Niskie płace dla pracowników obniżają sprawność wymiaru sprawiedliwości. Dochodzi do ograniczenia liczby rozpraw, bo nie ma komu ich protokołować.
Niskie płace dla pracowników obniżają sprawność wymiaru sprawiedliwości. Dochodzi do ograniczenia liczby rozpraw, bo nie ma komu ich protokołować.
Problem dotyczy zwłaszcza sądów w dużych miastach, gdzie dość sztywne zarobki regulowane przepisami nijak się mają to średnich pensji na rynku. Nie dziwi więc fakt, że brakuje asystentów sędziów i że na wynagrodzenia narzekają referendarze. Powoli zaczyna brakować już nawet protokolantów.
Najgorzej pod tym względem jest w największym polskim sądzie. – Nasza sytuacja jest tragiczna, wręcz dochodzi do limitowania sesji, bo nie ma kto protokołować. Sędziowie mogliby w niektórych miejscach sądzić więcej, ale nie mogą. (…) Obawiam się, że w przyszłym roku, jeśli nie będzie dla pracowników warszawskich sądów dodatkowych środków, dojdzie do sytuacji, że sąd będzie trzeba zamknąć na jeden czy dwa dni w tygodniu, bo zabraknie ludzi – powiedziała portalowi Prawo.pl Joanna Bittner, prezes Sądu Okręgowego w Warszawie.
/>
W SO we Wrocławiu na razie liczba sekretarzy i starszych sekretarzy, a więc urzędników, do których zadań należy protokołowanie, pozwala na sprawną obsługę.
– Problemem jest natomiast rekrutacja pracowników i duża fluktuacja kadry, jaką obserwujemy w ostatnich dwóch latach. Częste są przypadki rezygnacji sekretarzy i starszych sekretarzy sądowych z powodu atrakcyjniejszej finansowo pracy. Zdecydowanie zmniejszyła się też liczba ofert na ogłaszane konkursy na wolne stanowiska – informuje Joanna Podwin z biura rzecznika prasowego tej jednostki.
Nic dziwnego. Przykładowo we Wrocławiu stażysta może liczyć na 2,6 tys. zł brutto, sekretarz sądowy na 100 zł więcej. Starszy sekretarz na 3,1 tys. zł brutto. Nie ma dodatkowych benefitów jak w sektorze prywatnym, takich jak opieka zdrowotna, karty bonusowe czy elastyczny czas pracy. Są za to ustawowe dodatki za staż: pierwszy po pięciu latach pracy w wysokości 5 proc., który rośnie o 1 proc. w każdym kolejnym roku do maksymalnie 20 proc. (po 20 latach pracy). Z kolei w Gdańsku średnie wynagrodzenie urzędników zatrudnionych w tamtejszym SO wynosi 3,7 tys. zł (podczas gdy średnia płaca w tym mieście wynosi 4,9 tys. zł).
Wynagrodzenia urzędników sądowych reguluje odpowiednie rozporządzenie ministra sprawiedliwości (Dz.U. z 2017 r. poz. 485 ze zm.), które nie różnicuje stawek w zależności od lokalizacji danego sądu. Przepisy nie uwzględniają zatem tego, że zarówno płace, jak i koszty utrzymania w poszczególnych rejonach są różne. Dlatego obecnie, gdy mamy rynek pracownika, sąd nie jest postrzegany jako atrakcyjne miejsce, mające do zaoferowania coś więcej poza stabilnością zatrudnienia. – Oraz nawału pracy. To, że wynagrodzenia są niekonkurencyjne, to jedno, ale najgorsze, że są one nieadekwatne do nakładu pracy. Sytuacja jest tragiczna i w zasadzie na każdym stanowisku. W Warszawie za 1,2 tys. zł miesięcznie za osiem godzin dziennie w archiwum nie chcą już pracować nawet emeryci – przyznaje Iwona Skonieczna-Masłowska z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Referendarzy Sądowych.
Sytuacji nie zmieniają niewielkie podwyżki, które urzędnicy sądowi dostają od 2016 r. (patrz: infografika). Także zapowiedź przyszłorocznego wzrostu wynagrodzeń nie uspokaja sytuacji. W odpowiedzi na list ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry do pracowników sądów i prokuratur zapowiadający podwyżki pracownicy sądów zaczynają wysyłać jednobrzmiące odpowiedzi, w których domagają się o wiele większych podwyżek. „Nie oczekuję podziękowań od Pana Ministra za moją pracę, ale godziwego za nią wynagrodzenia. Żadne 5 proc. obiecywanego wzrostu nie zabezpieczy budżetu mojej rodziny i nie pokryje rosnących kosztów podstawowego utrzymania. Moja rodzina i moje dzieci mają takie same potrzeby jak dzieci i rodziny policjantów, funkcjonariuszy Służby Więziennej, nauczycieli czy pielęgniarek” – czytamy w liście wysłanym przez jednego z pracowników Sądu Okręgowego w Krakowie.
Pracownicy sądów domagają się 1 tys. zł podwyżki od 1 stycznia 2019 r. Coraz więcej urzędników chce też, na wzór policjantów, brać zwolnienia lekarskie i w ten sposób protestować.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama