Sejm kończy prace nad dużą reformą procedury cywilnej. Pokutująca teza o dobrych projektach ministerialnych, które są później psute przez posłów, nie potwierdziła się, bo w wielu miejscach przepisy poprawiono.
Naczelna idea, jaka przyświecała twórcom reformy, to przyspieszenie postępowań, zatrzymanie pieniactwa sądowego i przeciwdziałanie obstrukcji procesowej. W tym celu Ministerstwo Sprawiedliwości zaproponowało m.in. powrót do postępowań gospodarczych, czyli szybszej ścieżki rozpatrywania sporów pomiędzy przedsiębiorcami, czy wprowadzenie posiedzeń przygotowawczych, na których sąd najpierw ma podjąć próbę przekonania stron do polubownego zakończenia sporu, a gdy to się nie uda – wstępnie ustalić przebieg procesu w postaci planu rozprawy. Zdaniem autorów nowych regulacji przyspieszenie postępowań nie będzie też możliwe bez zaostrzenia rygorów procesowych, m.in. w postaci rozbudowanej prekluzji dowodowej, obligatoryjnej odpowiedzi na pozew etc.
DGP

Uchybienia sądu

Jednocześnie ingerencja w treść wielu przepisów nie wnosi nic istotnego, np. zmiana kilkunastu przepisów polega na zastąpieniu sformułowania „okoliczności faktyczne” słowem fakty. Podobnie techniczno-stylistyczny charakter miała mieć proponowana przez MS korekta art. 162 k.p.c. Tymczasem choć przepis w tym kształcie obowiązuje od lat, to aż się prosi o zmianę.
Stanowi on, że strony mogą podczas posiedzenia, a jeżeli nie były na nim obecne, to na następnym, zwrócić uwagę sądu na uchybienia przepisom postępowania, wnosząc o wpisanie zastrzeżenia do protokołu. Jeśli tego nie zrobią, stracą prawo do powoływania się na ten błąd proceduralny na dalszych etapach.
Pół biedy, gdy ktoś jest reprezentowany przez profesjonalnego pełnomocnika. Jeśli jednak występuje w procesie sam, a tak się dzieje w 90 proc. przypadków, najczęściej nie jest w stanie wychwycić np. tego, że sąd w sposób niedopuszczalny oddalił wniosek dowodowy. I nawet gdy po przegraniu sprawy w I instancji zwróci się do adwokata czy radcy prawnego o pomoc, a ten, zapoznając się z aktami, znajdzie błędy, to i tak nie będzie mógł się na to powołać w apelacji.
– Zwłaszcza że zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego skutecznie podniesiony zarzut z art. 162 powinien wskazywać konkretne przepisy prawne, które naruszył sąd – tłumaczy mec. Anisa Gnacikowska z Naczelnej Rady Adwokackiej.

Strona może doczytać

W trakcie prac legislacyjnych w Sejmie sędzia Paweł Mroczkowski z MS wyjaśniał, że z punktu widzenia sprawności postępowania przepis ten ma fundamentalne znaczenie. – Norma ta zmusza strony do lojalnego zachowania względem sądu, a przede wszystkim względem siebie. Gdyby nie było tej sankcji w postaci utraty możliwości podniesienia zarzutu dotyczącego popełnienia uchybienia przez sąd, to proces polegałby na kolekcjonowaniu przez stronę błędów sądu, które się przecież zdarzają, i wytaczaniu ich dopiero na etapie apelacji. Tak jak to się dzieje w postępowaniu karnym, gdzie odpowiednika takiego przepisu nie ma – przekonywał sędzia Mroczkowski podczas jednego z posiedzeń podkomisji.
Na uwagę posła Arkadiusza Mularczyka, że nie można wymagać np. od rolnika z wykształceniem średnim czy nawet podstawowym, by w sprawie o zniesienie współwłasności czy spadkowej wychwytywał błędy sądu, skoro nawet adwokaci specjalizujący się w prawie karnym nie znają biegle procedury cywilnej, odpowiedź przedstawiciele resortu była zdumiewająca.
– Ja wiem, że wykładnia poszła w absurdalnym kierunku domagania się konkretnych przepisów prawnych, które zostały naruszone, ale rozsądny sędzia takich rzeczy wymagać nie powinien od prostych ludzi. Poza tym przepisów o procesie jest raptem ok. 200–300, a egzemplarz kodeksu bez komentarza, czyli taki, jaki jest stronie niefachowej potrzebny, kosztuje 15 zł. Wymaganie od strony, by się w taki egzemplarz zaopatrzyła, w razie potrzeby przeczytała sądowi przepis, który jej zdaniem został naruszony, nie jest niczym przesadnym – stwierdził sędzia Mroczkowski.

Dobra zmiana

Ostatecznie posłowie zdecydowali, że strona straci prawo do powołania się na błędy sądu tylko wtedy, gdy będzie reprezentowana przez profesjonalnego pełnomocnika. Zniknie też nic niewnosząca zmiana art. 123 par. 3, zgodnie z którą adwokat lub radca prawny ustanowiony przez sąd miałby niezwłocznie zawiadamiać pozostałe strony o swym ustanowieniu i wskazywać im swój adres do doręczeń. W sprawach, w których występuje kilkanaście osób, koszty wysłania listów za zwrotnym potwierdzeniem odbioru przewyższałyby często zryczałtowane wynagrodzenie prawnika.

Ustawa o rachunkowości Zmiany 2018. Nowy system sprawozdawczości finansowej >>>>

– Wiele najbardziej jaskrawych błędów zostało w trakcie prac parlamentarnych wyeliminowanych. Przykładowo w stosunku do pierwotniej wersji projektu usunięto m.in. obowiązek stawiennictwa powoda na posiedzeniu przygotowawczym pod rygorem umorzenia postępowania, co postulowaliśmy – mówi dr Karol Pachnik z Naczelnej Rady Adwokackiej.
Zmieniono też proponowane stawki opłat sądowych w postępowaniu cywilnym (patrz: grafika). Według wcześniejszej propozycji przy dochodzeniu kwoty niższej niż 250 zł opłata miała wynosić 30 zł, ale przy pozwie opiewającym na 251 zł – już 100 zł. Jak pisaliśmy na łamach DGP w kwietniu, opłacałoby się więc dzielić roszczenia tak, by zaoszczędzić na kosztach. Miałoby to sens aż do kwoty 1499 zł, bo wnosząc sześć odrębnych pozwów powód nadal w sumie płaciłby mniej, niż gdyby miał wnieść jeden (zapłaciłby 180 zł zamiast 200 zł). A ryzyko rozdrabniania i multiplikowania spraw istniało zwłaszcza w stosunku do wierzycieli masowych, dochodzących należności z tytułu nieopłaconych rachunków. Oszczędności na poziomie 20 zł pomnożone przez tysiące spraw dawałyby milionowe kwoty. Teraz opłata od pozwu o wartości od 500 do 1500 zł będzie wynosić 100 zł.
Etap legislacyjny
Przed II czytaniem w Sejmie