Dokumenty z nazwiskami sędziów, którzy poparli kandydatów do KRS, wreszcie zostały opublikowane.
Kancelaria Sejmu poinformowała, że „odpadła przeszkoda prawna” w postaci postanowienia prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, gdyż zostało ono uchylone przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wyrokiem z 24 stycznia 2020 r. (sygn. akt II SA/Wa 1927/19). Na listach 18 kandydatów podpisało się łącznie 364 sędziów. W większości kandydaci zbierali podpisy w swoim miejscu pracy, którym często było Ministerstwo Sprawiedliwości.
Publikacja skanów list wywołała wątpliwości co do tego, czy poparcie nie było zbierane in blanco przez zaangażowanych w procedurę urzędników MS. Po pierwsze, Maciej Mitera, obecny rzecznik KRS, nie wiedział, kto go poparł. Jeszcze we wrześniu 2019 r. przekonywał publicznie, że na jego liście poparcia było tylko jedno nazwisko sędziego pracującego w resorcie sprawiedliwości. Z opublikowanego dokumentu wynika, że sędziów go popierających i delegowanych do MS było... 22. Już po ujawnieniu list tłumaczył w mediach, że kończył pracę w ministerstwie po godz. 16, więc najwcześniej dotarłby do sądu prosić o poparcie o godz. 17. A wtedy szansa zastania sędziów byłaby mała.
Po drugie, na części list nazwisko kandydata jest dopisane inną czcionką. Zdaniem niektórych komentatorów oznacza to, że popierający nie wiedzieli, kogo wspierają. – Tak jest w przypadku kilku list poparcia do nowej KRS – kolejność nazwisk popierających taka sama, a nazwisko kandydata wpisane pismem maszynowym, niewyrównanym do środka jak dwa pozostałe wiersze nagłówka – spostrzega Patryk Wachowiec, analityk prawny FOR, który walczył z Kancelarią Sejmu o ujawnienie list poparcia.
Kolejna wątpliwość dotyczy listy poparcia Macieja Nawackiego. Znajduje się na niej 28 podpisów, w tym jego własny oraz jego żony. Sęk w tym, że piątka sędziów wycofała swoje poparcie, zanim kandydatura obecnego członka KRS została formalnie przekazana marszałkowi Sejmu. Kancelaria Sejmu zleciła w tej sprawie sporządzenie ekspertyz – wewnętrznej i zewnętrznej (autor zewnętrznej ekspertyzy, prof. Marek Dobrowolski, wkrótce po jej sporządzeniu został powołany na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego). Wynika z nich, że co prawda żaden przepis polskiego prawa nie zabrania wycofania poparcia dla kandydata do KRS, ale w drodze wykładni systemowej należy uznać, że tego czynić nie wolno.
Ta argumentacja sędziów zrzeszonych w Iustitii nie przekonuje. Organizacja sędziowska wydała stanowisko, w którym stwierdziła, że „nie ma KRS, ponieważ Maciej Nawacki nie zebrał wymaganej liczby 25 podpisów sędziów!”.
„Maciej Nawacki uzyskał poparcie 22 sędziów, zamiast wymaganej liczby 25 sędziów. W tej sytuacji Maciej Nawacki nie mógł być skutecznie zgłoszony jako kandydat do Krajowej Rady Sądownictwa, a tym samym wybór wszyskich 15 sędziowskich członków (...), objętych jedną uchwałą Sejmu, jest wadliwy” – przekonuje Iustitia.
Organizacja przygotowała opracowanie, w którym przeanalizowała, kto popierał ówczesnych kandydatów, a obecnych członków rady. Wynika z niego, że w przytłaczającej większości byli to sędziowie delegowani do MS, prezesi lub wiceprezesi sądów oraz osoby, które wkrótce po udzieleniu poparcia awansowały do sądu wyższego rzędu. Spośród 15 członków KRS zaledwie na listach dwójki z nich podpisy wyżej wskazanych stanowiły poniżej połowy wszystkich zebranych.
Politycy PiS przekonują, że opublikowanie list poparcia zamyka temat. Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości, uważa, że wyrok sądu nakazujący publikację jest kuriozalny, ale mimo wszystko jest wyrokiem. Dlatego też decyzja marszałek Sejmu jest zrozumiała. – Ruch trudny, lecz zrozumiały, bo rozwiewa kreowane wątpliwości – uważa Kaleta. Zdaniem polityków PiS, w tym marszałek Sejmu, opublikowanie list poparcia nie było dopuszczalne ze względu na brzmienie art. 11c ustawy o KRS (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 84 ze zm.), który określa, że zgłoszenia kandydatów podaje się do publicznej wiadomości, ale z wyłączeniem załączników (a takim jest lista poparcia). Zdaniem WSA w Warszawie oraz ekspertów zajmujących się kwestiami dostępu do informacji publicznej jest ogromna różnica pomiędzy podaniem informacji do publicznej wiadomości a przekazaniem jej w odpowiedzi na wniosek.