jednak znane i przeanalizowane, tylko tempo ich rozwiązywania, m.in. poprzez wprowadzanie niezbędnych zmian w prawie, jest niezadowalające. Mamy niestety do czynienia ze słabością systemową.
Czy pana zdaniem polscy sędziowie, a także urzędnicy wystarczająco dobrze znają orzecznictwo trybunałów międzynarodowych, zwłaszcza strasburskiego?
Nie. Poważne deficyty wiedzy w tym zakresie zdradzają szczególnie przedstawiciele administracji. Stąd wdrażana właśnie inicjatywa Ministerstwa Spraw Zagranicznych, by program aplikacji prawniczych oraz aplikacji urzędniczej poszerzyć o elementy kształcenia na temat standardów ustanowionych przez ETPC. Ale najistotniejszą sprawą jest podnoszenie świadomości obywateli, bo to oni w konsekwencji wymuszą na urzędach i szerzej, na państwie działanie w zgodzie z owymi standardami. Temu ma służyć publikowanie orzeczeń ETPC w języku polskim.
Polacy chętnie mówią, że pójdą do Strasburga, ale chodzi im wyłącznie o miejsce kierowania skarg, a nie miejsce pracy. Dlaczego we wszelkich europejskich instytucjach jest tak mało Polaków?
To problem nie tylko europejskich, ale i międzynarodowych instytucji, nawet tych, w których przez lata nasza obecność tradycyjnie była bardzo wyraźna. Weźmy np. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, którego prezesami w przeszłości byli dwaj wybitni polscy prawnicy Bohdan Winiarski i Manfred Lachs. Obecnie w MTS na wyższym stanowisku pracuje tylko jeden Polak, i jest to szef służby bibliotecznej, skądinąd bardzo ważnej, dysponującej pięknymi zbiorami. Mamy po jednym swoim sędzim w ETPC i w TSUE, mamy rzecznika generalnego, ale w ich bezpośrednim zapleczu także nie widać rosnącego nowego pokolenia wytrawnych prawników międzynarodowych.
Wciąż nie rozumiem dlaczego?
Po części to konsekwencja zmian, jakie zaszły na naszym rynku usług prawnych w ostatnim ćwierćwieczu. Po 1989 r. otworzyły się przed prawnikami niespotykane wcześniej możliwości, pojawiły się międzynarodowe firmy, powstały nowe kancelarie oferujące świetne zarobki i perspektywę szybkiego awansu. Praca w międzynarodowej instytucji przestała być najlepszą z najlepszych karier.
Czyli po prostu brakuje chętnych, bo dziś ci prawnicy starszego pokolenia, którzy mają odpowiednie kompetencje, nie są zainteresowani zmianą pracy, a młodzi się nie nadają, przynajmniej na razie, tak?
Ławka odpowiednich kandydatów bywa krótka. Zmiana tego stanu rzeczy to kwestia co najmniej 5–10 lat. Zadaniem resortu jest informowanie o czekających na Polaków stanowiskach w administracji trybunałów, upowszechnianie wiedzy o takiej ścieżce kariery, zachęcanie do startowania w konkursach, do zgłębiania prawa międzynarodowego. Stąd rozmowy z przedstawicielami samorządów prawniczych, wizyty w poszczególnych apelacjach, spotkania ze studentami na uniwersytetach.
Zainteresowanie jest?
Wszędzie, gdzie zapukamy, mamy otwarte drzwi, ale na efekty przyjdzie nam poczekać, to długofalowy proces.
Czy inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej mają podobny problem? Najlepsi prawnicy wolą zajmować się zarabianiem pieniędzy?
Prezesem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze jest Słowak...
A, czyli się da. Może nie tylko brakuje nam kandydatów z odpowiednimi kwalifikacjami, ale i za słabo lobbujemy za nimi?
Lobbing także jest niezwykle ważny, podobnie jak odpowiednie przygotowanie kandydata do samego procesu rekrutacji. Wkrótce pani i czytelnicy będą mogli się przekonać, że wystawiamy bardzo porządnych kandydatów zainteresowanych objęciem określonych stanowisk.
Jakieś nazwiska?
Nie chcę ich spalić.
To zejdźmy jeszcze szczebelek niżej, bo przecież nie tylko o prestiżowe posady w trybunałach tu chodzi. Dane Komisji Europejskiej pokazują, że na ok. 22 tys. zatrudnionych w niej urzędników niespełna 1,5 tys. to Polacy. Nie uwierzę, że tu też brakuje nam chętnych.
W ciągu minionej dekady nie wytworzyliśmy wystarczająco efektywnego modelu wsparcia starań naszych obywateli o stanowiska wyższe bądź takie, które mogą być przystankiem na drodze do nich. Mówiąc wprost, przespaliśmy parę ładnych lat. Teraz się zaktywizowaliśmy i wywieramy stałą presję na komisję, by ta zrewidowała swoje praktyki, bo nam się po prostu udział w tym torcie należy. W odniesieniu do instytucji unijnych trzeba utrzymywać stały poziom napięcia i jest to zadanie zarówno dla przedstawicielstw, jak i administracji krajowej.
Niedawno prof. Maciej Szpunar, pana poprzednik w resorcie, jako rzecznik generalny TSUE wydał swoją pierwszą opinię po polsku. Jest się czym ekscytować?
Jest, bo to naprawdę wielka sprawa. Polski oczywiście nie staje się językiem roboczym trybunału, bo trudno oczekiwać, że nagle wszyscy zaczną się go uczyć. Ale teraz na podstawie dokumentów TSUE sporządzonych po polsku będą przygotowywane tłumaczenia na inne języki. Taka sytuacja dowartościowuje nasz język, podkreśla naszą obecność w Unii Europejskiej i ma ogromne znaczenie symboliczne.