Na łamach DGP ukazał się artykuł Bartosza Lewandowskiego pt. „Demony antysemityzmu i patriotyzm a litera prawa”, w którym autor uznał za nieporozumienie obawy związane z nowelizacją ustawy o IPN. Ryzyko dla wolności słowa jest jednak realne.
Lewandowski zwraca uwagę, że penalizacji będzie podlegało jedynie przypisywanie odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za zbrodnie państwu lub narodowi polskiemu. Język debaty publicznej nie zawsze jest jednak jednoznaczny. W praktyce terminy „odpowiedzialność” i „naród” mogą budzić wątpliwości interpretacyjne.
Karl Jaspers w „Problemie winy” rozróżnił cztery jej rodzaje: kryminalną (popełnienie przestępstwa), polityczną (współodpowiedzialność obywateli za działania władz ich państwa), moralną (czyny jednostki oceniane pod kątem norm etycznych) oraz metafizyczną (na mocy której każdy jest współodpowiedzialny za zło dotykające innych w jego obecności lub za jego wiedzą). Trudno przewidzieć, do jakiego typu winy odnosi się ustawa.
Zdarza się, że ktoś, opowiadając o swoich indywidualnych, negatywnych doświadczeniach związanych z konkretnymi osobami, formułuje na tej podstawie ogólniejszą wypowiedź ocenną. Czasem nie używa się określeń typu „wszyscy”, „niektórzy”, lecz mówi o działaniach Polaków (np. „Polacy ratowali Żydów”). Takie zdanie może być odczytywane jako odnoszące się bądź do pewnych członków zbiorowości, bądź do ogółu obywateli. Kontekst często pozwala domyślić się, jaki był cel wypowiadającego. Ale nowelizacja przewiduje również odpowiedzialność karną za czyny popełnione nieumyślne, czyli gdy sprawca nie miał zamiaru przypisania odpowiedzialności wszystkim Polakom.
Sama groźba sankcji karnych może wywołać efekt mrożący dla debaty historycznej, która – jak podkreślał Europejski Trybunał Praw Człowieka – obejmuje także wypowiedzi odnoszące się do bolesnych wydarzeń z historii. Tylko w pewnym stopniu ryzyko to minimalizuje wprowadzenie do ustawy kontratypów wypowiedzi naukowej i artystycznej. Dzięki nim historycy czy artyści, którzy zajmują się problematyką odpowiedzialności za zbrodnie w ramach badań czy działalności artystycznej, nie poniosą odpowiedzialności.
Co z innymi forami debaty, jak media, blogi czy portale społecznościowe? Jak się wydaje, znajdują się one poza zakresem kontratypu. Wiąże się to z wprowadzeniem kolejnego ograniczenia wolności słowa w mediach i internecie, a w dłuższej perspektywie może spowodować zamknięcie debaty nad budzącymi kontrowersje zagadnieniami w dyskursie naukowym, podczas gdy dyskusja o ważkich kwestiach powinna toczyć się z udziałem całego społeczeństwa. Być może autorom ustawy chodziło o to, by niektóre tematy nie były przedmiotem szerokiej debaty publicznej.
Lewandowski stawia tezę, że ustawa odpowiada międzynarodowym standardom, przywołując orzecznictwo ETPC dotyczące negowania Holokaustu (Garaudy p. Francji). Omawiając dorobek trybunału, nie można jednak pomijać późniejszego wyroku w sprawie Perinçek p. Szwajcarii. ETPC podsumował w nim całe orzecznictwo w zakresie zaprzeczania zbrodniom nazistowskim, zwracając uwagę, że dopuszczalność kryminalizowania tego rodzaju ekspresji jest uzasadniona tym, iż w kontekście historycznym państw dotkniętych Zagładą wypowiedzi te wiążą się z ideologią antydemokratyczną i antysemicką. Można więc założyć, że wyroki skazujące zapadłe na podstawie nowelizacji będą uznawane przez ETPC za naruszenie wolności ekspresji. Chyba że wypowiedziom tym towarzyszyłaby np. pochwała III Rzeszy.
Trudno się też zgodzić z tym, że przytoczony przez autora wyrok Trybunału Konstytucyjnego przemawia za dopuszczalnością art. 55a w świetle standardów konstytucyjnych. Wyrok ten odnosił się do karania za demonstracyjne, publiczne okazywanie lekceważenia narodowi polskiemu, RP lub jej organom, czyli czynów, które nie stanowią zracjonalizowanych zarzutów podlegających kwalifikacji w kategoriach prawdy i fałszu. TK uznał odpowiedzialność wykroczeniową za tego rodzaju działania za zgodną z konstytucją, ponieważ nie zakazuje ona wyrażania poglądów na temat narodu lub państwa, o ile nie są formułowane w obraźliwej formie. Inaczej jest w przypadku nowelizacji ustawy o IPN, która wprowadza sankcję związaną z treścią wypowiedzi.
Co więcej, orzecznictwo polskich sądów dotyczące możliwości wytaczania powództwa cywilnoprawnego za użycie sformułowań w rodzaju „polskie obozy śmierci” nie jest argumentem za, ale przeciw wprowadzeniu art. 55a. Skoro sądy przesądziły, że istnieje już możliwość dochodzenia ochrony, nowy przepis może nie spełniać warunku niezbędności ingerencji w swobodę wypowiedzi, którego wymagają TK i ETPC. Istnieją mniej dotkliwe, edukacyjne i dyplomatyczne sposoby przeciwdziałania używaniu tego krzywdzącego wyrażenia.
Zagrożenia dla wolności słowa nie kończą się na przepisach karnych. Ustawa wprowadza także przepisy cywilnoprawne dotyczące „ochrony dobrego imienia RP lub Narodu Polskiego”. Powództwo może wytoczyć IPN lub organizacja pozarządowa. Zakres tych przepisów wykracza poza kontekst debaty nad historią. Obawiamy się, że mogą być wykorzystywane do tłumienia wypowiedzi dotyczących nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa czy krytykujących sytuację polityczną jako rzekomo naruszających dobre imię RP.
Mogą one uderzyć w media i organizacje pozarządowe, dla których nagłaśnianie takich zagadnień jest elementem wykonywania misji. Mogą się też okazać niebezpieczne dla opozycji. Przy często stosowanej retoryce „Targowicy” i „szkalowania Polski za granicą” taka sytuacja wydaje się realna. Nowa ustawa może zmrozić nie tylko debatę historyczną, ale i niewygodną dla władz debatę publiczną o bieżącej sytuacji. Niezależnie od najlepszych intencji deklarowanych przez autorów ustawy należy kierować się zasadą proporcjonalności. Ryzyko nadużyć, które niesie ze sobą nowe prawo, jest nieuzasadnione i niepotrzebne.