Prezydencki projekt jako kryterium tworzenia i znoszenia jednostki posługuje się liczbą mieszkańców, a nie etatów sędziowskich. W końcu to sędziowie są dla obywateli, a nie odwrotnie - mówi Antoni Górski przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.
ikona lupy />
Antoni Górski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa / Dziennik Gazeta Prawna
To, że prezydent tak bardzo zaangażował się w sprawy sądów, bardziej pana przewodniczącego cieszy, czy dziwi?
Zgodnie z art. 126 ust. 2 konstytucji prezydent RP czuwa nad przestrzeganiem ustawy zasadniczej. Konstytucyjny ustrój naszego państwa opiera się na zasadzie podziału i równowagi trzech władz: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Rolą prezydenta jest więc m.in. dbałość o przestrzeganie i realizację tej zasady. Co więcej, to on, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, powołuje sędziów wszystkich szczebli, od sądu rejonowego poczynając, na Sądzie Najwyższym kończąc. Większe zaangażowanie się pana prezydenta w kwestie związane z wymiarem sprawiedliwości odbieram więc pozytywnie.
Ale prezydent wykazuje w kwestii sądów również aktywność legislacyjną. To nie niepokoi?
Skoro władza sądownicza nie ma inicjatywy ustawodawczej, to jest rzeczą uzasadnioną, aby aktywność w tym zakresie podejmował właśnie prezydent.
Wywodzi się on jednak z określonej frakcji politycznej, a sądy mają być apolityczne.
Jednak będąc wybierany w wyborach powszechnych, ma – jako głowa państwa – naturalny niejako obowiązek dbania o to, aby kierować się przede wszystkim interesem publicznym i ogólnopaństwowym, dystansując się możliwie od doraźnych interesów partyjnych. To zaś odpowiada jak najbardziej władzy sądowniczej, która ze swojej istoty powinna być apolityczna.
Zapytam wprost: czy nie obawia się pan, że może to być próba wpływania na władzę sądowniczą?
Jedną z zasad konstytucyjnych jest niezależność sądów i niezawisłość sędziów, którą prezydent, jako strażnik konstytucji, ma obowiązek respektować w sposób szczególny. W dotychczasowej współpracy z obecnym prezydentem Krajowa Rada Sądownictwa nie stwierdziła zagrożenia tej zasady ze strony głowy państwa.
Jest on jednak przedstawicielem władzy wykonawczej, a ta już wielokrotnie pokazała, że ma ochotę podporządkować sobie sądownictwo.
Sędziowie obawiają się bardziej takiego zagrożenia ze strony drugiego segmentu władzy wykonawczej, a konkretnie ministra sprawiedliwości, który jest wyposażony przez ustawę w szerokie uprawnienia do sprawowania nadzoru administracyjnego nad sądownictwem powszechnym i wojskowym. Kwestia tego nadzoru i sposobu jego wykonywania należy do najbardziej kontrowersyjnych, zwłaszcza że w praktyce trudno jest oddzielić ją od tak delikatnej materii, jaką jest niezawisłość sędziowska.
Czego dotyczą rozmowy prowadzone z głową państwa?
Przede wszystkim ważnej kwestii ustrojowej, jaką jest przywrócenie instytucji asesora sądowego. Przypomnę, że Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 24 października 2007 r. uznał ówczesne regulacje prawne dotyczące tej instytucji za niezgodne z konstytucją.
Dlaczego ta kwestia jest tak ważna, że aż pochylił się nad nią prezydent? Przecież obecnie sędziowie są powoływani, system się nie zawalił.
Rozwiązanie, które obecnie funkcjonuje, zostało przyjęte pod presją czasu, w ostatniej niemal chwili. Jest to rozwiązanie prowizoryczne. Polega ono na przyznaniu uprawnienia do ubiegania się o pierwszą nominację sędziowską osobom, które zdały egzamin sędziowski i mają minimum dwa lata stażu pracy na stanowisku asystenta sędziego lub referendarza sądowego.
I jaki jest tego skutek?
To rozwiązanie powoduje, że ponad 90 proc. kandydatów na urząd sędziego wywodzi się spośród tych młodych ludzi, którzy nie mają żadnej praktyki orzeczniczej (asystenci) lub praktykę bardzo ograniczoną, ze względu na wąski zakres kompetencji referendarzy. Powierzanie takim osobom dożywotnio władzy sądzenia obarczone jest sporym marginesem błędu w wyborze, gdyż najlepszym sprawdzianem przydatności do pełnienia tej odpowiedzialnej funkcji jest praktyka. Pan prezydent zdaje sobie sprawę z tej ułomności obecnego stanu prawnego.
Czego sędziowie spodziewają się po tych rozmowach?
Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że nie są to tylko oczekiwania sędziów.
A czyje?
W przeprowadzonych na zlecenie Krajowej Rady Sądownictwa reprezentatywnych badaniach ankietowych wśród sędziów, adwokatów, radców prawnych i prokuratorów aż 57 proc. respondentów uznało obecny model dochodzenia do urzędu sędziego rejonowego za wadliwy. KRS, w której skład wchodzi, oprócz sędziów, sześciu parlamentarzystów z różnych opcji politycznych, przedstawiciel prezydenta oraz minister sprawiedliwości, opowiedziała się za ideą przywrócenia asesury.
Jakie więc kroki zostaną podjęte, aby zlikwidować ten problem?
Powołany przez radę zespół, razem z zespołem utworzonym przez ministra sprawiedliwości, opracował wstępny projekt regulacji prawnej w tym zakresie.
W jakim kierunku idą propozycje?
Przewiduje się dwie drogi ubiegania się o urząd sędziego: kandydowanie doświadczonych osób z innych profesji prawniczych i właśnie przez asesurę, której kształt prawny odpowiadałby standardom konstytucyjnym.
Jak ocenia pan szanse tego projektu?
Mamy nadzieję, że pan prezydent zaakceptuje tę ideę i wystąpi z odpowiednią inicjatywą ustawodawczą, a ta zostanie uchwalona ponad podziałami partyjnymi.
Jak się panu przewodniczącemu podoba pomysł prezydenta na sposób kształtowania struktury sądów?
Jest lepszy od dotychczasowej regulacji.
Dlaczego?
Wychodząc z innych założeń ideowych, posługuje się bowiem jako kryterium tworzenia i znoszenia sądu liczbą obywateli zamieszkałych na terenie gminy oraz liczbą spraw, a nie etatów sędziowskich. Akcentuje w ten sposób, że to sędziowie są dla obywateli, a nie odwrotnie. Kryteria te stanowią także wyraźne wytyczne dla ministra sprawiedliwości, ograniczając jego arbitralność.
Prezydencki projekt został jednak skrytykowany.
Oczywiście, wymaga on doprecyzowań, ale pojawiające się głosy, że minister będzie mógł utworzyć jeden sąd dla całego kraju, uznaję za obawy mocno przesadzone.
Jak odniesie się pan do zawetowania przez prezydenta obywatelskiej ustawy o okręgach sądowych?
KRS opiniowała projekt tej ustawy pozytywnie. Dotychczasowy stan prawny stwarzał bowiem ministrowi sprawiedliwości pole do nadużywania uprawnień związanych z możliwością tworzenia, znoszenia i przekształcania sądów, co godziło w zasadę niezależności władzy sądowniczej. Poza tym, zdaniem rady, z Konwencji Praw Człowieka wynika obowiązek zapewnienia obywatelowi prawa dostępu do odpowiedniego sądu określonego ustawą, a nie innym aktem prawnym. Wreszcie wzgląd na konieczność zapewnienia stabilności ustrojowej sądów przez uchronienie zarówno ich samych, jak i obywateli przed częstotliwością wprowadzanych zmian przemawia również za określeniem struktury sądów w drodze ustawy.
A co się w tym projekcie panu nie podobało?
Można mieć do tego projektu takie zastrzeżenie, że zamiast przedstawienia własnej, merytorycznej propozycji przebudowy i utrwalenia tej struktury, poniekąd mechanicznie odtwarzał siatkę sądów istniejącą przed zmianą dokonaną w drodze rozporządzenia ministra sprawiedliwości z 2012 r. Tym samym, z punktu widzenia obywatela, mogło to wyglądać na jakiś rodzaj rozgrywki na szczytach władzy, a nie na poważną i pogłębioną propozycję ustrojową.
Jak się układa współpraca z innym przedstawicielem władzy wykonawczej? Mam tu na myśli nowego ministra sprawiedliwości.
Na razie pomyślnie, czego potwierdzeniem jest wspólne stanowisko rady i ministra w sprawie przywrócenia instytucji asesora sądowego.
I nie ma większych tarć?
Różnice poglądów czy rozbieżności stanowisk są w ustroju demokratycznym czymś naturalnym. Minister sprawiedliwości ma w stosunku do sądownictwa duży zakres uprawnień, ale powinien zawsze pamiętać, że nosicielem władzy sądowniczej są sądy i sędziowie, a nie administracja sądowa. Pozostałe dwie władze, zgodnie z art. 178 ust. 2 konstytucji, mają przede wszystkim obowiązek zapewnienia władzy sądowniczej odpowiednich warunków do sprawowania wymiaru sprawiedliwości.
Krajowa Rada Sądownictwa ponoć przygotowuje projekt nowego prawa o ustroju sądów powszechnych. Skąd ten pomysł?
Dotychczas projekty takie pochodziły od władzy wykonawczej, a rada je tylko opiniowała. Powstał więc pomysł opracowania założeń nowej ustawy przez radę, zwłaszcza że obowiązująca ustawa, na skutek licznych nowelizacji, jest w wielu miejscach niespójna. Dodatkowym argumentem jest to, że wprowadzone ustawą nowelizującą z 2011 r. – wbrew przestrogom rady – głębokie zmiany do u.s.p. w wielu przypadkach okazały się chybione.
Jakie więc rozwiązania znajdą się w u.s.p. marzeń?
Jednym z przyjętych przez radę założeń projektu jest propozycja przekazania wykonywania nadzoru administracyjnego nad sądownictwem powszechnym i wojskowym Krajowej Radzie Sądownictwa.
To coś nowego. Do tej pory mówiło się ewentualnie, że taki nadzór powinien sprawować I prezes Sądu Najwyższego.
Rada uznała to rozwiązanie, sprawdzone zresztą w kilku krajach europejskich oraz m.in. w Turcji, za najlepsze. Za takim modelem nadzoru przemawia zróżnicowany skład rady, który zapewnia udział w jego sprawowaniu przez przedstawicieli wszystkich trzech władz konstytucyjnych. Wyeliminowałoby to jednocześnie niepotrzebne napięcia i nieporozumienia występujące pomiędzy władzą sądowniczą a wykonawczą na tle nadzoru administracyjnego sprawowanego przez tę ostatnią, gdyż rada – z mocy konstytucji – jest organem powołanym do strzeżenia niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
Jakie szanse ma ten projekt?
Zdecydowanie za wcześnie jest o tym mówić.