W opinii prawników doświadczenia ostatnich miesięcy wykazały nie tylko brak przygotowania PGP do wykonywania powierzonych zadań, ale i obnażyły wady systemowe.
W opinii prawników doświadczenia ostatnich miesięcy wykazały nie tylko brak przygotowania PGP do wykonywania powierzonych zadań, ale i obnażyły wady systemowe.
/>
/>
/>
Jeśli rzeczywiście chce się usprawnić działanie wymiaru sprawiedliwości, a nawet jeśli chce się uchronić wymiar sprawiedliwości od całkowitej zapaści, należy pilnie znowelizować przepisy procesowe regulujące zasady doręczania korespondencji sądowej oraz zasady korespondowania z sądami. Bez prawidłowo działającego systemu obiegu korespondencji nie jest bowiem możliwe sprawne rozpoznawanie spraw sądowych. Zmiany systemu doręczeń muszą mieć jednak charakter wielopłaszczyznowy. Wcale nie jest najistotniejszą kwestią głośna sprawa wyboru nowego operatora pocztowego, który będzie świadczył usługi pocztowe dla sądów, choć rzeczywiście zmiana operatora ujawniła nie tylko wiele niespotykanych dotąd zagrożeń, ale również szereg niedoskonałości obowiązujących regulacji prawnych.
Truizmem jest twierdzenie, że korespondencja z sądów musi sprawnie, na czas i bezpiecznie docierać do adresatów. Jeśli się tego nie zagwarantuje, to skutki będą opłakane. Masowe odraczanie rozpraw z uwagi na brak dowodów doręczenia pism sądowych przekładać się musi na spadek tempa rozpoznawania spraw sądowych. Dlatego dziwi, że prawnie określone standardy doręczania korespondencji wiążą tylko operatora wyznaczonego – Pocztę Polską, a już nie wiążą innych operatorów zajmujących się faktycznie wykonywaniem usług pocztowych na zlecenie sądów. Lecz to nie największe zagrożenie. Znacznie groźniejsze skutki społeczne związane są z systemem doręczeń zastępczych. Jeśli adresat nie podejmie w terminie awizowanej korespondencji, sąd uzna, że została ona doręczona w ostatnim dniu terminu przeznaczonego na podjęcie awizowanego listu. Skutkiem tego jest uznanie, że rozpoczął się bieg terminów procesowych, a ujemne skutki upływu tych terminów, włącznie z prawomocnym przegraniem sprawy, obciążają adresata. Dziś nie ma jednak gwarancji, że listonosz pozostawił w skrzynce prawidłowo wypełnione awizo dla nieobecnego adresata. I czy doręczył drugie awizo. A dowodów błędów w awizowaniu korespondencji jest aż nadto. Niestety zbyt często słyszy się również o oszustwach listonoszy, którzy wcale nie wypełniają i nie zostawiają awiza w skrzynce. Dlaczego? Bo za znacznie więcej pracy związanej ze żmudnym wypełnieniem druczku awiza doręczyciele dostają znacznie mniejsze wynagrodzenie niż za bezpośrednie doręczenie listu. Sprawdza się więc zasada, jaka praca taka płaca, tym bardziej że nieuczciwość trudna jest do udowodnienia.
Zbyt często obywatel narażony jest więc na to, iż przegra sprawę, nawet nie wiedząc, że gra się rozpoczęła. A gdy podejmie obronę, składając choćby wniosek o przywrócenie terminu, musi udowodnić, iż listonosz nie wykonał obowiązku pozostawienia awiza w skrzynce. To często zadanie wręcz niewykonalne. Nowoczesne technologie dają jednak warte przemyśleń rozwiązania, np. możliwość przechowywania w systemie informatycznym operatora pocztowego fotografii wypełnionego druku awiza jako dowodu pozwalającego zweryfikować sposób wykonania obowiązku awizowania listu sądowego. Jeśli chce się zagwarantować obywatelom ochronę przed nadużyciami na tym polu, to konieczne jest prawne usankcjonowanie obowiązku gromadzenia przez operatora dowodów prawidłowości awizowania korespondencji sądowej. Rzecz jednak również w tym, że przepisy procesowe nie precyzują jednoznacznie terminu odbioru listu z awiza. W postępowaniu cywilnym termin odbioru awizowanej przesyłki uzależniony jest od dnia, w którym pozostawiono w skrzynce pierwsze oraz drugie awizo. Przez lata działalności Poczty Polskiej przyzwyczailiśmy się, że na odbiór awizowanego listu mamy czternaście dni. Ale z przepisów kodeksu postępowania cywilnego i rozporządzenia wykonawczego w sprawie doręczeń wynika, że to co najmniej szesnaście dni, zakładając, że listonosz drugie awizo pozostawił w skrzynce następnego dnia po upływie pierwszego tygodnia na odbiór listu. Jeśli listonosz doręczył drugie awizo później, termin odbioru automatycznie ulegnie wydłużeniu. Czy jednak sprawiedliwy jest system, który premiuje dodatkowym czasem na odbiór listu sądowego tych, którzy przez złą organizację pracy listonosza drugie awizo otrzymali później?
Zagadką dla mnie pozostanie, dlaczego sąd może wysyłać korespondencję za pośrednictwem dowolnego operatora pocztowego, zaś obywatel, by mieć pewność dotrzymania terminu w sprawach niekarnych, może korzystać jedynie z usług operatora wyznaczonego – Poczty Polskiej, względnie z dowolnego operatora, ale działającego za granicą. Oraz dlaczego w sprawach karnych listy do sądu mogą być wysyłane – z zachowaniem terminu procesowego - za pośrednictwem dowolnego operatora działającego zgodnie z prawem pocztowym, a w innych postępowaniach sądowych już nie ma takiej możliwości. W sprawach cywilnych pilnie należy zwolnić prawników z uciążliwego i kosztownego obowiązku dołączania do pisma przeznaczonego dla sądu dowodu nadania odpisów pism dla innych pełnomocników procesowych. Obowiązek ten powoduje, że nadawca, oprócz mnóstwa czasu, bezpowrotnie traci urzędowy dowód nadania listu, potrzebny mu choćby do zgłoszenia reklamacji przesyłki. Zmiana wcale nie musi polegać na przywróceniu obowiązku doręczania odpisów pism procesowych przez sądy. Wystarczy, by pełnomocnik złożył sądowi pisemne oświadczenie, że wysłał odpisy pism pełnomocnikom innych uczestników.By nie pozostawić wrażenia, że w sprawie systemu doręczania korespondencji sądowej „diabeł tkwi w szczegółach”, warto przypomnieć, że jakiś czas temu przyjęto przepisy likwidujące obowiązek meldunkowy. Czekająca na wejście w życie nowelizacja będzie miała konsekwencje również dla systemu doręczeń korespondencji sądowej. Nie tylko zniknie bowiem obowiązek wskazywania adresu, pod którym obywatel przebywa z zamiarem stałego pobytu (adresu zameldowania, czasem błędnie utożsamianego z adresem zamieszkania), ale również sukcesywnie zlikwidowane zostaną bazy danych gromadzące informacje o adresach obywateli. Nie będzie więc źródła, z którego osoba mająca interes prawny mogłaby ustalić adres swojegoprzeciwnika procesowego. Nie będzie urzędowego źródła ustalania adresów dla doręczeń korespondencji kierowanej do osób fizycznych w różnego rodzaju postępowaniach: karnych, cywilnych, sadowo-administracyjnych, podatkowych, administracyjnych. Nie będzie zbioru adresów świadków, pokrzywdzonych, oskarżonych, pozwanych, stron. A wówczas powstanie kolosalny problem, jak sąd czy inni uczestnicy różnorakich postępowań mają się komunikować z osobami, których adresów zamieszkania nie posiadają, względnie których adresy okazały się, bez winy odbiorcy, niewłaściwe. Paradoksalnie jednak tykająca bomba „adresowa” może okazać się katalizatorem potrzebnych zmian. Być może znowu z rozwiązaniem przyjdzie nowoczesna technologia, a bazy adresów zamieszkania (bo już raczej nie zameldowania) będą mogły być uzupełniane adresami e-mailowymidla celów doręczania korespondencji sądowej. Bo przecież rewolucja informatyczna coraz mocniej dobija się do wymiaru sprawiedliwości. Jak choćby już dawno zapowiadana reforma polegająca na wprowadzeniu do przepisów procedur sądowych instytucji elektronicznego biura podawczego. Bez tej zmiany system korespondencji papierowej wcześniej czy później zatka wymiar sprawiedliwości na amen.
Czy lekarstwem na problemy z doręczeniami korespondencji sądowej może być sądowa służba doręczeniowa? Na to pytanie część z sędziów odpowiada twierdząco. W mojej ocenie jednak nie do końca słusznie. Trzeba bowiem przypomnieć, że próby tworzenia takiej służby – bez większych efektów – były już kiedyś podejmowane między innymi w Krakowie. Asumptem do działań było wciąż obowiązujące rozporządzenie ministra sprawiedliwości w sprawie warunków organizacji oraz struktury sądowej służby doręczeniowej. Akt ten miał stanowić remedium na przewlekłość postępowań. We wspomnianym rozporządzeniu określono, że służba doręczeniowa ma być częścią oddziału administracyjnego sądu. W jej skład zaś mogą wejść zarówno pracownicy zatrudnieni w celu dokonywania doręczeń, jak i inni pracownicy sądu, którzy na podstawie dodatkowej umowy cywilnoprawnej doręczać mają pisma sądowe poza godzinami urzędowania sądów.
Początkowo optymistycznie zakładano, że doręczaniem korespondencji w całości – bez konieczności angażowania dodatkowych osób – zajmować się będą po godzinach pracy wyłącznie pracownicy sądów. Argumentowano, że zaletą takiej formy doręczania jest szybkość i kompetencja sądowych listonoszy. Pracownicy sądów byli bowiem należycie przeszkoleni i wiedzieli, jaką adnotacje na danym dokumencie zostawić w przypadku, gdy ktoś np. odmawia odbioru korespondencji. Znali też zasady i byli świadomi wagi awizacji – z tym zaś zarówno za czasów Poczty Polskiej, jak i obecnie za Polskiej Grupy Pocztowej i InPostu różnie bywało i bywa. Minusem był oczywiście fakt, że doręczenie możliwe było jedynie w sytuacji, gdy strona mieszkała w niedalekiej odległości od sądu. Zdawano sobie więc sprawę, że bez sporych nakładów finansowych niemożliwe jest pokrycie przez sądową służbę doręczeniową obszaru całej apelacji, Polski – nie mówiąc już o Europie.
Wszystkie te argumenty aktualne są również i teraz, kiedy po raz kolejny występują problemy z doręczaniem korespondencji z sądów i ponownie pojawiają się głosy, by zrealizować pomysł sprzed lat, i to na szeroką skalę.
Powołanie służby doręczeniowej miałoby sens jednak jedynie wtedy, gdybyśmy optymistycznie założyli że dokonywane przez nią doręczenia będą:
● skuteczniejsze
● szybsze i profesjonalnie wykonywane,
● a także tańsze.
Czy wszystkie te przesłanki możliwe są obecnie do spełnienia? W mojej ocenie nie. Pierwszy powód to braki kadrowe wśród pracowników sądów, którzy są już dziś na tyle dociążeni pracą, że z pewnością w większości nie byliby zainteresowani podjęciem dodatkowych zadań. To samo tyczy się woźnych sądowych. Nie ma też sensu mnożyć bytów i zaprzęgać do tego kolejnej wyłonionej w przetargu profesjonalnej firmy.
Jedynie co pozostaje, to wymagać, by obecny operator pocztowy zobowiązany od Nowego Roku do doręczenia przesyłek z sądów i prokuratur prawidłowo wypełniał swoje zadania.
Oczywiście, że tak. Konkurencja przydaje się na każdym rynku. Również Poczcie Polskiej, chociażby po to, aby podnosiła standardy obsługi przy zachowaniu rozsądnych i atrakcyjnych cen. I to wcale nie jest tak, że z nadejściem nowej ery doręczeń sądowych zapomniałam o wpadkach Poczty Polskiej. Wiele osób zapewne pamięta kolejki, zamknięte okienka. Zdarzały się błędy w awizowaniu czy wrzucanie awiz do skrzynki, gdy domownik był w domu, zwłaszcza w budynkach wielorodzinnych.
Poczcie Polskiej konkurencja jednak już zrobiła dobrze – podniesienie poziomu świadczonych usług jest zauważalne. Niemniej otwarcie każdego rynku powinno odbywać się z głową, aby przypadkiem nie wylać dziecka z kąpielą. U nas o otwarciu rynku – wszystko jedno jakiego – myśli się wyłącznie w kategoriach ceny, zapominając o jakości. Wskazuje się, że jak ktoś będzie miał towar czy usługę kiepskiej jakości, to najwyżej klienci nie będą u niego kupować. Pytanie tylko, czy warto od razu wszystko stawiać na wolnoamerykankę i liczyć się z tym, że będą ofiary (ktoś się musi naciąć na towar/ wadliwą usługę, żeby rynek wiedział, które towary/usługi są kiepskiej jakości), czy też ewentualnie minimalizować ryzyko?
Trochę tak, choć akurat w mojej okolicy jeszcze nie jest najgorzej. Są koleżanki i koledzy, którzy pocztę dostają regularnie, a są i tacy, którzy swojej korespondencji muszą szukać lub czekają na listy jeszcze ze stycznia. Dla mnie najbardziej uciążliwe są godziny otwarcia punktów odbioru korespondencji, muszę sobie specjalnie organizować dzień na jej odbiór, gdyż punkt przy mojej kancelarii czynny jest do godz. 17, więc muszę tam trafić jeszcze przed rozpoczęciem pracy z klientami.
Jeśli chodzi o ten akt oskarżenia, to pamiętam, że chodziło o klienta mec. Francesco Goldoniego z Obornik. W praktyce jednak najczęściej występują problemy z tym, że listy – w tym wezwania na rozprawy– nie wiedzieć czemu nie docierają do wszystkich stron. Ostatnio na przykład mec. Ewa Stępniak z Lublina miała kończyć 14-letnią sprawę karną w Warszawie – niedługo ustaje karalność czynu, którego sprawa dotyczy. Sąd w lutym wyznaczył rozprawę na 27 marca 2014 r. Mec. Stępniak dostała wezwanie e-mailem, poprosiła o taką formę, gdyż w Lublinie doręczenia nie funkcjonują zbyt dobrze. Na rozprawę przyjechał świadek z USA. Sprawa się jednak nie odbyła, bo nie było jednego z oskarżonych. Ta sama prawniczka ma również sprawę trwającą już niemalże 10 lat w Zamościu. Oskarżony jest pozbawiony wolności, rozprawy są wyznaczone po trzy razy w tygodniu i spadają ze względu na nieobecność niepowiadomionych o terminach świadków. W efekcie czego sąd zaczął doręczać wezwania za pośrednictwem policji.
Dla mnie największy problem jest jednak z czasem, jaki upływa od przyjęcia pisma przez operatora (według daty jego stempla) do daty pozostawienia pierwszego awiza. Problem kumulacji doręczeń niestety nadal istnieje.
To już zupełnie inny problem, ale to prawda – awizacja jest całkowicie nieprawidłowa. Dostaję awiza wystawione na od 14 do 17 dni, zamiast siedmiu, jak kodeks przykazał. Zdarzyło mi się też odebrać korespondencję po terminie, w którym powinna mieć miejsce druga awizacja. Wszystko dlatego, że drugich awiz do skrzynki po prostu nie dostałam, a informację o nich znalazłam na stronie PGP. Co ciekawe, gdy już listy w końcu odebrałam, na części kopert została wpisana data rzekomej drugiej awizacji, na części zaś były pozostawione puste pola. To oczywiście rodzi pytanie, co się miało z tymi polami stać, gdyby termin na odbiór upłynął? Czy byłyby zwrócone do sądu niewypełnione, co wiązałoby się z koniecznością uwzględnienia przez operatora reklamacji, czy też może wpisane byłyby daty „dokonania” czynności wynikające z przepisów prawa?
Zagrożeń jest kilka. Najbardziej chyba poważne to instytucja fikcji doręczenia, która najogólniej rzecz ujmując, polega na tym, że pismo dwukrotnie awizowane uznaje się za odebrane. Może się więc okazać, że ktoś przegrał sprawę, choć nawet o niej nie wiedział. Na Poczcie Polskiej to ryzyko było minimalizowane – szłam do placówki i tam pracownik po moim nazwisku lub adresie sprawdzał, czy jest dla mnie korespondencja. Nawet więc jak gdzieś zdarzył się błąd ludzki i np. listonosz nie zostawił awiza – co zdarzało się zarówno za bytności Poczty Polskiej jak i obecnie – to jednak zawsze był ten bezpiecznik w postaci sprawdzenia przesyłek w placówce czy chociażby drugiego awiza. Teraz albo mam awizo i odbieram, albo nie mam jak się dowiedzieć, czy są do mnie jakieś przesyłki. Drugie awizo bowiem, jak już zostało to wskazane, rzeczywiście fizycznie zostawiane nie jest, przynajmniej nie u mnie.
Inne zagrożenia wiążą się z kolei z terminem rozpoznawania spraw sądowych. Zwłaszcza w sądach w dużych miastach, gdzie na rozprawę czeka się po kilka miesięcy. Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy na sprawę przyjeżdża tylko część stron i pełnomocników, a brak jest zwrotek od pozostałych. Sprawa przedłuży się o kolejne kilka miesięcy.
I to już samo w sobie jest absurdem. Już przecież w kodeksie postępowania karnego zostało określone, że przerwa w rozprawie może trwać maksymalnie 35 dni. Nie przypominam sobie, aby nastąpiło uchylenie tej instytucji. Absurdalny jest również pomysł portalu, w którym prawnik będzie mógł sprawdzić, czy idzie do niego jakaś korespondencja z sądu. Co mi po takim narzędziu, jeśli druga strona, która nie korzysta z pomocy prawnika, nie przyjdzie na rozprawę, bo nie dostanie korespondencji? Portal specjalnie dla prawników nie rozwiązuje sytuacji z doręczeniami z punktu widzenia statystycznego Kowalskiego. Operator powinien więc zastanowić się nad działaniami, które rzeczywiście i całościowo poprawią sytuację.
Tak długo, jak nie będą prawidłowo awizowane przesyłki, a czynności oraz kolejność ich dokonywania są szczegółowo opisane w kodeksach i rozporządzeniach, tak długo nie ma mowy o skutecznym doręczeniu. Tak stwierdził Sąd Najwyższy np. w sprawie o sygn. akt I CZ 35/2008. Obawiam się, że rzeczywiście znajdą się osoby, które będą chciały zastosować obstrukcję procesową. Już samo wystawienie awiza na kilkanaście dni (w miejsce siedmiu) będzie podstawą do odmowy uznania przesyłki za doręczoną.
Dla mnie pozytywem ze strony nowego doręczyciela są próby podejmowania się rozmów z adresatami korespondencji. Napisałam pismo do Polskiej Grupy Pocztowej o tym, że placówki w mojej okolicy nie działają i muszę jechać daleko po korespondencję. Po jakichś 2–3 tygodniach punkt w okolicy kancelarii został otworzony i dostałam odpowiedź, że moje uwagi zostały uwzględnione. Zobaczymy, co będzie dalej. Tej komunikacji zdecydowanie brakuje mi ze strony Poczty Polskiej. Muszę również zaznaczyć, że czy to na Poczcie Polskiej, czy obecnie w SKOK-u, jeżeli chodzi o wydawanie przesyłek, jestem obsługiwana równie profesjonalnie.
Największą bolączką jest czas, jaki upływa od przyjęcia pisma przez operatora (według daty jego stempla) do daty pozostawienia pierwszego awiza. Problem kumulacji doręczeń niestety nadal istnieje
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama