Na swój sposób interesujące są figury retoryczne, jakie kreśli sędzia Adam Tomczyński w tekście „Czy w Sądzie Najwyższym rządzi prawo?” opublikowanym w DGP nr 245 z 19 grudnia 2019 r., w ramach bezskutecznej próby zdezawuowania wyroku Sądu Najwyższego w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z 5 grudnia 2019 r.- pisze Piotr Mgłosiek, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu.
Najpierw, krytykując wezwanie I prezes SN prof. Małgorzaty Gersdorf kierowane do sędziów Izby Dyscyplinarnej SN o powstrzymanie się od orzekania, autor przenikliwie konstatuje, że wezwania tego rodzaju nie są źródłem prawa powszechnie obowiązującego. Istotnie, jako żywo w katalogu tychże źródeł określonym w art. 87 Konstytucji nie widnieją i wystarczy wiedza wyniesiona z kursu do prawoznawstwa, by takową refleksją błysnąć. Ale i I prezes SN nie sugerowała w swoim apelu, że jej słowa prawo stanowią. Ja odebrałem je jako wezwanie do powstrzymania się przez sędziów Izby Dyscyplinarnej od powiększania chaosu prawnego, który może wyniknąć z ich orzeczniczej aktywności w świetle listopadowego wyroku TSUE oraz orzeczenia SN z 5 grudnia 2019 r.
Gorzkich słów sędzia Adam Tomczyński nie szczędzi również rzecznikowi prasowemu SN sędziemu Michałowi Laskowskiemu za jego wypowiedź o tym, że gdyby był wezwany do stawienia się przed ID, wezwaniu takiemu by odmówił, oceniając te słowa jako sugestię łamania prawa. Myślę, że sędzia Michał Laskowski, cieszący się niezmiennie wysokim szacunkiem, nie zamierzał nadać swym słowom przypisanego przez autora sensu.
Dalej sędzia Tomczyński wywodzi jeszcze ciekawiej. Zauważa bystro, że przecież TSUE w orzeczeniu z 19 listopada 2019 r. nie zanegował wprost istnienia ID SN, wskazując jeno kryteria niezawisłości i niezależności jako konieczne do uznania sądu za spełniającego wymogi unijne. Tutaj pełna zgoda.
Jednakowoż uczciwość formułowania opinii na temat tego głośnego już rozstrzygnięcia nakazuje doprowadzić tę myśl, szanowny panie sędzio, do końca. Otóż przecież poza sporem jest, że trybunał luksemburski oddał ocenę legitymacji ID właśnie pod ocenę składu sędziowskiego SN, który pytania prejudycjalne w tej materii sformułował. Sporo już atramentu wylano w licznych komentarzach, by dowieść, że TSUE w zakresie procedury zagadnienia wstępnego dokonuje interpretacji prawa wspólnotowego, a nie rozwiązuje konkretne sprawy. Co więcej, obszerne uzasadnienie do rozstrzygnięcia z 19 listopada 2019 r. jest swoistą instrukcją zastosowania testu niezawisłości i niezależności, jaki winien przeprowadzić sąd pytający. Zadanie TSUE nie polegało zatem i nigdy nie miało polegać na dokonaniu kategorycznej oceny zgodności powołania Izby Dyscyplinarnej z prawem wspólnotowym.
Tu dochodzimy do sedna wypowiedzi sędziego Adama Tomczyńskiego i zaczyna robić się naprawdę ciekawie. Autor stwierdza przytomnie, że w zasadzie SN w wyroku z 5 grudnia 2019 r. jedynie uchylił jedną z uchwał Krajowej Rady Sądownictwa w sprawie sędziego NSA w przedmiocie dalszego zajmowania przez niego stanowiska. Właściwie nie ma więc o co kruszyć kopii. Cóż, jeden z wielu wyroków, które zapadły w Sądzie Najwyższym tamtego dnia. Sędzia Adam Tomczyński klaruje, że w naszym porządku prawnym wiążąca jest przecież sentencja wyroku, a nie jego uzasadnienie, nie mówiąc już o ustnie wygłoszonych najważniejszych motywach rozstrzygnięcia. A w sentencji orzeczenia z 5 grudnia nic o Izbie Dyscyplinarnej SN przecież nie ma.
Zaiste trudno podążać za nowatorską myślą sędziego Tomczyńskiego, szczególnie gdy przemilcza on uwarunkowania faktyczne tamtej sprawy. Przypomnieć należy w tym miejscu, że dotyczyła ona odwołania od uchwały KRS w indywidualnej sprawie sędziego, które trafiło do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN, albowiem Izba Dyscyplinarna istniała wówczas jedynie na papierze. Po jej osobowym powołaniu powstało zatem zagadnienie dotyczące przekazania sprawy sędziego do rozpoznania ID wskazanej w odpowiednich przepisach jako właściwej. Oczywistym jest więc fakt, że w sentencji orzeczenia z 5 grudnia 2019 r. uchylającego uchwałę KRS z 27 lipca 2018 r. ID widnieć nie mogła, bo stroną tego postępowania nie była.
Kontynuując ze sporą determinacją operację pomniejszenia znaczenia omawianego wyroku SN, autor wywodzi, że orzeczenie to wydał zaledwie skład trzyosobowy, nie to co słynną już uchwałę z 10 kwietnia 2019 r. w składzie pełnej Izby Dyscyplinarnej dodaje z dumą pan sędzia. Dla przypomnienia warto przywołać to rozstrzygnięcie, w którym na pytanie o istnienie umocowania prawnego do rozstrzygania spraw przez sędziów ID SN odpowiedzieli… sami sędziowie tej izby, modelowo wręcz przełamując zasadę nemo iudex in causa sua (nikt nie może być sędzią we własnej sprawie). Dla porządku zaznaczyć trzeba, że sędzia Adam Tomczyński złożył w tamtej sprawie heroicznie zdanie odrębne, kwestionując co prawda nie tyle kierunek rozstrzygnięcia, ile możliwość oceny prerogatywy prezydenckiej w zakresie powołań sędziowskich.
Dla pana sędziego sprawa jest więc prosta i czytelna. Apele I prezes SN skierowane do sędziów ID nie mają charakteru normatywnego, w rozstrzygnięciu TSUE nie stwierdzono kategorycznie, że powołanie nowej izby SN zostało dokonane z naruszeniem prawa traktatowego, a w sentencji orzeczenia SN z 5 grudnia 2019 r. nic o ID nie ma. Wypada mi już tylko w tym miejscu nieśmiało zaznaczyć, że tak dla mnie, jak i dla wielu sędziów sądów powszechnych wszystkich szczebli orzeczenia SN oraz uzasadnienia do nich są drogowskazem orzeczniczym, nawet gdy nie mają wagi zasady prawnej. Wskazówki i argumentacja w nich zawarta promieniują bowiem mocą autorytetu najwyższej instancji sądowej w kraju, którym SN niezmiennie się cieszy. Co więcej, już niedługo, bo 13 stycznia 2020 r., może dojść do swoistej petryfikacji stanowiska SN wyrażonego w wyroku z 5 grudnia 2019 r. również w odniesieniu do Krajowej Rady Sądownictwa. Jeśli kolejne dwa orzeczenia co do kierunku rozstrzygnięcia będą się pokrywały z tym grudniowym, można już będzie z powodzeniem mówić o ukształtowaniu się linii orzeczniczej w tym zakresie. Jestem niezmiernie ciekaw, na jakie wyżyny erystyki prawniczej wzniesie się wówczas sędzia Adam Tomczyński, by obwieścić, że w istocie nic się przecież nie stało.