Oto palec, zktórego redaktorzy wysysają wiadomości, jeśli brakuje im prawdziwych”. „Spróbuję, jak to działa”. „To jest niehigieniczne”. Dla wszystkich, którzy wlatach 80. zaczytywali się serią komiksów autorstwa Papcia Chmiela, jasne jest, że przywołane cytaty to dialog, jaki toczyli między sobą Tytus, Romek iA’Tomek. Apochodzą one zksięgi zatytułowanej „Tytus dziennikarzem”. Jakoś tak się złożyło, że przyszły mi one na myśl, gdy obserwowałam to, co działo się wmediach relacjonujących zeszłotygodniowe posiedzenie Krajowej Rady Sądownictwa.



Może dialog jest trochę za mocny. Bo przecież nikt z piszących w sensacyjnym tonie o wycofaniu przez 21 osób kandydatur na stanowiska sędziowskie nie podał nieprawdziwej informacji. Tak więc przyznaję – powyższe cytaty byłyby bardziej adekwatne, gdyby Tytus mówił nie o „wiadomościach”, ale o „tematach”. Bo faktem jest, że tematu żadnego nie było. A tym bardziej żadnej sensacji. Wnioski o wycofanie kandydatur zdarzają się niemal na każdym posiedzeniu KRS. Wpływały one za poprzedniej rady i wpływać będą, gdy swoje prace zakończy ta obecna. Powodów ich składania jest wiele. Zazwyczaj są one bardzo prozaiczne i nie mają nic wspólnego z górnolotnymi kwestiami ustrojowymi. Dla przykładu –sędzia starał się o posadę w sądzie X, a w międzyczasie ogłoszono o wolnym stanowisku w sądzie Y, bliżej którego mieszka. I dziennikarz, który zajmuje się tematyką sądownictwa, powinien to wiedzieć. A jeśli nie wie –spróbować dopytać. Iniekoniecznie rzecznika prasowego rady. Wystarczy telefon do szeregowego sędziego, do którego ma się zaufanie. Prawdopodobieństwo, że był wtakiej sytuacji, jest naprawdę spore, ajeśli nawet nie, zapewne zna kogoś, kto już taką decyzję ma za sobą. Aż tyle itylko tyle.
Nie chcę tutaj wchodzić wbuty adwokata diabła. Jest bowiem wiele kwestii, za które dziennikarze mogą, anawet powinni „dokładać” obecnej radzie. Weźmy chociażby spór między prezes Sądu Okręgowego wKrakowie atamtejszymi sędziami, wktóry niefortunnie acz ochoczo wmieszała się KRS. Patrzę na to zzażenowaniem. Jest ono tym większe, że przecież reprezentująca jedną ze stron tego konfliktu prezes krakowskiego sądu jest jednocześnie członkiem rady. Aponoć miało już nie być „kolesiostwa”, „kasty”…
Powiedzmy sobie szczerze –krakowski spór jest bardzo prosty do rozwiązania. Wystarczy tylko spojrzeć na niego z odpowiedniej perspektywy. No bo co się robi z prezesami spółek, którzy nie potrafią zapanować nad kadrą? I żeby była jasność –nie pytam ospółki zkapitałem państwowym.
Oczywiście tutaj nie może być mowy oodwołaniu pani prezes. Wszyscy przecież wiemy, że wtej grze stawką nie jest poprawa sytuacji wkrakowskim sądzie tak, aby obywatele byli zjego działalności zadowoleni. Tutaj gra toczy się opersonalia iwpływy. Szkoda tylko, że konstytucyjny organ mający stać na straży niezależności sądów daje się wto wciągać. Ajeszcze gorzej, że wtak wyraźny sposób opowiada się po jednej ze stron.