Niedopuszczalne jest odwetowe naruszanie spokoju sąsiada, z którym pozostaje się w sporze, jeśli przeszkadza to innym mieszkańcom bloku. Wynika tak z wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie w sprawie, która dobitnie przypomina sytuację znaną z bajki Aleksandra Fredry.
Dramat wydarzył się w szesnastopiętrowym budynku mieszkalnym. Na 12. piętrze mieszkał mężczyzna, który był skonfliktowany z sąsiadem z 13. piętra. Zarzucał mu generowanie nadmiernego hałasu, głośne słuchanie muzyki, telewizji, organizowanie nocnych imprez, a także trzymanie w lokalu głośnego psa. Mężczyzna niemal stukrotnie składał skargi na swego sąsiada z góry – a to do ochrony budynku, a to na policję, a to do spółdzielni mieszkaniowej. Większość zgłoszeń została uznana za bezpodstawne, zaś te zasadne nie przełożyły się na zmianę podejścia uciążliwego sąsiada.
Mężczyzna z 12. piętra postanowił więc zmienić model działania. Z jego lokalu niemal codziennie, o różnych porach dnia, zaczęły dobiegać takie hałasy jak bardzo głośne odtwarzanie muzyki, w tym odtwarzanie tego samego zapętlonego utworu bądź jego fragmentu po kilkanaście razy, bardzo głośne odtwarzanie sekwencji różnych uporczywych dźwięków takich jak odgłosy zwierząt (krowy, kury, wilka), uderzenia metalowych kulek, przerażającego śmiechu, uderzeń młotka, dźwięku wiertarki, stukania w ściany, podłogę, kaloryfery i inne powierzchnie lokalu. Hałasy dobiegające z lokalu pojawiały się również w dni wolne od pracy od wczesnych godzin porannych, a także sporadycznie późno w nocy.
Sęk w tym, że odwetowe działania nie spodobały się innym sąsiadom, w tym przede wszystkim sąsiadce z 11. piętra. Zaapelowała ona do mężczyzny, by przestał utrudniać jej życie. Ten jednak stwierdził, że kieruje się odwetem. I przestanie dopiero wówczas, gdy sąsiad z góry się uspokoi bądź wszyscy lokatorzy staną po jego stronie. A jako że sąsiadka nie chciała stawać po żadnej stronie sporu, hałasy nie ustały.
Kobieta wystąpiła więc przeciwko uciążliwemu sąsiadowi z powództwem o naruszenie dóbr osobistych. Zażądała zadośćuczynienia. W pozwie swym wskazała, że nie może się skupić na domowych zadaniach oraz ma uniemożliwiony odpoczynek.
Rozpoznający sprawę sąd okręgowy przyznał rację powódce. Zaznaczył, że rozstrzyga sprawę wyłącznie między nią a pozwanym. I bez znaczenia jest konflikt pozwanego z innym sąsiadem, który nie jest stroną sądowego sporu.
„Sporne hałasy wpływają negatywnie nie tylko na mieszkańców, z którymi pozwany pozostaje w otwartym konflikcie, wobec kierowanych przeciwko nim oskarżeniom o ponadprzeciętny hałas, ale wpływa także na warunki bytowe osób postronnych, nie zaangażowanych w ten konflikt, takich jak powódka, której pozwany nie zarzuca wszakże generowania hałasu ponad przeciętną miarę, zwłaszcza w porze nocnej” – wskazał sąd. I zasądził od pozwanego na rzecz powódki 4 tys. zł.
Mężczyzna z tym rozstrzygnięciem się nie zgodził. Wywiódł więc apelację. Jak się jednak okazało, przegrał i tym razem.
„To, iż pozwany odczuwał dyskomfort akustyczny ze strony innych sąsiadów, nie upoważniało go do czynienia odwetu, poprzez emitowanie ryków, hałasów czy silnego uderzania w kaloryfery i sprawiania jeszcze większego dyskomfortu tym oraz innym sąsiadom” – stwierdził sąd apelacyjny w uzasadnieniu opublikowanym pod koniec lipca. Sędziowie podkreślili, że całkowicie wtórne dla rozpatrywanej sprawy jest to, jak zachowywał się sąsiad z 13. piętra. Nawet jeśli naruszał on mir domowy pozwanego, to nie dawało to prawa do odwetu, z powodu którego cierpieli pozostali lokatorzy. Jednocześnie sąd podkreślił, że nie można wymagać od osób niezaangażowanych w sąsiedzki konflikt, by stawały po którejkolwiek ze stron sporu.
Wyrok jako pierwszy opisało Czasopismo „Lege Artis”.

ORZECZNICTWO

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 17 stycznia 2020 r., sygn. akt VI ACa 327/18.