Konkurs na stanowiska w łódzkich sądach oburzył sędziów. Ich zdaniem kryteria Krajowej Rady Sądownictwa są co najmniej wątpliwe.
Negatywne oceny wizytatorów, brak poparcia zgromadzenia, duża liczba uchyleń wyroków nie stoją już na przeszkodzie, aby uzyskać od Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) rekomendację do sądu wyższego rzędu. Kandydaci, co do których brak merytorycznych zastrzeżeń, przepadają w konkursach bez słowa wyjaśnienia. Takie wnioski płyną z październikowego posiedzenia KRS, podczas którego wybierano sędziów do sądów apelacji łódzkiej. Konkurs dotyczył siedmiu miejsc w sądzie apelacyjnym oraz 18 w okręgowym.
W przypadku wyboru kandydatów do SA doszło do obsadzenia czterech wakatów, choć w konkursie startowało 12 kandydatów. Co do pozostałych ośmiu kandydatów członkowie KRS w większości wstrzymali się od głosu.
– Głosowanie rady było o tyle zaskakujące, że w konkursie startowali sędziowie o nienagannej pracy, świetnym warsztacie sędziowskim, znakomitym przygotowaniu merytorycznym, celujących opiniach wizytatorów, rekomendacji kolegium oraz jednoznacznym poparciu środowiska – zauważa Ewa Maciejewska, sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi, która swoimi spostrzeżeniami podzieliła się na stronie www.sedziowielodzcy.pl.

Uchyłki jako atut

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w przypadku osób, co do których KRS zdecydowała się na przedstawienie ich do awansu prezydentowi. Kontrowersje wywołała m.in. rekomendacja udzielona sędziemu SO w Łodzi Markowi Kruszewskiemu. Po pierwsze dlatego, że na zgromadzeniu ogólnym za jego kandydaturą głosowało zaledwie ośmiu sędziów, aż 69 było przeciw, a siedmiu się wstrzymało. Po drugie sędzia ten raczej nie może pochwalić się zbyt dobrymi wynikami w pracy.
Tymczasem dla rady zdaje się to dodatkowym plusem. Sędzia ten bowiem, jak zauważa sędzia Maciejewska, został zarekomendowany przez członków zespołu KRS właśnie ze względu na „dużą stwierdzoną w jego referacie liczbę uchyleń wyroków”. To ma bowiem świadczyć o jego… samodzielnym myśleniu. Na jego korzyść świadczyć miała również pozytywna opinia prezesa. Tyle że, jak podkreśla Ewa Maciejewska, podczas posiedzenia nie zająknięto się ani słowem na temat tego, że „z wniosku tego samego prezesa pan sędzia od końca marca 2018 r. jest wiceprezesem Sądu Okręgowego w Łodzi i jednym z nielicznych zwolenników powołanego wbrew woli sędziów prezesa”.
Wyników głosowania nie chce komentować Maciej Mitera, rzecznik KRS.
– Było to głosowanie tajne, o co wnioskował jeden z członków KRS. Nie mam wiedzy, dlaczego członkowie KRS zagłosowali w taki, a nie inny sposób. Trzeba by było pytać o to każdego z nich z osobna – mówi rzecznik.
Zaznacza, że sam był członkiem jednego z zespołów, które opiniowały kandydatów na stanowiska w apelacji łódzkiej.
– Dokonując oceny, brałem pod uwagę wszystkie dokumenty w aktach osobowych kandydatów. Nie bagatelizowałem oceny wizytatora ani tego, jak dana osoba jest odbierana przez środowisko – deklaruje Mitera.
Nie mniejsze emocje w środowisku wzbudził konkurs do Sądu Okręgowego w Łodzi.
– Spośród 16 startujących w konkursie sędziów, którzy mieli wielomiesięczne, a w dwóch wypadkach prawie trzyletnie doświadczenie i staż orzekania na delegacji, świetne opinie wizytatorów, rekomendację kolegium i wysokie lub bardzo wysokie poparcie zgromadzenia, jedynie pięciu otrzymało pozytywne opinie zespołów i rekomendację całej rady – tłumaczy sędzia Maciejewska.
Z kolei pozytywnie zaopiniowani przez radę zostali m.in. Wiktor Matysiak, sędzia Sądu Rejonowego dla Łodzi-Śródmieścia, czy Marek Pietruszka, sędzia Sądu Rejonowego dla Łodzi-Widzewa. Obydwaj mieli negatywne oceny kolegium oraz niejednoznaczne opinie wizytatorów. Środowisko jest jednak przekonane, że sędzia Pietruszka zyskał rekomendację KRS m.in. dlatego, że przyjął stanowisko prezesa łódzkiego sądu po tym, jak minister sprawiedliwości odwołał poprzednika w trybie kontrowersyjnych przepisów (od sierpnia 2017 r. do lutego br. dawały one MS nieograniczoną swobodę w tej kwestii).

Bez zbędnych słów

W założeniu konkursy przeprowadzane przez nową KRS miały być bardziej transparentne. Tymczasem budzą wątpliwości, bo nie wiadomo, jakie względy przesądziły o wybraniu tego, a nie innego kandydata. Jak zauważa sędzia Maciejewska, tylko w nielicznych przypadkach w trakcie referatów przedstawiających kandydatów wskazano przyczyny podjętych decyzji, zwykle ograniczając się do stwierdzenia „zespół rekomenduje” albo „nie rekomenduje”.
– Reasumując, w konkursach przed obecną radą najlepiej jest być prezesem „dobrej zmiany”, kojarzonym ze środowiskami prawicowymi, negatywnie ocenianym przez resztę środowiska, niekoniecznie z doświadczeniem praktycznym czy wysoką stabilnością. Wyraźnie dyskryminowane są osoby ze starego kierownictwa sądów i z nimi kojarzone – konkluduje gorzko Tomasz Krawczyk, sędzia SO w Łodzi, który refleksjami podzielił się na stronie www.sedziowielodzcy.pl.
W konkursach przed obecną radą najlepiej być prezesem „dobrej zmiany”, niekoniecznie z doświadczeniem praktycznym