- Po wdrożeniu dyrektywy wyroków skazujących mogłoby być mniej - mówi w wywiadzie dla DGP Radosław Baszuk, adwokat, obrońca w procesach karnych.
1 kwietnia tego roku mija termin wdrożenia do polskiego prawa unijnej dyrektywy w sprawie wzmocnienia niektórych aspektów domniemania niewinności i prawa do obecności na rozprawie w postępowaniu karnym. Polska procedura karna wyraźnie rozmija się dziś z nią w jednym kluczowym aspekcie związanym z rozumieniem zasady domniemania niewinności. Na czym polega ta różnica?
/>
Jest ona istotna. Artykuł 5 par. 2 kodeksu postępowania karnego stwierdza, że niedające się usunąć wątpliwości w toku postępowania rozstrzyga się na korzyść oskarżonego. Przepis ten jest adresowany do sądu. Ten rozstrzyga wątpliwości na etapie wyrokowania o odpowiedzialności karnej. Jak wynika z orzecznictwa dotyczącego art. 5 par. 2 k.p.k., jego zakres nie obejmuje sfery oceny dowodów. Założenie jest takie, że najpierw należy sprzeczności w dowodach usunąć, a następnie ocenić je zgodnie z zasadą swobodnej oceny dowodów – prawidłowego rozumowania, wiedzy i doświadczenia określonych w art. 7 k.p.k. Tymczasem dyrektywa mówi o „wszelkich wątpliwościach”, a nie tylko tych „niedających się usunąć”.
Jakie miałoby to konsekwencje dla postępowania?
Gdyby omawiany przepis dyrektywy został transponowany do polskiego porządku prawnego, mógłbym podnosić w apelacji zarówno wszelkie wątpliwości dotyczące zastosowania prawa, jak i wątpliwości odnoszące się do ustaleń faktycznych w danej sprawie oraz te na styku prawa i faktów. Nie interesowałoby mnie to, czy sąd podjął próbę ich usunięcia czy też ich nie usunął, choć powinien. Wątpliwości „wszelkie” to także wątpliwości związane z problemem oceny dowodów wzajemnie sprzecznych, co dotychczas, w wypadku „wątpliwości niedających się usunąć”, było w orzecznictwie i doktrynie kwestionowane. Oczywiście obecnie sąd II instancji, oceniając apelację, może prowadzić w sposób niemal nieskrępowany postępowanie dowodowe. Jednak zarzut braku rozstrzygnięcia wątpliwości na korzyść oskarżonego byłby zdecydowanie łatwiejszy do postawienia przez obrońcę i uwzględnienia przez sąd, gdyby obowiązywała zasada wynikająca z unijnej dyrektywy. Poza tym zwiększa ona gwarancje procesowe tak w stosunku do oskarżonego, jak i podejrzanego, przez co rozciąga się na całe postępowanie, nie tylko na sferę wyrokowania.
Można się domyślać, że gdyby przepis dyrektywy znalazł odzwierciedlenie w polskiej procedurze karnej, wyroków uniewinniających nie zapadałoby tak mało jak dzisiaj.
Skutki takiej zmiany byłyby moim zdaniem w dłuższym czasie rewolucyjne. Gdyby sądy przekonały się do takiego sposobu orzekania, to na pewno w sprawach karnych nie byłoby już 98 proc. wyroków skazujących.
Ministerstwo Sprawiedliwości na razie nie przymierza się do żadnej zmiany.
Zapewne resort będzie jak zwykle przekonywał, że polskie prawo ma charakter bardziej gwarancyjny niż przepisy dyrektywy i żadne zmiany nie są konieczne. Dlatego nic się nie zmieni, dopóki jakiś sąd nie wystąpi do TSUE z pytaniem prejudycjalnym dotyczącym zgodności art. 5 par. 2 k.p.k. z regulacjami unijnymi albo na żądanie strony nie zastosuje dyrektywy wprost.