Choć wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie uchyla natychmiastowo przepisu, blokującego byłym właścicielom zwrot gruntów zajętych przez ogródki działkowe, to według prawników gminy będą przeciągać postępowania, by nie wypłacać w zamian odszkodowań.
Według szacunków nawet do 30 proc. gruntów z 43,5 tys. hektarów, którymi włada Polski Związek Działkowców (PZD), istnieją roszczenia byłych właścicieli lub ich spadkobierców.
Wśród zakwestionowanych 11 lipca przez TK ponad 20 przepisów ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych (Dz.U. z 2005 r. nr 169, poz. 1419 ze zm.) znalazł się jej art. 24, który uniemożliwia zwrot tych terenów prawowitym właścicielom lub ich następcom prawnym. Poszkodowani mogą się domagać jedynie wypłaty odszkodowania lub nieruchomości zamiennej, ale zaspokajać te roszczenia ma nie PZD, lecz gmina lub Skarb Państwa.

Wadliwy przepis

Według TK przepis ten jest sprzeczny m.in. z art. 64 konstytucji głoszącym ochronę prawa własności. Jednocześnie jednak przepis ten, wraz z 22 innymi, również zakwestionowanymi, będzie obowiązywał przez najbliższe półtora roku, chyba że wcześniej parlament uchwali nowelizację ustawy, które go wyeliminuje.
– Nie sądzę więc, by znalazła się w Polsce gmina, która znając orzeczenie TK, zaspokoi takie roszczenia poprzez wypłatę odszkodowania. Postępowania będą tak prowadzone, by minął ten okres. Inaczej gmina narazi się na zarzut, że wypłaciła wysokie odszkodowanie, mając w perspektywie zwrot terenu w naturze. Przecież w Warszawie wartość 1 metra ogródka działkowego w centrum sięga tysiąca złotych – przypomina Ryszard Grzesiuła,wiceprezes Stowarzyszenia Dekretowiec
Natomiast według Jakuba Ruiza, prawnika z kancelarii Bird & Bird, zakwestionowanie przez TK art. 24 oznacza brak możliwości stosowania tego przepisu jako podstawy rozstrzygnięć sądowych i administracyjnych, pomimo pozostawienia go formalnie w systemie prawa.
– Niedopuszczalne byłoby bowiem stosowanie prawa naruszającego podstawowe prawa i wartości konstytucyjne z pokrzywdzeniem wielu podmiotów jedynie dlatego, że z przyczyn proceduralnych trybunał zdecydował się wyznaczyć parlamentowi dodatkowy czas na przygotowanie nowej regulacji przez okres, w którym przepis ten pozostaje w mocy, organy administracji i sądy powinny go tak interpretować, aby wywiedziona z niego norma nie kolidowała z konstytucją – mówi mec. Ruiz.

Ryzyko przewlekłości

Mecenas Maciej Gawroński (Bird & Bird) dodaje jednak, że jeżeli samorządy będą opóźniały wydanie stosownych decyzji reprywatyzacyjnych, muszą się liczyć z powództwami o odszkodowania z tytułu szkód spowodowanych nieuzasadnioną przewlekłością postępowania.
– Na szkody te mogą się składać m.in. utracone korzyści z powodu niemożności dysponowania spornymi gruntami i koszty prowadzenia przewlekłych postępowań – dodaje mec. Gawroński.
Według Ryszarda Grzesiuły postępowanie o przewlekłość jest jednak nieskuteczne.
– Co z tego, że art. 35 kodeksu postępowania administracyjnego (Dz.U. z 1960 r. nr 30, poz. 168 ze zm.) mówi, że w ciągu miesiąca, a w skomplikowanej sprawie w ciągu dwóch miesięcy organ musi wydać decyzję, skoro sprawy o zwrot zagarniętych nieruchomości trwają latami. Sam zajmuję się np. sprawą, w której organ administracyjny prowadził postępowanie 62 lata – wskazuje wiceprezes Grzesiuła.
– Nawet jeśli wojewoda nakaże rozstrzygnięcie sprawy w ustalonym okresie, to organ znów go nie dotrzyma i tak w kółko – utyskuje prawnik.
Pozostaje jeszcze skarga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka na przewlekłość.
– Trybunał zasądza odszkodowanie, zwykle w kwocie kilku tysięcy euro. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wypłaca z kasy państwowej kilka tysięcy euro i sprawa jest zamknięta. Nie ma dalszej ścieżki, gdyby sprawa ciągle się wlokła – puentuje wiceprezes Dekretowca.