Problem braku chętnych do wykonywania pracy pomocnika sędziego znany jest od dawna. Od dawna też zdiagnozowane są jego przyczyny – złe warunki pracy, niskie wynagrodzenia, a do tego bardzo wysokie wymagania. 7 lipca br. ta ostania przestała być aktualna. W tym dniu bowiem weszła w życie nowelizacja prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 662), która zniosła wymóg ukończenia aplikacji ogólnej prowadzonej przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury lub innej aplikacji prawniczej. Teraz wystarczy mieć ukończone studia prawnicze i odbyć roczny staż asystencki.
I właśnie ów staż może spowodować, że sędziowie będą musieli jeszcze trochę poczekać na realne wsparcie.

Nieprzydatne zajęcia

Przygotowany przez resort sprawiedliwości projekt rozporządzenia w sprawie stażu asystenckiego został mocno skrytykowany przez sędziów. Ich zdaniem jego program w kształcie, w jakim proponuje ministerstwo, spowoduje, że de facto sędziowie otrzymają aplikantów do szkolenia, zamiast pracowników do pomocy. A to dlatego, że program szkolenia jest zbyt rozbudowany i mało praktyczny.
– Projekt jest dopiero na etapie konsultacji. Być może część z uwag, które zostały do niego zgłoszone, zostanie uwzględniona. Nie chodzi przecież o to, aby postawić na swoim, ale o to, aby było dobrze – deklaruje Wojciech Hajduk, wiceminister sprawiedliwości.
Skrytykowany został zwłaszcza pomysł, aby na zagadnienia ustrojowe poświęcić aż 24 godziny szkolenia. „Wiedza z zakresu zagadnień ustrojowych, aczkolwiek pożyteczna, może zostać zdobyta we własnym zakresie przez asystenta sędziego. Ponadto należy wspomnieć, iż zagadnienia ustrojowe są szczegółowo omawiane w trakcie studiów prawniczych” – wskazuje w opinii do projektu Artur Żuk, prezes Sądu Rejonowego Lublin-Wschód. Tym bardziej, że na czynności asystentów składa się przede wszystkim analizowanie konkretnej sprawy oraz sporządzanie projektów orzeczeń. Dlatego też zdaniem Artura Żuka zagadnienia ustrojowe mogą zostać omówione pobieżnie w ciągu np. 6 godzin lekcyjnych. „Pozostałe 18 godzin można proporcjonalnie (po 9 godzin) przeznaczyć na bardziej szczegółowe omówienie zagadnień z zakresu prawa karnego i cywilnego – sporządzanie projektów orzeczeń i ich uzasadnień, pogłębianie wiedzy z zakresu orzecznictwa oraz pracę na kazusach lub na zwiększenie liczby godzin praktyk” – wskazuje prezes Żuk.
Zastrzeżenia budzi również duża liczba godzin przeznaczonych na naukę zagadnień związanych z postępowaniem przygotowawczym. Zgodnie bowiem z projektem, zajęcia z tego zakresu będą polegały przede wszystkim na omówieniu biegu czynności: od wpłynięcia zawiadomienia o przestępstwie do skierowania do sądu aktu oskarżenia.
„To zagadnienia dla kandydatów na asystentów prokuratorskich, a nie sądowych. (...) Szkolenie w zakresie postępowania przygotowawczego powinno ograniczyć się do czynności sądowych w tym stadium procesu (...)” – zwraca uwagę Krystyna Mielczarek, przewodnicząca II wydziału karnego Sądu Apelacyjnego w Łodzi.

Strata czasu

Część sędziów, zwłaszcza tych z większych ośrodków, wskazuje również, że nieracjonalne jest tworzenie sztywnego programu stażu asystenckiego i obligowanie wszystkich stażystów do nauki tego samego. To się nie sprawdzi, zwłaszcza w takich okręgach jak warszawski. Tam bowiem asystenci stosunkowo rzadko zmieniają piony orzecznicze. „W sytuacji skierowania asystenta do określonego pionu zajęcia teoretyczne stażu powinny przygotowywać asystenta przede wszystkim do pracy w tym właśnie pionie (...)” – wskazuje Ewa Gregajtys, sędzia, kierownik szkolenia w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Jej zdaniem niecelowe jest szczegółowe szkolenie asystenta w bloku karnym w sytuacji, gdy został on zatrudniony i skierowany do pracy w wydziale cywilnym bądź gospodarczym. „W konsekwencji program stażu powinien uwzględniać aktualne potrzeby danej apelacji” – podkreśla sędzia Gregajtys.

Aplikacja zamiast pracy

Krytyce poddawana jest także łączna długość stażu. Zgodnie bowiem z rozporządzeniem wszystkich godzin lekcyjnych na zajęcia teoretyczne będzie aż 240. Z kolei na praktyki poświęcono 12 tygodni.
– W rezultacie pracownik nie może efektywnie świadczyć pracy, ponieważ średnio raz w tygodniu jest nieobecny w wydziale z powodu przebywania na zajęciach teoretycznych, oraz dodatkowo łącznie 3 miesiące nie wykonuje obowiązków służbowych na rzecz wydziału, do którego został skierowany, w związku z odbywaniem praktyk w innym wydziale, a nawet w innym sądzie (II instancji) – podkreśla Wojciech Wolski, prezes Sądu Rejonowego Lublin-Zachód.
Jego zdaniem staż asystencki w tym kształcie staje się docelowo rodzajem aplikacji, a nie zatrudnieniem pracownika, który powinien stanowić wsparcie dla sędziego w przygotowywaniu spraw sądowych do rozpoznania. Twierdzi, że sąd, w którym zostanie zatrudniony asystent stażysta, w rezultacie nie dostanie efektywnie pracującego pracownika, tylko dokształcającego się studenta.
Jak bowiem obliczył wiceprezes jednego z poznańskich sądów rejonowych, jeżeli zaproponowany model stażu wejdzie w życie, to w okresie pierwszych dwóch lat zatrudnienia asystenta faktyczny czas świadczonej pracy będzie ograniczony średnio o 20 proc.
Z kolei sędzia Ewa Gregajtys zwraca uwagę na jeszcze jeden skutek uboczny, jaki może wywołać przyjęcie projektowanych przepisów. Jej zdaniem istnieje realne ryzyko, że do konkursów na asystenta w celu odbycia stażu w dużych ośrodkach będą przystępować aplikanci korporacyjni (radcowscy i adwokaccy), którzy nie będą zainteresowani docelowo pracą na stanowisku asystentów sędziów. Okres stażu potraktują natomiast jako bardzo dobrą formę przygotowania do egzaminów zawodowych, i to połączoną z wynagrodzeniem. Przepisy bowiem na to pozwalają.

Etap legislacyjny

Projekt w konsultacjach