Jesteś pieszym – idź prosto po chodniku, a nie slalomem, wgapiając się w smartfon, chodź prawą stroną, nie tarasuj całej przestrzeni, idąc ze znajomymi. Jesteś rowerzystą – jedź po ścieżce rowerowej, nie wjeżdżaj na chodnik, przeprowadzaj rower przez pasy. Jesteś kierowcą – zatrzymaj się przed ścieżką rowerową, daj szansę rowerzyście w korku.
Jesteś pieszym – idź prosto po chodniku, a nie slalomem, wgapiając się w smartfon, chodź prawą stroną, nie tarasuj całej przestrzeni, idąc ze znajomymi. Jesteś rowerzystą – jedź po ścieżce rowerowej, nie wjeżdżaj na chodnik, przeprowadzaj rower przez pasy. Jesteś kierowcą – zatrzymaj się przed ścieżką rowerową, daj szansę rowerzyście w korku.
Jedziesz hulajnogą… Tu niebawem będę mógł wpisać: jedź ścieżką rowerową. Teraz wypożyczane na minuty elektryczne hulajnogi lawirują pomiędzy idącymi zygzakiem pieszymi, a po ścieżkach poruszają się nielegalnie. Rząd chce to zmienić, żeby zapewnić wszystkim uczestnikom miejskiego ruchu większe bezpieczeństwo. I dobrze, ale moim zdaniem to nic nie da. Z prostej przyczyny – jako społeczeństwu brakuje nam rozsądku, empatii i kultury osobistej. Skąd o tym wiem?
4 km z domu do pracy pokonuję – w zależności od pory roku, pogody czy godziny – na hulajnodze elektrycznej (mojej własnej), rowerze, autem albo na piechotę. Większość trasy przemierzam po oddanej do użytku w zeszłym roku ścieżce rowerowej. Miałem nadzieję, że poprawi ona sytuację na drodze. Ale niestety mam wrażenie, że zamiast lepiej jest gorzej. Codzienny dojazd staje się walką o przetrwanie, a nie przyjemnością.
Jakie są grzechy główne uczestników ruchu drogowego? Zacznijmy od pieszych.
Na naszych chodnikach panuje niekontrolowany chaos. Nawet jeśli nie będzie na nich rowerów czy hulajnóg, i tak jesteśmy bezustannie narażeni na potrącenia, zderzenia, niespodziewane wejścia pod nogi, wbiegnięcia. I taki los gotujemy sami sobie. Zmorą są hordy idące całą szerokością chodnika albo rodziny zupełnie nieświadome tego, że jednak innym też przydałaby się odrobina przestrzeni. O osobach wpatrzonych w smartfony, miotających się od krawężnika do krawężnika nawet nie wspomnę. Proste trzymanie się prawej strony i chodzenie tak, by obok siebie przebywały co najwyżej dwie osoby oraz korzystanie z telefonu podczas krótkiego postoju zdecydowanie poprawiłyby sytuację. Przechodzenie przez ścieżkę rowerową bez spojrzenia, czy ktoś przypadkiem nie jedzie, też jest na porządku dziennym (przodują w tym osoby ze słuchawkami na uszach, co nie pomaga w uniknięciu ewentualnego zderzenia). I niestety żadnym zadekretowanym prawem tego nie zmienimy.
Przejdźmy do rowerzystów. Czasem jazda ulicą to igranie ze śmiercią, więc osobiście jestem w stanie wybaczyć im krótkie chwile jazdy chodnikiem. Ale jeśli się na nim znaleźliście, pamiętajcie, kto jest gospodarzem. To piesi, a nie wy. Slalom gigant czy jazda z dużą szybkością są niedopuszczalne. Na ścieżce rowerowej można pozwolić sobie na więcej, ale... Zupełnie nie rozumiem tych, którzy nie zwalniają w miejscach, gdzie ścieżka przecina ulicę. Tak, to rowerzyści są uprzywilejowani, a samochody muszą ustąpić, ale nie jestem pewien, czy będziecie odczuwać jakąś satysfakcję, gdy św. Piotr zapyta was, czemu tu jesteście i odpowiecie: nie wiem, przecież to ja miałem pierwszeństwo...
Zupełnie nie rozumiem też wyścigów na światłach i ustawiania się jeden obok drugiego na całej szerokości ścieżki zamiast stawania jeden za drugim, co nakazywałaby logika (by nie blokować drogi jadącym w przeciwnym kierunku), o elementarnej kulturze nie wspominając.
Kierowcy... Duży może więcej, więc... jeśli wjadę na połowę ścieżki rowerowej i tam się zatrzymam, to kto mi coś zrobi? A jeżeli nie zatrzymam się w ogóle, bo akurat rozmawiam przez komórkę, to też nic mi się nie stanie... Podobnie na jezdni – niech rowerzysta uważa, ja nie muszę, to on mi przeszkadza, więc niech ma za swoje.
I na koniec ostatnia zmora dużych miast – wypożyczane hulajnogi. Po pierwsze jedziemy tak szybko, ile się da (w końcu płacimy za każdą minutę, a jazda do tanich przyjemności nie należy). Po drugie – niech piesi uważają, ja nie muszę, mnie się spieszy. Po trzecie – pojedziemy we dwójkę z koleżanką, co prawda kierowanie jest prawie niemożliwe (o niszczeniu pojazdu nawet nie będę wspominał, w końcu to nie moje, więc niech kto inny się martwi), ale będzie taniej. Po czwarte – każdy deptak nasz! Spacerują po nim ludzie, ale przecież hulajnoga też ma prawo tam jeździć, więc czemu nie? Już wkrótce hulajnogi w zgodzie z prawem wjadą na ścieżki (tak jakby teraz ich tam nie było), ale jeśli ich akurat nie będzie, chodnik wciąż będzie dozwolony. Więc choć zmieni się prawo, tak naprawdę nie zmieni się nic.
Wyjście z sytuacji? Mozolne edukowanie wszystkich stron ruchu drogowego. Może akcja społeczna, może rozmowy w szkołach (tylko co zrobić z dorosłymi?). Mnie marzy się, by na kilka dni wszyscy zamienili się pojazdami. By kierowca wsiadł na rower, pieszy na hulajnogę, a rowerzysta wybrał się gdzieś spacerkiem. Może nowo odkryta perspektywa otworzyłaby oczy i pozwoliła zrozumieć drugą stronę... Ja polecam. Przetestowałem na sobie, działa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama