Czy mają Państwo czasem wrażenie, że coś jest tak nie do wiary, że nie może być prawdziwe? Nie UFO czy teorie spiskowe. Coś z kategorii: sprawy publiczne.
Zadanie na dziś dla Czytelników jest takie: proszę odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wokół Pani, Pana, to już Kafka, czy jeszcze nie? I czy mamy w tym swoją rolę? Dla ułatwienia cytaty z praskiego wizjonera.
(…) radzę panu mniej zajmować się nami i tym, co się z panem stanie, natomiast więcej myśleć o sobie. I lepiej nie robić tyle hałasu z tą pańską niewinnością, bo to psuje niezłe wrażenie, jakie pan na ogół sprawia
Zauważyłem, że coraz rzadziej zdarza mi się uwierzyć w coś, co kiedyś zostałoby potraktowane jak dowcip, mniejsza o to, czy śmieszny.
Pisałem na tych łamach kilkakrotnie o wspaniałej moim zdaniem inicjatywie zrzeszającego ponad setkę prawników Stowarzyszenia im. Profesora Zbigniewa Hołdy – Tygodniu Konstytucyjnym. Niejeden czytelnik DGP brał w nim udział. Setki prawników idą do setek szkół, by poprowadzić dla tysięcy uczniów zajęcia z prawa, konstytucji, procesu sądowego. Scenariusz jest opracowany tak, żeby nawet osoba bez przygotowania dydaktycznego sobie poradziła. Zajęcia są interaktywne, to nie wykład, to burza mózgów, dyskusja, praca w grupach, uczniowie mają między innymi wydać i uzasadnić wyrok w przygotowanych sprawach. Uczą się przy tej okazji dużo o prawie, konstytucji, wartościach, formułowaniu argumentów. Do szkół chodzą sędziowie, adwokaci, prokuratorzy, radcy prawni, naukowcy, prawnicy z organizacji obywatelskich. Niektórzy prowadzą jedną lekcję, inni kilka. Wszyscy pro bono poświęcają swój wolny czas na przygotowanie i poprowadzenie zajęć. Dlaczego? Bo doceniają wagę edukacji społecznej.
Czy gdyby, dajmy na to trzy lata temu, ktoś mi powiedział, że poprowadzenie takiej lekcji może skutkować postępowaniem dyscyplinarnym przeciwko prawnikowi, to bym uwierzył? Oczywiście, że nie. A czy, kiedy dowiedziałem się o takiej sprawie w zeszłym tygodniu, uwierzyłem? A jakże. Prokurator Małgorzata Nowak z Prokuratury Krajowej uznała bowiem za stosowne napisać do stowarzyszenia pismo, w którym informuje, że podjęła czynności mające na celu – uwaga, to naprawdę cytat – „ustalenie znamion przewinienia dyscyplinarnego prokuratora Prokuratury Generalnej w stanie spoczynku” i dlatego zwraca się o informacje, kiedy, gdzie oraz w jakiej szkole lub szkołach w ramach akcji Tydzień Konstytucyjny prokurator w stanie spoczynku przeprowadził zajęcia z młodzieżą na temat Konstytucji RP. I tyle. Postępowanie ma sygnaturę, przywołaną podstawę prawną, wszystko, jak trzeba. Zaznaczę, że Pan Prokurator Wojciech Sadrakuła, o którego chodzi (i do którego kieruję przy okazji wielkie podziękowanie za zaangażowanie), skądinąd także autor kryminałów, poinformował prokuraturę o tym, że bierze udział w inicjatywie.
Co się stanie, kiedy dzielna prokuratura wyśledzi, gdzie i kiedy uczył? Może teraz przesłuchamy dzieci? Pewnie ktoś pamięta, co mówił ten miły pan, który był u nich na lekcji. Co mówił, ale też czy się uśmiechał znacząco, a może sobie żartował?
Piszę te słowa na kilka dni przed publikacją, być może sprawa już się wyjaśniła, ktoś użył rozumu i się wycofał. Ale to nie był tylko ten incydent. To pokazuje teatr absurdu, w jakim żyjemy. Nie wiem, prok. Nowak działała z własnej inicjatywy, czy wypełniała polecenie, ale to ona się pod tym pismem podpisała. W czasach, kiedy w mediach aż huczy, kto i co podpisał, dajmy na to za PRL-u. Czy pani prokurator nie widzi niedorzeczności tego pisma? Czy naprawdę uważa, że uczenie młodzieży w ramach akcji społecznej jest przewinieniem dyscyplinarnym? Czy nie widzi śmieszności angażowania prokuratury do takiej sprawy? Poza wszystkim – nie zapominajmy – to z naszych podatków ci bardzo wysoko opłacani prokuratorzy prowadzą te absorbujące i przełomowe dochodzenia dyscyplinarne.
Oczywiście, jak można było się spodziewać, pismo wywołało żywe reakcje. W ciągu doby spora grupa osób zdążyła zadenuncjować samych siebie: od autodonosów roi się na portalach społecznościowych, ale są też wysyłane do prokuratury poważne pisma, w których ujawniają się inni przestępcy edukacyjno-konstytucyjni.
Nasza władza, o ile ją znam, a znam tylko najniższe służbowe stopnie, nie szuka winy wśród ludności, raczej wina sama przyciąga organy sądowe, które ją wówczas ścigają, jak mówi ustawa, i wysyłają nas, strażników. Takie jest prawo. Gdzie więc może tu zajść jakaś pomyłka?
Od wielu miesięcy słyszymy pohukiwania i regularne pogróżki polityków, którzy nie zasną, jeżeli jakiegoś sędziego, lub zgoła wszystkich, nie postraszą postępowaniem dyscyplinarnym. No więc, po pierwsze, wybrano już (kto wie, kiedy to Państwo czytają może nawet zaprzysiężono) sędziów do Izby Dyscyplinarnej. Po drugie – ruszono z postępowaniami dyscyplinarnymi.
Wybory sędziów do Sądu Najwyższego obserwuje koalicja trzech organizacji: Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, FOR-u i INPRIS-u. „Politycznymi” postępowaniami dyscyplinarnymi i naciskami na sędziów z kolei zajmuje się Komitet Obrony Sprawiedliwości KOS, o którym też już pisałem. No i rozsypuje się worek ze sprawami. Kilkoro aktywnych w debacie publicznej sędziów zostało wezwanych przez rzeczników dyscyplinarnych do złożenia wyjaśnień. Jest ich więcej, wspomnę trzech. Sędzia Igor Tuleya, o którym politycy i rządowe media mówią takie rzeczy, że człowiek może się spodziewać potwora, a nie oddanego swojej pracy sędziego. Sędzia Bartłomiej Przymusiński, który jest rzecznikiem prasowym Stowarzyszenia Sędziów „Iustitia” i w związku z tym jest obowiązany reprezentować je w debacie. Podobnie jak sędzia Krystian Markiewicz, prezes Iustitii. Wszyscy będą się tłumaczyć ze swoich wypowiedzi w mediach.
Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany
Są i inne sposoby uprzykrzania życia. Sędzia Olimpia Barańska-Małuszek z Gorzowa, znana od lat z tego, że przybliża wymiar sprawiedliwości obywatelom, w tym poprzez różne inicjatywy edukacyjne, dowiaduje się, że prezes SR w Gorzowie Wlkp. Anna Kuśnierz-Milczarek poleciła przygotowanie akt z prowadzonych przez nią spraw z ostatnich trzech i pół roku. Do kontroli przez zastępcę rzecznika dyscyplinarnego sądów powszechnych Przemysława Radzika. Nie wskazano, których spraw, ot tak. Sędzia nie wie nic o jakiejkolwiek skardze, nie poinformowano jej o podstawie prawnej ani faktycznej takiego postępowania. Tak się traktuje sędziów.
Co więcej, czują, że nie mają możliwości obrony. Staje się nią ujawnienie sprawy, co powoduje włączenie się stowarzyszeń zawodowych i obywateli. System oficjalny się bowiem najwyraźniej domyka. Prezes sądu, o której mowa wyżej, to nominatka ministra Ziobry. Rzecznik dyscyplinarny to nominat Ziobry. Izba Dyscyplinarna SN została wybrana w dużej mierze spośród osób bliskich ministerstwu i PiS-owi, w połowie z prokuratorów podległych ministrowi. I do tego wybrana przez nową KRS, którą też wybrali politycy, i zatwierdzona przez prezydenta – z tej samej partii.
A inne przypadki? Nieuzasadnione, nieuzgodnione z kolegium sądu przeniesienie sędziego przez prezesa (np. Dagmarę Pawełczyk-Woicką) do innego wydziału. I, o dziwo, traf chciał, że chodzi o sędziów zabierających głos w debacie, jak sędzia Waldemar Żurek. Dla środowiska jest zupełnie jasne, że to rodzaj represji. Nie jest aż tak trudno odróżnić uzasadnionego napływem spraw do sądu przeniesienia sędziego od szykany!
A wszystko pod hasłem, że dopiero teraz pojawia się prawdziwa niezależność sądów, że każdy sędzia jest prawdziwie niezawisły (choć nie od ministra-polityka). Bo przecież także od decyzji o przeniesieniu podjętej przez osobę powołaną przez ministra można się odwołać do Krajowej Rady Sądownictwa, w pełni „niezależnej” od polityki.
To dla nas, środowiska, ważny egzamin. Nie zapominajmy o tych ludziach, wspierajmy ich. Pamiętajmy, że każdy może być następny. Jeśli dobrze pogrzebać w aktach spraw z kilku lat, na pewno coś się znajdzie... A jeśli nie, to może chociaż ktoś prowadził w szkole lekcję o konstytucji?
Chodzi o to, żeby wystraszyć ludzi. Nie wychylaj się, wybierz spokój. Mało masz problemów na głowie? Dlatego nagłaśnianie tego typu przypadków i obrona atakowanych, gdy trzeba, są tak ważne, żeby nikt nie czuł się sam. Po to powstał KOS, który w ostatni piątek zorganizował konferencję prasową przedstawiającą te sprawy.
Wszyscy urzędnicy są rozdrażnieni, nawet gdy wydają się spokojni
Nie sposób nie odnieść się, choć krótko, do działań KRS. Zacznę od relacji z Europejską Siecią Rad Sądownictwa (ENCJ), bo Państwo już znają wynik posiedzenia tej organizacji w Rumunii, na którym podejmowano decyzję co do zawieszenia nowej KRS w członkostwie. Pisząc te słowa, nie wiem, jaka to decyzja. W przeszłości zdarzało się, że rady w bardzo trudnej sytuacji pozostawały członkami. Na przykład słowacka. Gdy jej przewodniczącym był sędzia Stefan Harabin, wcześniej polityk, minister, oskarżany m.in. o kontakty z mafią, Słowacja pozostała w ENCJ. O Harabinie, o jego metodach rządzenia wymiarem sprawiedliwości i wykańczania niewygodnych sędziów, pisano raporty w kraju – byli tacy odważni, powstała nawet specjalna inicjatywa sędziowska (Za Otvorenu Iusticiu – Na rzecz Otwartych Sądów) i na świecie. Pan Harabin pojawiał się na spotkaniach ENCJ, wzbudzając konsternację, bo niewielu chciało mieć z nim coś wspólnego.
Co mnie zdumiało w polskiej KRS? Brak elementarnej wiedzy o ENCJ. Miałem okazję wysłuchać fragmentu posiedzenia nowej KRS poświęconego reakcji na list ENCJ i temu, czy wystąpić z tej organizacji, czy poczekać na jej werdykt (24 sierpnia). Pół godziny ignorancji i kłamstw. Wielu członków pytało, czym w ogóle ta organizacja jest i na czym polega współpraca różnych rad w jej ramach. Posłanka Pawłowicz jako wieloletnia członkini KRS spuentowała krótko: nie było żadnej współpracy, żadnych efektów, to po prostu wyrzucanie pieniędzy. ENCJ to organizacja polityczna i to do niej „donosili” na Polskę sędziowie. Pojawił się ponownie także motyw „biura podróży”, jakim rzekomo była KRS, bo współpraca obfitowała w wyjazdy zagraniczne. Sędzia Johann (także od kilku lat w radzie) zgodził się z K. Pawłowicz. Przez trzy lata nie zauważył żadnych informacji o działaniach ENCJ – skądinąd błędnie nazywanej „Unią”, a nie Siecią Rad Sądownictwa. Nikt tych nieprawd nie sprostował. Tymczasem wystarczy sięgnąć na stronę internetową KRS, by się o tych działaniach dowiedzieć. Wystarczy poczytać wydawane przez KRS czasopismo „Kwartalnik Krajowa Rada Sądownictwa”, gdzie są relacje z prac. Co więcej, wiele spotkań Sieci odbyło się w Polsce, w tym w 2016 r. dwudniowe Zgromadzenie Ogólne. Wreszcie wizyty dwustronne, w ramach których do Polski przyjeżdżały rady z innych państw, żeby zapoznać się z polskim wymiarem sprawiedliwości. KRS przygotowała publikację (po polsku i angielsku) przedstawiającą 10-letni dorobek ENCJ. Ponieważ zainteresowałem się pracami ENCJ, brałem też w nich udział – głównie w grupach roboczych zajmujących się komunikacją sądów i obywateli, transparentnością i udziałem obywateli w zarządzaniu wymiarem sprawiedliwości. Temu poświęcone są między innymi Standardy minimalne VI ENCJ pt. „Osoby spoza sądownictwa uczestniczące w zarządzaniu sądownictwem” (pisałem tu kiedyś i o nich). Uchwalone w Polsce, podczas Zgromadzenia Generalnego ENCJ i dostępne po polsku! Warto zatem, by członkowie nowej KRS, jeśli nie zrobili tego przed aplikowaniem do KRS czy w czasie prawie pięciu miesięcy swojego zaangażowania, zapoznali się z podstawowymi informacjami o jej wcześniejszych działaniach.
Na osobną wzmiankę zasługuje korespondencja między ENCJ a nową KRS. Sieć zadała wiele pytań, na które – na piśmie – w imieniu KRS odpowiada sędzia Mazur (tłumaczenie moje). W jaki sposób KRS zamierza kształtować relacje z innymi władzami państwowymi? – pyta ENCJ. I dostaje odpowiedź: „Krajowa Rada Sądownictwa prawidłowo (correctly) kształtuje swoje relacje z innymi władzami państwowymi”. W jakich sprawach KRS spodziewa się potencjalnego konfliktu z innymi władzami państwowymi? „KRS nie przewiduje żadnych konfliktów z innymi władzami państwowymi ze względu na konieczność przestrzegania konstytucyjnej zasady współpracy”.
Tak obecna KRS postrzega swoją niezależność.
Pan jest aresztowany, pewnie, ale nie powinno to panu przeszkadzać w wykonywaniu zawodu. I nie powinno to również wpłynąć na codzienny tryb pańskiego życia
I jeszcze jedna sprawa. Styl, w jakim nowa KRS powołuje nowy Sąd Najwyższy. Być może dla szerokiej publiczności nie jest to takie ewidentne, ale dla osób, które brały udział we wcześniejszych wyborach, to, z czym mamy teraz do czynienia, zupełnie kompromituje. Wcześniejszym wyborom można było też co nieco zarzucać, na przykład wsobność (zbyt dużą rolę w powoływaniu sędziów mieli sami sędziowie), małą transparentność. Sylwetki kandydatów były jednak szczegółowo przedstawiane oceniającym. Wiadomo było, kto sędzią zostaje. A dzisiaj? Nowa KRS wybiera kandydatów, nie wiedząc o nich prawie nic, bez szczegółowego przedstawienia sylwetki, bez akt osobowych, bez opinii sędziego wizytatora. By potem musieć bronić się przed zarzutami, że nie wiedzieli o postępowaniach dyscyplinarnych i skandalach dotyczących kandydatów. Na ten temat wypowiedział się KOS stwierdzając, że procedura wyboru sędziów do Izby Dyscyplinarnej SN nie spełnia standardów wyboru sędziów w demokratycznym państwie prawa. Ale uwagi KOS odnoszą się do wyborów do wszystkich izb, bo przebiegały podobnie.
Już dziś wiemy, że kontrowersyjni kandydaci wybrani przez nową KRS (o których rozpisują się media, ujawniając kolejne kompromitujące ich fakty lub po prostu dane wskazujące, że nie spełniają wymogów, by być sędziami SN) zastąpią takie osoby jak ikona sądownictwa, prezes Izby Karnej Stanisław Zabłocki. Niekwestionowany autorytet polskich sędziów (i nie tylko), który otrzymał od Prezydenta RP zawiadomienie o przejściu w stan spoczynku, w którym nie było słowa podziękowania za kilkadziesiąt lat służby. Choć sam uważa, że zgodnie z konstytucją pozostaje czynnym sędzią, to odstępuje od sądzenia, by nie narażać na kłopoty stron postępowania.
Nie ma wątpliwości, że za wszystkimi funkcjami tego sądu, a więc w moim wypadku za aresztowaniem i dzisiejszym przesłuchaniem, stoi jakaś wielka organizacja. Organizacja, która zatrudnia nie tylko przekupionych strażników, ograniczonych nadzorców i sędziów śledczych, mających w najlepszym razie skromne wymagania, lecz także utrzymuje biurokrację wysokiego i najwyższego stopnia, z nieodzownym, a niezliczonym orszakiem sług, pisarzy, żandarmów i innych pomocników, może nawet katów, tak jest, nie cofam tego słowa
Jestem jednym z założycieli i Stowarzyszenia im prof. Z. Hołdy, i w imieniu INPRIS inicjatywy KOS, są to zatem bliskie mi sprawy. Ktoś może powiedzieć, że nie jestem obiektywny. Może i nie, nie mnie oceniać, ale czy naprawdę tak trudno dostrzec, że to, o czym piszę, dowodzi naszego upadku? Czy teraz będziemy ścigać za uczenie dzieci? Czy będziemy, zgodnie z hasłem przypisywanym stalinowskiemu prokuratorowi A. Wyszyńskiemu („dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”) kopać w aktach starych spraw, bo a nuż coś się znajdzie? Czy będziemy się wypinać na naszych kolegów prawników z innych krajów, twierdząc, że kontakt z nimi, wymiana doświadczeń, nic nam nie daje, a organizacje zrzeszające naszych kolegów są nic nieznaczące? Taką praworządność będziemy urzeczywistniać? Można (może nawet warto) potraktować te przypadki humorystycznie, przyznawać „Kafki” za najbardziej absurdalne pomysły. Ale to nie wystarczy. Bo są to sprawy dotyczące i naszej wolności, i konkretnych, szykanowanych ludzi. Pamiętajmy też, że za każdym z tych absurdalnych działań stoją konkretni ludzie. Nie tylko politycy, na których łatwo zwalić winę. Także my – prawnicy. Wstyd. Dodam ku przestrodze pewien pragmatyczny drobiazg. Jak uczy historia, po latach – może dwóch, może sześciu – przyjdzie taki moment, że ktoś będzie musiał za to odpowiedzieć, ktoś zostanie rozliczony. O kimś będą pisać naukowcy badający atak na polskie sądownictwo, powstaną programy, filmy, publikacje. Będą padały nazwiska. Biorąc udział w opisywanych działaniach, miejmy tego świadomość.
Cytaty pochodzą z „Procesu” F. Kafki (tłumaczenie Brunona Schulza), dobrej lektury na obecne czasy.

O obsadzaniu Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego

Wedle zapowiedzi polityków, Izba Dyscyplinarna SN ma odgrywać kluczową rolę w dyscyplinowaniu sędziów i prawników. KOS obserwuje proces wyłaniania sędziów Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Stwierdzamy, że narusza on liczne standardy rzetelnego działania organów publicznych:
• nowa KRS postanowiła nie ujawniać listy kandydatów do Sądu Najwyższego. Ujawnienie nazwisk nastąpiło dopiero pod wpływem krytyki i publikacji prasowych przedstawiających część z nich;
• opinia publiczna nie uzyskała dostępu do zgłoszeń kandydatów. W odpowiedzi na wnioski o udostępnienie zgłoszeń jako informacji publicznej nowa KRS odmówiła udostępnienia, korzystając z możliwości wydłużenia realizacji wniosku;
• kandydatury do SN zostały przedstawione nowej KRS w sposób skrótowy. W formularzu dla kandydatów jest miejsce na przekazanie przez kandydatów informacji o spełnianiu kryteriów formalnych, a nie na zaprezentowanie całościowych sylwetek i dorobku kandydatów. Nie wiemy też, kto i jakie dodatkowe informacje o kandydatach przekazał;
• kandydatury nie zostały ocenione ani zaopiniowane przez odpowiednie instytucje i gremia. W dotychczasowych wyborach sędziów SN każda kandydatura podlegała drobiazgowej ocenie przez wyznaczonego sędziego, na podstawie tej oceny powstawał kilkunastostronicowy dokument prezentujący pełną sylwetkę kandydata;
• kandydatów zaproszono na rozmowę z zespołem członków nowej KRS z zaledwie kilkudniowym wyprzedzeniem, w przyspieszonym terminie w czasie urlopów, uniemożliwiając niektórym z kandydatów przybycie;
• rozmowy te, co wynika z przekazów medialnych oraz relacji niektórych kandydatów, były krótkimi spotkaniami (10–15 minut), w czasie których prowadzono rozmowy o ogólnym charakterze, bez szczegółowej analizy dorobku kandydatów do SN;
• mimo wielokrotnych zapewnień, że KRS będzie wybierała sędziów w drugiej połowie września, w trybie nadzwyczajnym (22 sierpnia popołudniu) zwołano na następny dzień rano (23 sierpnia) posiedzenie plenarne nowej KRS, podczas którego wybierano kandydatów na sędziów Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego;
• nowa KRS wybrała kandydatów bez wymaganej wiedzy o kandydatach; jednemu z członków KRS odmówiono dostępu do protokołów rozmów z kandydatami. Wybór opierano na skrótowej rekomendacji zespołu opiniującego kandydatów.