Adwokat Radosław Baszuk: Obrona oskarżonego o zabójstwo nie jest dla adwokata trudna warsztatowo, nie są to najbardziej skomplikowane sprawy karne. Wyzwaniem są presja społeczna i ciężar odpowiedzialności spoczywającej na obrońcy.

Ewa Maria Radlińska: Mało wyszukana scena filmowa: wchodzi małżonek do mieszkania i widzi żonę w łóżku z kochankiem, łapie za nóż – czy raczej jak w amerykańskich produkcjach – chwyta za guna i strzela. Zabija żonę albo tego drugiego. Popełnia zabójstwo w afekcie?

Radosław Baszuk: W tego rodzaju sytuacjach u zdradzonego małżonka zapewne może wystąpić poryw uczucia gwałtownie i z niezwykłą siłą burzący równowagę psychiczną. Może on być uznany za tzw. stan silnego wzburzenia, czyli afekt fizjologiczny. Równie dobrze jednak stan emocjonalny sprawcy nie musi osiągnąć tego rodzaju extremum. Skoro jednak rozmawiamy o zabójstwie w afekcie, trzeba zadać kolejne pytanie: czy ocena zdarzenia wywołującego tzw. afekt fizjologiczny, dokonana przez pryzmat akceptowanych społecznie wartości etycznych, uzasadnia twierdzenie, że wzburzenie sprawcy, prowadzące do odebrania życia drugiej osobie, rzeczywiście jest usprawiedliwione okolicznościami. Dla mnie – jak i podejrzewam dla większości sądów – odpowiedź na to pytanie, przy tak sformułowanym kazusie, może być negatywna, mimo że ponoć co szóste zabójstwo w Polsce popełniane jest z zazdrości.

EMR: Takich spraw jest dużo?

RB: Nie. Znacznie więcej jest natomiast spraw, w których obrońcy starają się wykazać, że sprawca działał w afekcie. Jednak niewielka liczba skazań – na tle wszystkich wyroków za zabójstwo – dotyczy zabójstw w afekcie.

EMR: Trudno wykazać, że taki stan zaistniał?

RB: Nie to jest problematyczne. To kwestia odpowiednich ustaleń i wniosków opinii psychologicznych, czasem także psychologiczno-psychiatrycznych, finalnie zaś oceny sądu, w szczególności w zakresie usprawiedliwienia stanu silnego wzburzenia. Doktryna i orzecznictwo wyznaczają dość precyzyjnie grancie afektu. Rzecz w tym, że granice te zakreślone są, wbrew obiegowemu poglądowi, relatywnie wąsko.

EMR: O co więc konkretnie chodzi z tym afektem?

RB: Jest zjawiskiem fizjologicznym, a zarazem pojęciem prawnym. Jest to stan silnego wzburzenia sprawcy towarzyszący mu w chwili dokonania przestępstwa. Co do zasady stan wywołany przez pokrzywdzonego. Psychologowie nazywają to afektem fizjologicznym, który przybiera postać gwałtownego wybuchu w sposób zasadniczy ograniczającego kontrolną funkcję intelektu. Mówimy o nagłej, niemalże odruchowej reakcji na zdarzenie stanowiące szczególny, trudny do opanowania impuls sprawczy dla zachowania niezgodnego z prawem. Poza tym – tu ocena należy już wyłącznie do sądu – jeżeli stan taki wystąpił, koniecznym jest ustalenie zaistnienia okoliczności usprawiedliwiających silne wzburzenie, wiążących się najczęściej z nagannym zachowaniem pokrzywdzonego. Naganność ta podlega ocenie z punktu widzenia funkcjonujących w społeczeństwie norm moralnych, tj. kryteriów obiektywnych, a nie związanych z subiektywnym odczuciem sprawcy. Co oczywiste, okoliczności takie usprawiedliwiać mają stan silnego wzburzenia a nie sam czyn.

EMR: Nie jest to łatwa linia obrony. Krakowski sąd apelacyjny w jednym z wyroków (sygn. akt II AKa 241/13, Prawnik.pl pisał o tym orzeczeniu 11 kwietnia 2014 r. „Zwykłe zdenerwowanie to jeszcze nie afekt”) stwierdził, że zasadą jest, iż działaniom zmierzającym do zabicia człowieka towarzyszy silne napięcie emocjonalne, zdenerwowanie czy gniew. Co zaś do zabójstwa w afekcie, chodzi tu o wzburzenie o bardzo wysokim poziomie natężenia, przekraczające przeciętne zdenerwowanie.

RB: Całkowicie się z tym zgadzam. Przy wyborze sposobu obrony jest to kwestia, która wymaga głębokiego rozważenia, ryzyko porażki jest duże. Słusznie zwrócił uwagę sąd w przywołanym wyroku, że praktycznie w każdym przypadku, gdy sprawca odbiera życie innej osobie, towarzyszą temu emocje i to wysokie. Rzadziej jednak jest to afekt fizjologiczny, gwałtowny wybuch, odruchowa reakcja ograniczająca kontrolną funkcję intelektu.

EMR: A jak się ma taki afekt do zakłócenia czynności psychicznych?

RB: Afekt fizjologiczny nie jest chorobą psychiczną ani też upośledzeniem umysłowym. Jest silnym wzburzeniem o podłożu mieszczącym się w normie, a nie związanym z odchyleniami psychiki człowieka od tej normy. Nie jest nim reakcja nieadekwatna do celu, jakim jest neutralizacja napięcia wywołanego przez zachowanie innej osoby.

Afekt fizjologiczny może się jednak wiązać z patologicznymi reakcjami związanymi ze strukturą psychiki odstającą od normy, z upośledzeniem umysłowym czy chorobą psychiczną. Możliwe jest jednoczesne zastosowanie kwalifikacji prawnej afektu fizjologicznego i kwalifikacji wskazującej na znaczne ograniczenie poczytalności, ale tylko wtedy, gdy ograniczenie poczytalności ma swoją przyczynę w stanie patologicznym, a niezależnie od tego sprawca działa w stanie silnego wzburzenia wynikającego z usprawiedliwiających go okoliczności zdarzenia. Wówczas sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary. Zachodzą tu dwie różne sytuacje, o ile bowiem stan silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami ma swoje źródło w zdarzeniu lub zachowaniu, które powstało poza osobą sprawcy, o tyle zakłócenia czynności psychicznych zawsze tkwią w samym sprawcy.

EMR: A jeżeli sprawca jest z natury agresywny?

RB: Wtedy prawdopodobieństwo zdiagnozowania u niego afektu fizjologicznego jest małe. Teoretycznie możemy jednak wyobrazić sobie sytuację, w której impuls powodujący stan wzburzenia jest tak nieoczekiwany oraz tak nagły i wykraczający nawet poza agresywną strukturę psychologiczną sprawcy, że ów afekt fizjologiczny wywoła.

EMR: Co więc jest fundamentalne dla sądu, który zajmuje się taką sprawą?

RB: Pomijając pierwszoplanową kwestię ustaleń dotyczących sprawstwa samego czynu, sąd powinien zasięgnąć przede wszystkim opinii psychologicznej, rzadziej psychologiczno-psychiatrycznej aby potwierdzić lub wyeliminować ewentualność zakłóceń psychicznych. Mamy tu do czynienia z analizą trójfazową. Pierwsza faza wiąże się z szukaniem odpowiedzi na pytanie, czy podstawę działania sprawcy stanowił afekt. W drugiej chodzi o odpowiedź na pytanie, dlaczego sprawca zareagował afektem. W trzeciej fazie dokonuje się ocen etycznych i na ich podstawie ustala się, czy okoliczności usprawiedliwiały afekt czy też nie. W dalszej kolejności sąd ocenia postać zamiaru towarzyszącego sprawcy. Zbrodnię zabójstwa w typie podstawowym jak i występek zabójstwa w afekcie popełnić można zarówno z zamiarem bezpośrednim jak i ewentualnym. Jeżeli sprawcy towarzyszył zamiar ewentualny, jest to okoliczność brana pod uwagę przy wymiarze kary. Ocenie podlega także to, czy czyn przestępczy został przemyślany, zaplanowany, czy też działanie sprawcy miało charakter nagły, impulsywny. Liczy się też postawa sprawcy, jego właściwości i warunki osobiste, sposób życia przed i po popełnieniu czynu, to czy w sposób autentyczny żałuje jego popełnienia i wykazuje skruchę lub podejmuje działania w celu zaspokojenia krzywd, które wyrządził. W wypadku afektu istotna będzie także ocena zachowania pokrzywdzonego.

EMR: I wymierzy karę... No właśnie - polskie sądy surowo karzą?

RB: W sprawach o zabójstwo sądy bardzo precyzyjnie starają się dokonywać ustaleń faktycznych a następnie w bardzo dokładny sposób ocenić te ustalenia. Ważą też starannie wymiar kary. Nie podejmuję się oceny, czy wyroki są zbyt surowe czy łagodne. Każda sprawa jest inna, każda niepowtarzalna, jak inny i niepowtarzalny jest każdy człowiek. Zagrożenie ustawowe za zabójstwo w typie podstawowym to kara pozbawienia wolności od ośmiu do piętnastu lat, kara dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności lub dożywocie. W wypadku zabójstwa w afekcie - od roku do lat dziesięciu.

EMR: Czasem – po sprawach o zabójstwo podchwyconych przez media – pojawiają się pomysły zaostrzenia kary za ten czyn. Jak pan to ocenia?

RB: Negatywnie. To tani, żerujący na niskich instynktach populizm. Sądy muszą mieć odpowiednie pole swobody przy orzekaniu o wysokości kary. Ustawodawca, który tworząc prawo bardzo wąsko zakreśla granice wymiaru kary, grzeszy pychą, gdyż nie jest w stanie przewidzieć wielu możliwych przypadków, w których wymierzenie kary w granicach tak zdefiniowanego ustawowego zagrożenia będzie rażąco niesprawiedliwe. Obowiązujące ustawowe zagrożenie karą w wypadku zabójstwa jest wystarczające i relatywnie surowe. Pozwala sądom orzekającym na uwzględnianie wszystkich istotnych okoliczności wpływających na wysokość kary, dostosowanie jej do osoby sprawcy, stopnia jego zawinienia i charakteru czynu.

EMR: Ile razy bronił pan oskarżonego o zabójstwo?

RB: Kilka razy.

EMR: Jedną z takich spraw była głośna w 2010 r. sprawa zabójstwa policjanta na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli. Jak relacjonowały media: stojący na przystanku mężczyzna rzucił koszem na śmieci w tramwaj. Z wagonu wybiegł pasażer, który okazał się policjantem po cywilnemu i zaczął gonić napastnika. Doszło do szamotaniny, do której dołączył trzeci mężczyzna. Ten pierwszy ugodził policjanta nożem w klatkę piersiową. Policjant zmarł. Wraca pan myślami do tej sprawy?

RB: Tak. Do dziś mam wątpliwości czy wyrok, który zapadł, był słuszny. Mojego klienta – to ten, który dołączył do zdarzenia jako ostatni – uznano za winnego zabójstwa w zamiarze ewentualnym. Uważam, że orzekające w sprawie sądy, w sytuacji gdy występowały znaczne rozbieżności w zeznaniach obserwujących zajście świadków, nie oceniły w sposób właściwy tego, że zdarzenie z udziałem i w świadomości mojego klienta trwało dosłownie kilka sekund. Wątpię, by obejmował on swoim zamiarem, choćby ewentualnym, śmierć człowieka. To jednak wyłącznie subiektywna ocena obrońcy. Wyrok jest prawomocny.

EMR: Ile dostał?

RB: Piętnaście lat. Drugi z oskarżonych, któremu przypisano działanie w zamiarze bezpośrednim, skazany został na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności.

EMR: Są adwokaci, którzy specjalizują się wyłącznie w sprawach o zabójstwa?

RB: Nie znam takich. To zbyt wąska dziedzina.

EMR: Przeciętny adwokat udźwignie taką sprawę bez większego problemu?

RB: To zależy, jaki aspekt dźwigania weźmiemy pod uwagę. Dla adwokata obrona oskarżonego o zabójstwo nie jest trudna warsztatowo, nie są to najbardziej skomplikowane sprawy karne. Wyzwaniem w tego rodzaju sprawach jest presja społeczna i ciężar odpowiedzialności spoczywającej na obrońcy. Z tym związane są problemy emocjonalne. Chodzi przecież o najpoważniejszą zbrodnię – odebranie życia innemu człowiekowi. To nie jest coś, z czym adwokat – nawet karnista - spotyka się na co dzień. Ciężar odpowiedzialności jest nieporównywalny. Odpowiedzialności za los oskarżonego, za sposób obrony, także za uczucia bliskich pokrzywdzonego. Ciężar emocjonalny takich spraw może utrudniać efektywne prowadzenie obrony. Z drugiej strony – procesom o zabójstwo często towarzyszy presja opinii publicznej. Opinia publiczna nie czyta akt sprawy. Nie interesują jej niuanse i wątpliwości, natomiast jej wyroki są kategoryczne i nie podlegają zaskarżeniu.

EMR: Może więc lepiej odmówić klientowi?

RB: Nie wolno. Obowiązkiem adwokata jest obrona oskarżonego. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której adwokat, który wie dlaczego wybrał zawód obrońcy i wie, jakie na nim spoczywają obowiązki, odmówi podjęcia się obrony w sprawie karnej z tego powodu, że jest to sprawa o zabójstwo. To świadczyłoby, że pochopnie wybrał zawód.

Rozmawiała Ewa Maria Radlińska