- Tyle lat przekonywano, że nie warto zaostrzać przepisów, bo chodzi tylko o nieuchronność kary. Otóż nie tylko, i jest to potwierdzone naukowo - mówi w wywiadzie dla DGP dr Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
Znamy już projekt dużej nowelizacji kodeksu karnego. Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas jego lektury, to zaostrzenie kar.
Nie chodzi jednak tylko o wprowadzenie surowszych sankcji, ale o całą zmianę filozofii karania. Odchodzimy od liberalnej szkoły, która mówi, że to przede wszystkim nieuchronność kary, a nie jej surowość, jest najważniejsza. Ten pierwszy aspekt jest bardzo ważny, ale wysokość grożącej sankcji jest równie istotna. Samo wejście w życie ustawy zwiększającej karę więzienia do 25 lat za wyłudzenia VAT spowodowało ponad 85-proc. wzrost ściągalności tego podatku, porównując luty 2016 i luty 2017. Co prawda nie tylko zwiększyliśmy karę, lecz także wprowadziliśmy nową konstrukcję typu zabronionego, ale przyniosło to oczekiwane efekty. I nadal przynosi. Podobnie z alimentami. Pod względem ich ściągalności byliśmy na szarym końcu w Unii Europejskiej. W 2015 r. wynosiła ona ledwie 13 proc., a po naszej zmianie wzrosła dwukrotnie.
Nie podwyższano przecież kary za niealimentację, lecz określono, jaka zaległość w płaceniu świadczeń jest penalizowana. Pozytywny skutek przyniosło doprecyzowanie przepisów.
Jednak przepis jest odbierany jako surowszy, bo został wprowadzony automatyzm ścigania. Wyeliminowaliśmy elementy ocenne, jak uporczywość. W efekcie w marcu 2017 r. wpisano do rejestru 2,5 tys. nowych dłużników alimentacyjnych, a we wrześniu tamtego roku już tylko 600. Suma wyegzekwowanych świadczeń wzrosła zaś z 90–100 mln zł do 180 mln zł. Te liczby pokazują, że zmiany w prawie karnym mają sens i są skuteczne. Niezależnie od tego, czy zwiększamy sankcje, czy kreujemy nowe przepisy – to działa. To jest klęska szkoły liberalnej, którą nas karmiono tyle lat, przekonując, że nie warto zaostrzać przepisów, bo chodzi tylko o nieuchronność. Otóż nie tylko, i jest to potwierdzone naukowo. Całe lata badań prowadzonych w ramach neoklasycyzmu amerykańskiego, czyli nowoczesnej szkoły kryminologicznej, wykazały, że surowość kary jest pierwszym elementem branym pod uwagę przez osobę, która zastanawia się, czy w ogóle podejmować przestępczą działalność, a jeśli uzna, że tak, to w jakim zakresie. Neoklasycy wykazali, że sprawcy przestępstw z udziałem przemocy – rozbojów, pobić, zabójstw – są bardziej podatni na wzrost surowości niż na wzrost nieuchronności. Mają świadomość surowości systemu. Duża część mafii vatowskiej wycofuje się w inne obszary działalności, a nawet przenosi się poza granice naszego kraju. Dlaczego? Bo wskutek efektywności działań organów skarbowych i nowego prawa stworzonego w MS koszt działalności przestępczej jest zbyt duży.
Wielu doświadczonych prokuratorów i sędziów mówi, że przestępcy przede wszystkim kombinują, jak się nie dać złapać, a nie czy grozi im za dany czyn 5 lat, czy może 8 lat.
To jest popularna bajka, że przestępca działa pod wpływem impulsu i w ogóle nie zastanawia się nad sankcjami.
Często właśnie tak jest.
U nas pokutuje przekonanie sprzed 100 lat, że przestępcy są jakimś innym rodzajem ludzi. A są tak samo racjonalni jak pan czy ja. Ich zasady moralne czy etyczne są inne, ale sposób myślenia jest podobny. Dlatego gdy ktoś planuje popełnienie przestępstwa, to nie myśli tylko o tym, czy zostanie złapany, lecz bierze pod uwagę całe ryzyko. Również wynikające z tego, na ile lat trafi do więzienia w razie niepowodzenia. Jeżeli będzie wiedział, że kara jest tak surowa, że nawet przy niewielkim prawdopodobieństwie ujęcia ryzyko jest nieakceptowalne, bo trafi na 20 czy 25 lat do więzienia, to działa to odstraszająco.
Dużą rewolucją jest wprowadzenie krótkoterminowej kary 15 dni pozbawienia wolności. Ma to być tzw. klaps penitencjarny, który ma przede wszystkim przestraszyć przed wchodzeniem na drogę przestępczego trybu życia. Wielu ekspertów przyklaskuje temu pomysłowi, ale nie brak też głosów krytycznych. Wskazuje się m.in. na wzrost kosztów po stronie więziennictwa (największe są związane z przyjęciem osoby do zakładu karnego).
Ten klaps penitencjarny ma służyć przede wszystkim temu, by sprawca na własnej skórze odczuł działanie państwa i prawa. Na Zachodzie tego typu kary są określone jako 3 S – short sharp shock, czyli jako krótki ostry szok. Zderzenie takiej osoby z realiami więziennej izolacji. Oczywiście nie zadziała to na wszystkich, ale jesteśmy przekonani, że znakomita większość ludzi poddanych takiej karze nie wróci na drogę przestępstwa. Nie dlatego, że staną się nagle moralni, lecz dlatego, że będą wiedzieli, iż im się to nie opłaca. Proszę pamiętać, że po odbyciu 15 dni w więzieniu pozostaje jeszcze długa kara w zawieszeniu.
Idea kar krótkoterminowych jest znana w innych systemach prawnych. W Polsce odsetek kar orzekanych poniżej pół roku wynosi 17 proc., podczas gdy średnia unijna wynosi 40 proc., a w takich krajach jak Holandia, Szwecja czy Finlandia nawet 60–70 proc. Dlaczego? Bo tam wiedzą, że szok penitencjarny jest skuteczny. To będzie też odpowiedź na problem dużego odsetka orzekanych kar z warunkowym zawieszeniem ich wykonania. U nas jest to wciąż 30 proc., podczas gdy kary w zawieszeniu w Wielkiej Brytanii wynoszą 3 proc., w Finlandii 7 proc., Danii i Szwecji 8 proc., a średnia europejska to 12 proc.
Kara 15-dniowa będzie prawdziwą sankcją, w odróżnieniu od tych w zawieszeniu, które są karami fikcyjnymi. Realna dolegliwość takiego wyroku jest przecież żadna. Będzie to rozwiązanie bardzo elastyczne, bo w wielu sytuacjach kara trzech miesięcy, np. dla niekaranego sprawcy przestępstwa o charakterze chuligańskim, to zbyt długo. Poza tym tak krótka kara nie będzie wpływać destrukcyjnie na życie zawodowe i rodzinne, gdyż dwutygodniowa przerwa w życiorysie to tyle co urlop.
A co do zwiększonych kosztów?
Koszty te będą wielokrotnie mniejsze niż koszty działalności przestępczej takiej osoby, która już wykazywała skłonności do łamania prawa i została potraktowana zbyt łagodnie. Jeśli wymierzymy karę w zawieszeniu, to niejeden skazany uzna, że państwo jest pobłażliwe i ponownie dokona np. pobicia, rozboju czy uszkodzenia ciała. Koszty krótkoterminowego uwięzienia będą dla państwa minimalny w porównaniu z kosztami społecznymi zła, które taki sprawca wyrządzi, pozostając na wolności.
Kara 15 dni więzienia zaciera różnicę pomiędzy wykroczeniem a przestępstwem. Za wykroczenie, czyli bardziej błahy czyn, można trafić za kratki na 30 dni.
Przecież już teraz ten sam wymiar kary – 30 dni – wymierza się i za przestępstwo, i za wykroczenie. I nikt z tego powodu nie załamuje rąk, że granica pomiędzy tymi dwoma rodzajami czynów zabronionych się zaciera. Poza tym w przypadku wykroczenia 30 dni to jest absolutne maksimum, a my proponujemy karę 15 dni jako absolutne minimum. Zresztą słynny kodeks karny Makarewicza z 1932 r. przewidywał najkrótszą karę tygodnia pozbawienia wolności.
Wprowadzenie krótkich kar zamiast zawiasów, podniesienie maksymalnych kar: z 5 do 10 lat, z 10 i 12 do 15, z 15 do 20 lat, z 25 lat do 30 lat lub dożywocia, wydłużenie okresu, po którym można się będzie starać o warunkowe zwolnienie – to wszystko będzie powodowało wzrost liczby więźniów.
Przeciwnie, jeżeli sędzia wymierza karę w zawieszeniu, to zazwyczaj decyduje się na większy wymiar kary, niż gdyby musiał wymierzyć karę bezwzględną. Na przykład, gdy posyła sprawcę do więzienia, to wyznacza mu karę 3–4 miesięcy, ale jak ją zawiesza, to daje dłuższą – np. 1,5 roku w zawieszeniu na 2 lata. Na zasadzie: nie idziesz do więzienia, ale zobacz, ile ci grozi. A to powoduje, że sprawca dostaje wymiar kary ponad stopień winy. I później, gdy taki sprawca ponownie popełni przestępstwo i sąd zarządzi wykonanie kary, to nie trafi już do więzienia na te 3–4 miesiące, lecz na dużo dłużej.
Dawniej sądzono, że kara pozbawienia wolności zmierza do resocjalizacji i by była skuteczna, musi trwać co najmniej pół roku. W rezultacie, gdy czyn zasługiwał na karę miesiąca pozbawienia wolności, to albo podnoszono karę do pół roku, albo orzekano wyższą karę, lecz w zawieszeniu. Poza tym niektórzy sprawcy nie są zdemoralizowani, lecz ich czyny są skutkiem np. błędów życiowych. Lecz jeśli na nie odpowiednio szybko nie zareagujemy, to za chwilę będziemy mieć prawdziwego przestępcę. Szok penitencjarny ma na celu danie mu do zrozumienia, że prawo działa, nie jest martwe i nie opłaca się go łamać.
Sądy zazwyczaj orzekają kary w okolicy połowy ustawowego zagrożenia. Jeśli rozszerzymy widełki, średnia długość orzekanych kar się zwiększy. Tak samo jak liczba osób, które zostaną za kratami do końca życia.
Długie kary pełnią funkcję eliminacyjną ze społeczeństwa. Jeśli komuś wymierzamy bezwzględne dożywocie, to uznajemy, że ta osoba jest tak niebezpieczna, iż nie możemy sobie pozwolić na to, by przebywała na wolności. Musimy ponieść koszty jej izolacji, bo w przeciwnym wypadku ponieślibyśmy te koszty jako społeczeństwo, i to wielokrotnie wyższe. Jeśli ktoś jest psychopatycznym mordercą, to musimy podjąć takie działania, które go wyeliminują, bo w przeciwnym wypadku wyjdzie na to, że kupczymy życiem, zdrowiem i mieniem innych osób. Państwo musi mieć na to środki.
Wyjąwszy psychopatycznych morderców, jakie zagrożenie może sprawiać np. 80-latek?
To zagrożenie nie musi być hipotetyczne. Jeśli mamy do czynienia z osobą skazaną za morderstwo z premedytacją popełnione w związku z wyłudzeniem ubezpieczenia? Albo ze sprawcami przestępstw, którzy pałają taką nienawiścią do świadków zeznających przeciwko nim, że po wypuszczeniu na wolność gotowi są ich zgładzić? Poza tym bezwzględne dożywocie będzie orzekane wobec recydywistów skazanych już wcześniej przynajmniej na karę 20 lat więzienia i popełniających podobną zbrodnię. To ma odstraszać przed recydywą. Oprócz funkcji eliminacyjnej i prewencyjnej ważny jest także aspekt sprawiedliwościowy. Popełnienie tak rażących czynów jak wielokrotne brutalne morderstwo powinno oznaczać wykluczenie ze społeczeństwa do końca życia. Tacy ludzie nie zasługują na spokojną starość na wolności.
A prymat kar wolnościowych?
Utrzymujemy mocny akcent na kary wolnościowe. Chcemy stworzyć mechanizm, który pozwoli sądom na dobieranie wymiaru grzywien i ograniczeń wolności adekwatne do czynów. Kara pozbawienia wolności zawsze jest wyznaczona w jakimś przedziale, a grzywna i ograniczenie wolności nie. Chcemy to zmienić. Dlatego proponujemy, by w każdym przypadku grzywna miała minimum. Przykładowo, jeśli jej zasądzeniu towarzyszy kara pozbawienia wolności do roku, to grzywna wynosi 50 stawek dziennych. Jeśli do dwóch lat, to 100 stawek itd.
To ograniczenie swobody orzekania sędziów.
Sędziowie nadal będą mieli swobodę orzekania. Grzywnę wyższą zawsze będą mogli zastosować. Teraz za wykroczenie można maksymalnie orzec miesiąc aresztu i 5 tys. zł grzywny, a najniższą grzywną jest 100 zł (10 stawek o minimalnej wartości 10 zł). Przy całkiem poważnym przestępstwie, jak oszustwo, można poprzestać na nałożeniu kary 100 zł grzywny. I to nie stosując żadnego nadzwyczajnego złagodzenia kary. A za wtargnięcie na płytę boiska minimalna kara z ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych wynosi 2 tys. zł. Zrywamy z tym paradoksem, urealniamy grzywny i sprawiamy, że będą adekwatne do wagi przewinienia. Staną się dzięki temu dolegliwe dla sprawcy, a i sędziowie poczują, że stosowanie tego rodzaju kar ma sens.
Wiele proponowanych przepisów jest bardzo kazuistycznych.
Przepis szczegółowy to jest przepis, który jest zrozumiały. Przez całe lata przepisy były syntetyczne, bo były pisane pod sędziego, prokuratora i adwokata.
Ale to dawało większe możliwości zastosowania do różnych stanów faktycznych.
Niekoniecznie. Można zrobić przepis worek, w którym wszystko się mieści. Tylko o tym, że popełniony czyn mieścił się w danym przepisie, podsądny się dowie, jak go sędzia skaże. Z punktu widzenia odbioru społecznego – laika, który podlega normie prawnej, przepis kazuistyczny jest dużo bardziej zrozumiały. Dokładnie wiadomo, co jest zakazane. U nas rozbój ma dwie postaci: typ podstawowy i kwalifikowany, gdy towarzyszy mu np. użycie przemocy czy broni. W anglosaskim systemie podzielono by to na kilka typów, uzależniając kwalifikacje od wielu zmiennych. Skutków, które spowodował sprawca, tego, kim był pokrzywdzony (czy ofiarą było dziecko, osoba starsza, czy np. kobieta w ciąży). Czy sprawca użył przemocy, czy tylko groźby. U nas przy rozboju jest zarówno użycie groźby, jak i przemocy. A przecież nieporównywalna jest sytuacja, gdy podchodzę i mówię: „Proszę oddać portfel” i uciekam, z sytuacją, gdy uderzam i zabieram. Przepisy bardziej kazuistyczne pozwalają dostosować grożące kary do konkretnych zachowań przestępczych i są bardziej czytelne. Bo prawo nie powinno być pisane dla prawników, lecz dla zwykłych ludzi.