Chodzi o akcję zorganizowaną przez aktywistów w połowie czerwca 2017 r. przy leśniczówce w Postołowie (gmina Hajnówka). Zablokowali tam ciężkie maszyny do przemysłowego pozyskiwania drewna, przykuwali się do nich i uniemożliwili wyjazd z miejsca postoju do miejsca planowanych wycinek.
Policja obwiniła 11 osób o naruszenie spokoju i porządku publicznego oraz o to, że wbrew żądaniu osoby uprawnionej nie opuściły łąki przy leśniczówce. W marcu tego roku Sąd Rejonowy w Hajnówce uznał je za winne zarzucanych im wykroczeń, ale odstąpił od wymierzenia kary. Miały jednak zapłacić po 100 zł zryczałtowanych kosztów postępowania. Policja nie skarżyła tego wyroku. Odwołali się od niego prawie wszyscy obwinieni.
W czwartek białostocki sąd okręgowy całą grupę prawomocnie uniewinnił. Uznał, że obwinieni co prawda popełnili wykroczenia, o których mowa w zarzutach, ale działali w stanie wyższej konieczności, co wyłącza bezprawność ich czynów.
Sędzia Wiesław Oksiuta przypominał w ustnym uzasadnieniu wyroku, że dla uznania, że doszło do zakłócenia spokoju czy porządku publicznego wcale nie trzeba, by sprawca "zachowywał się głośno, prowokacyjnie czy był też niemiły". Wystarczy, by postępowanie składające się na taki wybryk "w obiektywnym odbiorze" odczuwane było jako utrudnienie lub uniemożliwienie "powszechnie akceptowanego sposobu zachowania się w miejscach ogólnodostępnych, by naruszało równowagę psychiczną przebywających tam osób". "Z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w przedmiotowej sprawie" – mówił sędzia.
Jednocześnie sąd uznał, że było to działanie w stanie wyższej konieczności. Art. 16 kodeksu wykroczeń, na który się powołał, zawiera zapis o tym, że nie popełnia wykroczenia, kto "działa w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknąć, a dobro poświęcone nie przedstawia wartości oczywiście większej niż dobro ratowane".
Sąd I instancji również taką sytuację rozważał, ale ostatecznie przyjął, że nie można utożsamiać z pojęciem "niebezpieczeństwa" prawnej działalności, za jaką uznał wycinkę drzew opartą na decyzji wydanej na podstawie przepisów.
Sąd odwoławczy ocenił jednak, że w tej konkretnej sprawie ustalanie tego, czy w dniu zdarzenia prace leśne, przeciwko którym protestowali obwinieni, były zgodne z prawem, czy nie, było zbędne. I uznał za usprawiedliwioną postawę aktywistów, którzy byli przekonani, że bioróżnorodności Puszczy Białowieskiej grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo związane z kontynuacją wycinki z użyciem ciężkiego sprzętu, a ich blokada tego sprzętu może temu zapobiec.
Przywoływał wyjaśnienia obwinionych, z których wynikało, że taka fizyczna blokada była dla nich ostatecznością, bo ich wcześniejsze działania, takie jak protesty czy petycje, nie przyniosły efektu. "Tym samym należy zgodzić się z apelującymi, że bezpośredniego niebezpieczeństwa, jakie groziło puszczy, nie można było uniknąć inaczej, niż przez podjęte przez obwinionych działania" – mówił sędzia Oksiuta. Dodał, że "z dużym prawdopodobieństwem" można stwierdzić, że blokada przeprowadzona przez nich "zapobiegła nieodwracalnym zniszczeniom przyrody", jakie wyrządziłyby prace prowadzone z użyciem ciężkiego sprzętu.
Sąd argumentował też, że "dobra poświęcane" (w tym przypadku porządek publiczny, spokój innych osób czy prawo właściciela do korzystania bez przeszkód z łąki) nie przedstawiało wartości "oczywiście większej" niż dobro ratowane w postaci – jak to ujął sąd – "bioróżnorodności przyrody Puszczy Białowieskiej". "Powyższy wniosek, skoro mamy do czynienia z unikalnym na skalę światową obiektem przyrodniczym, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jest oczywisty i nie wymaga szerszego uzasadnienia" – dodał sędzia Oksiuta.
To trzecia sprawa dotycząca protestów w obronie Puszczy Białowieskiej, która wskutek apelacji od wyroku I instancji trafiła do Sądu Okręgowego w Białymstoku. W dwóch poprzednich również zapadły prawomocne wyroki uniewinniające.