Dlaczego trzymam stronę kobiet? Bo choć wszystkim obywatelom należy się taka sama ochrona, twarde dane pokazują, że przemoc i niesprawiedliwość jednak mają płeć.
Wświecie idealnym płeć liczyłaby się tylko w sprawach ściśle prywatnych. Nie powinna mieć znaczenia w traktowaniu przez państwo i prawo. Mówi o tym przecież nawet konstytucja, która w art. 33 nie pozostawia żadnego pola do interpretacji ani wyłączeń: „par. 1. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym. Par. 2. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń”. Ustawa zasadnicza najwyraźniej jest opisem funkcjonowania Rzeczypospolitej idealnej, a nie tej rzeczywistej. Równość płci wciąż działa głównie na papierze. I niech mi nikt nie podrzuca przykładów spektakularnych karier politycznych albo biznesowych tych nielicznych kobiet, którym się udało przebić. Ani – procentowo zapewne liczniejszych – kobiet w mediach (tu akurat panuje może nie parytet, ale przynajmniej większa otwartość na kobiety na wysokich stanowiskach). Statystyki są nieubłagane.
Zacznijmy od pracy i płacy. Według Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej różnice między zarobkami mężczyzn i kobiet wynoszą 7–18,5 proc. Dane GUS (z 2016 r.) pokazują, że wynagrodzenie brutto mężczyzn było o 9,1 proc. wyższe, a kobiet o 9,5 proc. niższe od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia ogółem, a wynagrodzenie brutto mężczyzn o 20,6 proc. wyższe od wynagrodzenia kobiet. Znane są także dane w podziale terytorialnym: najmniejsza luka płacowa jest w województwie mazowieckim, gdzie siedziby ma większość urzędów centralnych i wielkich spółek. Jednak nawet tu kobiety zajmujące kluczowe stanowiska decyzyjne zarobiły przeciętnie 85 proc. przeciętnego wynagrodzenia mężczyzn pełniących podobne funkcje.
Część luki płacowej można wprawdzie wytłumaczyć częstszym decydowaniem się na niepełny wymiar czasu pracy (choć i w cenie za godzinę pracy widać różnicę: według GUS 24,32 zł zarabiał za godzinę przeciętny mężczyzna, a kobieta 21,35 zł) czy rzadszym podejmowaniem studiów na szczególnie poszukiwanych przez pracodawców kierunkach – np. w IT zatrudnionych jest zaledwie 11 proc. kobiet. Jednak w nieźle płatnej bankowości jest ich już 59 proc. Różnice w zarobkach (mimo gwarantowanych w kodeksie pracy „przywilejów” kobiet) tłumaczy się też przerywaniem kariery zawodowej w związku z macierzyństwem.
Jakkolwiek by ją uzasadniać, luka płacowa pozostaje faktem. Od niej natomiast nie jest daleko do uzależnienia z pogranicza mentalności i ekonomii. Z nim zaś wiąże się strach przed odejściem od stosującego przemoc partnera („bo jak ja sobie poradzę?”).
Skąd pewność, że przemoc dotyczy przede wszystkim kobiet? Nie możemy przecież poprzestać na powszechnej intuicji. Znów ze statystyki. Według danych policji (Niebieskich Kart – bez uwzględnienia tych wypełnionych w innych uprawnionych jednostkach) ofiar przemocy w rodzinie w 2017 r. było w Polsce 92529. Mężczyźni byli nimi w 11030 przypadkach. Małoletni w 13515 przypadkach. Pozostałe ofiary (67984) to kobiety. Wśród podejrzewanych sprawców było 293 nieletnich i 5878 kobiet. Pozostali – w liczbie 70035 – to mężczyźni. Dane te od lat pozostają podobne – wahnięcia w liczbie przypadków i rozkładzie procentowym ofiar/sprawców są nieznaczne.
Druga kategoria przestępstw, które najczęściej dotykają kobiety, to zgwałcenia. W 2017 r. policja wszczęła 2486 postępowań w takich sprawach. Stwierdzono 1262 przypadki popełnienia przestępstwa, wykryto 1050 sprawców. To oficjalne dane. Zastanawia oczywiście różnica między liczbą postępowań i stwierdzeń zgwałcenia – nie wydaje mi się możliwe, by niemal połowa zgłaszających się na policję składała fałszywe zeznania. Podejrzewam raczej, że organy ścigania w 1224 przypadkach nie dopatrzyły się wypełnienia przesłanek czynu zabronionego. Dlaczego mogło się tak stać, o tym za chwilę. Na razie dodajmy, że zgwałceń niezgłoszonych jest o wiele więcej.
Jak się okazuje, w kategorii przemocy wobec kobiet wypadamy o wiele lepiej niż cała Unia Europejska. Otóż według raportu Agencji Praw Podstawowych „Przemoc wobec kobiet: badanie przeprowadzone w skali UE”:
  • 33 proc. kobiet doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej po ukończeniu 15. roku życia – w skali UE odsetek ten odpowiada 62 mln kobiet;
  • 22 proc. kobiet doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej ze strony partnera;
  • 5 proc. wszystkich kobiet, które wzięły udział w badaniu, zostało zgwałconych – w skali UE odsetek ten odpowiada 9 mln kobiet;
  • 55 proc. kobiet doświadczyło którejś z form molestowania seksualnego – w przypadku 32 proc. wszystkich ofiar molestowania sprawcą był przełożony, kolega lub klient.
A w Polsce? Przemocy fizycznej i/lub seksualnej ze strony obecnego lub byłego partnera doświadczyło „zaledwie” 19 proc. kobiet. Ofiarami molestowania seksualnego od momentu ukończenia 15 lat padło „tylko” 32 proc. kobiet, tyle samo co w Rumunii i Portugalii – państwach powszechnie znanych jako kraje silnych, wyemancypowanych kobiet i uległych mężczyzn (średnia unijna to 55 proc.). Mniej było ich tylko w Bułgarii, również tradycyjnie antymachistowskiej… (24 proc.). Naprawdę chcemy w to wierzyć?
Nawet jeśli uwierzymy, to te 32 proc. daje około 3,5 mln kobiet, które doświadczyło przemocy po 15. roku życia (nie mieszczą się więc w statystykach przemocy wobec nieletnich).
W raporcie przygotowanym przez mec. Artura Roberta Pietrykę na zlecenie pełnomocnika rządu ds. równego traktowania (listopad 2014 r.) czytamy, że „informacja z poszczególnych apelacji prokuratorskich wskazuje, że spraw o zgwałcenie było najwięcej w dużych apelacjach prokuratorskich, z dużą liczbą mieszkańców. Po drugie, dane te wskazują, iż blisko 19 proc. spraw z wszystkich zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zostało prawomocnie zakończonych bez wszczynania w nich w ogóle postępowania przygotowawczego, natomiast aż w przypadku 36,2 proc. wszystkich spraw nie doszło do skierowania do sądu aktu oskarżenia w sprawie, co rodzić może uzasadnioną obawę, czy w postępowaniach w tych sprawach należycie zabezpieczone były interesy osób pokrzywdzonych”. W kolejnych 23,1 proc. przypadków, w których najpierw wszczęte zostało postępowanie przygotowawcze, zostało ono następnie prawomocnie umorzone.
Dwa zdania komentarza. Z danych tych mogłoby wynikać, że zgwałcenia są specjalnością wielkich aglomeracji. Jak jednak twierdzą wyspecjalizowane w pomocy kobietom organizacje, do gwałtu dochodzi zazwyczaj w środowisku rodzinnym lub wśród znajomych, a nie w ciemnej uliczce. Stąd wniosek, że po pierwsze im więcej ludzi, tym więcej przestępstw, ale też że być może ofiary w mniejszych miejscowościach zgłaszają przestępstwo jeszcze rzadziej. Procentu odmów wszczęcia postępowania może nie należałoby komentować – raport podaje tylko dane liczbowe, nic nie wiemy o stanach faktycznych. Nie sposób jednak nie połączyć tych liczb z tą samą okolicznością: środowiskiem, w którym przestępstwo to popełniane jest najczęściej. Czy przypadkiem przynajmniej w jakimś procencie odmów i umorzeń nie chodziło o to, że „w sprawy rodzinne lepiej się nie mieszać”?
Nie dziwmy się, że zgłoszeń przemocy jest mało. Kiedy już bowiem do nich dochodzi, ba!, kiedy sprawa kończy się aktem oskarżenia, nawet w przypadku skazania wcale nie zawsze sprawcy są faktycznie karani. Znowu statystyka: w 2015 r. w sądach rejonowych w Polsce nieprawomocnie osądzono z art. 207 par. 1 k.k. (znęcanie się) ogółem 14400 osób. 361 uniewinniono. 11935 skazano. Na jakie kary? W 219 przypadkach orzeczono kary grzywny, w 792 – ograniczenia wolności, w 10873 kar pozbawienia wolności. Uwaga! 9217 z warunkowym zawieszeniem wykonania od 2 do 5 lat, przy czym niemal nie orzekano nakazu opuszczenia lokalu czy zakazu kontaktów i zbliżania się. Po wysłuchaniu wyroku ofiara i sprawca często wracali więc do wspólnego mieszkania… Co do skazań za gwałt, w 2016 r. było ich ogółem 684. Na kary pozbawienia wolności skazano 651 sprawców, w tym 217 z zawieszeniem (dotyczyło to sprawców, w których przypadku wymiar kary wyniósł od 6 miesięcy do dwóch lat, a więc czynu dokonano bez „szczególnego okrucieństwa”). Kary mieszane orzeczono wobec 24 osób. Nie orzekano natomiast samoistnych środków karnych.
Nie pociesza mnie specjalnie, że minimalizowanie wagi przestępstw tego typu nie jest polską specjalnością. W zeszłym tygodniu internet obiegła informacja o irlandzkim procesie o gwałt, w którym pełnomocniczka oskarżonego wybrała zaskakującą linię obrony: ofiara nosiła koronkowe stringi, więc… chciała seksu. I ława przysięgłych się z nią zgodziła. Trzeba by zapytać panią mecenas, czy sprawcy kradzieży na ulicy broniłaby stwierdzeniem, że ofiara sama jest sobie winna, bo nosiła pieniądze w torebce?
To nie jest odosobniony przypadek. Niestety sprawy o przemoc domową i gwałt – od etapu zgłoszenia – nader często zmieniają się w sąd nad ofiarą.
16 Dni przeciw Przemocy wobec Kobiet
Akcję zainicjował w 1991 r. Women’s Global Leadership Institute przy amerykańskim Uniwersytecie Rutgersa. Od tamtego czasu kampania odbywa się pomiędzy 25 listopada – Międzynarodowym Dniem Przeciwko Przemocy Wobec Kobiet – a 10 grudnia – Międzynarodowym Dniem Praw Człowieka. Jej elementem jest Biała Wstążka – kampania stworzona przez mężczyzn i dla mężczyzn. Nosząc białą wstążkę, deklarujesz, że sam nie będziesz sprawcą, ale również nie będziesz akceptować lub milczeć na temat przemocy wobec kobiet.