Dla mnie lepszym kandydatem na sędziego będzie ten, kto pracował też poza wymiarem sprawiedliwości, choćby fizycznie, nawet w fast foodzie. Bo to znaczy, że poznał życie z różnych stron - mówi w wywiadzie dla DGP Bartosz Pilitowski, prezes zarządu Fundacji Court Watch Polska.
Bartosz Pilitowski, prezes zarządu Fundacji Court Watch Polska / Dziennik Gazeta Prawna
W ciągu dwóch miesięcy Kancelaria Prezydenta ma przedstawić swoje projekty ustaw o Sądzie Najwyższym oraz o Krajowej Radzie Sądownictwa. Jakie zmiany – z punktu widzenia organizacji, która patrzy na sądownictwo oczami obywateli – powinny się w nich znaleźć? Zacznijmy od nowelizacji ustawy o KRS – jak oceniacie tę zawetowaną ustawę?
Ocenialiśmy ją negatywnie, ponieważ zmiana sposobu wyboru sędziów do KRS powodowałaby, że funkcja kontrolna rady zostałaby zniweczona. Konstytucja mówi o tym, że KRS nie tylko wybiera sędziów, których przedstawia do powołania prezydentowi, ale również stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Ta funkcja kontrolna jest realizowana przede wszystkim przez opiniowanie projektów ustaw i prawo do ich zaskarżania do Trybunału Konstytucyjnego. W momencie, gdy tego kontrolera ma sobie wybierać parlament tą samą większością, która jest potrzebna do uchwalania ustaw, jego znaczenie staje pod znakiem zapytania. Oprócz tego zawsze byłyby podejrzenia, że wybierana w ten sposób rada kieruje się przy wyborze kandydatów na sędziów czy ich awansowaniu przesłankami pozamerytorycznymi. Wątpliwość co do obiektywizmu KRS byłaby więc duża, co by z kolei powodowało, że zaufanie do sądów byłoby jeszcze mniejsze.
Wydaje się, że przesądzone jest, że członków KRS spośród sędziów będzie wybierał Sejm, tyle że nie większością zwykłą, a kwalifikowaną 3/5.
To jest zdecydowanie krok w dobrą stronę. Wymusza szersze konsultacje i zmusza do kompromisu, dzięki czemu do rady nie powinni być wybierani kandydaci, którzy wywołują skrajne emocje. Jest szansa, że będą to osoby, które są w stanie zaakceptować różne stronnictwa polityczne. To dobrze, ponieważ oczekujemy, by członkami KRS zostawały osoby, co do których kompetencji, charakteru, niezawisłości nie można mieć wątpliwości. Taki krok zdecydowanie zwiększałby wiarygodność rady.
Państwa propozycje, które przedstawiliście prezydentowi, idą dalej. Postulujecie np. wprowadzenie obowiązkowych wysłuchań publicznych kandydatów przed sejmową komisją sprawiedliwości i praw człowieka oraz przedstawicielami samorządów prawniczych: adwokatów, radców prawnych i notariuszy.
Jeśli powierzamy parlamentarzystom wybór członków do KRS, to potrzebne są instrumenty, które pozwolą obywatelom sprawdzić, czy ten mandat jest realizowany poprawnie. Czy rzeczywiście wybór dokonywany jest na podstawie obiektywnych kryteriów, czy jest po prostu rezultatem politycznych targów, w wyniku których do KRS niekoniecznie dostawaliby się sędziowie, którzy są najlepszymi kandydatami, ale za to są wierni jakiejś politycznej opcji.
Przesłuchanie publiczne powodowałoby, że umieszczenie takiego kandydata w KRS wiązałoby się z dużym kosztem politycznym. W jego trakcie mogłyby wyjść na jaw niedostatki merytoryczne kandydatów czy nawet ich ewentualne uwikłania w różne dziwne sprawy. Przecież każdy mógłby dać cynk któremuś członkowi komisji, by zadał odpowiednie pytanie, a taki kandydat, odpowiadając pod przysięgą, musiałby na nie odpowiedzieć.
Chodzi też o to, by obywatele mogli w ogóle dowiedzieć się, kim będą członkowie KRS, jakie są ich kompetencje etc. Dzięki instytucji wysłuchania publicznego, która zapewne cieszyłaby się też zainteresowaniem mediów, ludzie mieliby większą świadomość prawną w tym obszarze. To sprawi, że KRS, mając świadomość, że jest niejako na świeczniku, powinna lepiej działać.
Teraz wiele zarzutów dotyczyło mało przejrzystego sposobu działania rady. Jak więc zwiększyć jej transparentność?
Sposobów jest kilka. Stowarzyszenie sędziów Iustitia proponuje np. transmitowanie obrad w internecie, co na pierwszy rzut oka może wydawać się dobrym pomysłem. Jednak z drugiej strony może się okazać, że oficjalne obrady będą się odbywały publicznie, a kluczowe decyzje i tak będą zapadać w kuluarach. Mechanizmem, który my proponujemy, jest nieznaczne ograniczenie kompetencji rady w rozpatrywaniu kandydatur na sędziów bądź awansowaniu ich.
Co ma pan na myśli?
W tej chwili KRS powinna zapoznać się ze wszystkimi kandydaturami, które zostaną zgłoszone. Oczywiście mało realne jest, by wszystkich 25 członków, z których część pełni bardzo absorbujące funkcje, jak minister sprawiedliwości czy I prezes Sądu Najwyższego, było w stanie zapoznać się z tysiącami aplikacji. Wcześniej takie kandydatury są jedynie opiniowane przez sędziego wyznaczonego przez prezydium sądu oraz oceniane przez zgromadzenie sędziów danego sądu. Nie są one wiążące dla KRS, a pozostają opinią tylko jednego lokalnego środowiska – sędziowskiego.
Co wobec tego proponujecie?
By zamiast zgromadzenia sędziów dana kandydatura była oceniana przez lokalną komisję, w której zasiadałyby osoby niebędące sędziami. W jej skład mogliby wchodzić zarówno przedstawiciele lokalnych samorządów prawniczych, jak i wybrani przy okazji wyborów samorządowych bezpartyjni elektorzy, którzy nie mogliby łączyć członkostwa w komisji ani z przynależnością do partii politycznej, ani ze sprawowaniem funkcji w organach innych władz publicznych. Ich zadaniem byłaby ocena, na ile dana osoba będzie budzić zaufanie w lokalnym środowisku. Bo od tego zależy, czy będzie się potem cieszyła autorytetem jako sędzia. Nie chodzi o to, by to ta komisja decydowała o tym, kto zostanie sędzią, lecz aby można było odfiltrować tych, którzy budzą największe wątpliwości, i zostawić trzy najlepsze osoby. Następnie KRS dokonywałaby wyboru kandydata wyłącznie spośród tych trzech osób, które uzyskały pozytywną opinię największej liczby członków komisji.
Czyli nie chodzi o wybieranie na sędziów ulubieńców lokalnego środowiska, lecz o niewybieranie tych, którzy wzbudzają negatywne emocje.
Tak, chodzi o wyeliminowanie osób skompromitowanych albo niebudzących zaufania, np. z powodu młodego wieku i braku jakiegokolwiek doświadczenia życiowego czy doświadczenia zawodowego zdobytego poza sądem. Zdaję sobie sprawę z tego, że faworyzowałoby to w pewien sposób osoby bardziej doświadczone. One bowiem miałyby szansę w ogóle zaistnieć w świadomości lokalnego środowiska. W tej chwili sędziami zostają przede wszystkim asystenci sędziów, referendarze. Jedyne, czym mogą się te osoby wykazać, to doświadczeniem w pracy w wymiarze sprawiedliwości, a konkretnie w sądzie. Najczęściej nie mają kompletnie żadnego doświadczenia spoza tego obszaru i często mając po 32–33 lata, dysponują niewielkim doświadczeniem życiowym. Jeśli lokalna komisja oprócz takich kandydatów – nawet dobrze ocenionych przez sędziego – będzie miała jeszcze do oceny kogoś, kto oprócz pracy w sądzie ma jakieś inne osiągnięcia, działał w organizacjach społecznych czy udzielał się jako wolontariusz w akcjach charytatywnych, to będzie można wziąć to pod uwagę.
Dlaczego to jest ważne?
Obecnie, jeśli chce się zostać sędzią, to najlepiej nic nie robić. Nie udzielać się, nie pokazywać, nie wystawiać nosa poza uczelnię, dom i pracę. Nie mieć za dużo znajomych, żeby przypadkiem ktoś nie wystawił złej opinii, nie urządzać imienin w domu, bo przecież policja, robiąc wywiad środowiskowy, mogłaby usłyszeć od zrzędliwego sąsiada parę gorzkich słów. Jeśli ktoś chce zostać sędzią, to jest motywowany do tego, by się wyalienować ze społeczeństwa. A nam zależy na tym, żeby było wręcz odwrotnie. By sędziami zostawały osoby, które znają lokalne społeczności, znają ich problemy i są w nich szanowane. Przed taką komisją osoby z większym doświadczeniem życiowym, z jakimiś osiągnięciami, np. z innych zawodów prawniczych, z pewnością miałyby większe szanse. Być może zmotywowałoby to kandydatów na sędziów pracujących w sądach do tego, by w większym stopniu w życiu uczestniczyć, a nie się z niego alienować. Dla mnie lepszym kandydatem na sędziego będzie ten, kto oprócz pracy w sądzie pracował też poza wymiarem sprawiedliwości, choćby fizycznie, nawet w fast foodzie. Bo to znaczy, że poznał życie z różnych stron i łatwiej będzie mu się wczuć w sytuację zwykłych ludzi, którzy będą stawali przed nim ze swoimi problemami.
Analogicznie jak w przypadku kandydatów do KRS, postulujecie wprowadzenie publicznych przesłuchań dla sędziów kandydujących do SN.
Dzięki temu zostaną stworzone warunki, w których kandydatura do SN stanie się przedmiotem publicznej dyskusji. W jej ramach może być analizowane doświadczenie zawodowe, opinie różnych gremiów. To pozwala wyeliminować osoby, które są nie do końca niezależne, w coś uwikłane. Bardzo ważne jest, by takie uwarunkowania wychodziły na jaw wcześniej, zanim taka osoba trafi do SN.
Obecnie ten proces wyboru jest bardzo hermetyczny. Co więcej, KRS jest ograniczony opinią SN, co oznacza, że sam Sąd Najwyższy de facto decyduje o tym, kto do tego grona może dołączyć. W efekcie Polacy sędziów SN nie znali. Poznawali ich później w kontekście jakichś kompromitujących wypowiedzi wyrwanych z kontekstu albo tak jak ostatnio przy okazji burzy związanej ze zmianą ustawy. Natomiast są to osoby, które nie tylko mogą budować autorytet danego sądu, ale też państwa. Przecież SN jest kluczową instytucją ze względu na to, że to on czuwa nad prawidłowością przebiegu wyborów. Szerokie zaufanie do niego jest szczególnie ważne, ponieważ jest gwarantem, że zmiana władzy w Polsce przebiega w sposób pokojowy. Gdyby było inaczej, to nawet gdyby SN podejmował słuszne decyzje w sprawie legalności wyborów, mogłyby być one kontestowane.
Drugim waszym postulatem jest wprowadzenie losowego doboru składów orzekających w SN.
Takie rozwiązanie wprowadzono w ustawie – Prawo o ustroju sądów powszechnych. Wprowadzając tę zmianę, przekonywano, że to sprawiedliwe rozwiązanie, z czym się zgadzamy. Na przykładzie Trybunału Konstytucyjnego, gdzie jedna osoba decyduje o tym, kto ma rozpoznawać daną sprawę, widać, że cierpi na tym zaufanie do sądu. By tego uniknąć, postulujemy losowy dobór składów orzekających.
Czy przyjęcie tych dwóch ustaw, nawet z uwzględnieniem postulowanych przez pana zmian, spowoduje, że będziemy mieli do czynienia z reformą sądownictwa? Czy dzięki temu zostaną wyeliminowane bolączki, które Court Watch sygnalizuje w swoich raportach, jak przewlekłość postępowań sądowych, skomplikowane procedury, korupcja?
Bezpośrednio nie, ale też nie możemy powiedzieć, że te ustawy nie wpłyną na funkcjonowanie sądownictwa. Choćby dlatego, że to przecież KRS decyduje o tym, kto zostaje sędzią.
Jednak nawet najlepszy sędzia w otoczeniu złych procedur, w źle zorganizowanym sądzie, niewiele zmieni.
Dlatego nie twierdzę, że to przyspieszy np. uzyskanie prawomocnego wyroku. Natomiast bardzo ważnym elementem w prawidłowym funkcjonowaniu sądownictwa jest odpowiedzialność dyscyplinarna sędziów. Problem z zaufaniem do wymiaru sprawiedliwości m.in. wynika z przeświadczenia, że odpowiedzialność ta jest pozorna. W tej chwili sędzia odpowiada za popełnienie przestępstw, za przypadki rażącej przewlekłości. Natomiast nie odpowiada np. za drobne przypadki przewlekłości ani za to, że bez szacunku traktuje strony, pełnomocników. Zapowiadane utworzenie w SN izby dyscyplinarnej mogłoby się przysłużyć poprawie sytuacji. Jej powstanie jest moim zdaniem przesądzone. Chodzi o to, by ta izba nie była – jak to planowano zrobić – kształtowana przez prokuratora generalnego. Skoro izba ma się zajmować sprawami dyscyplinarnymi nie tylko sędziów, ale także adwokatów, radców, notariuszy czy komorników, to powinni się w niej znaleźć również przedstawiciele tych zawodów. Tak, by miała ona autorytet również w tych środowiskach. W ten sposób rozumiem rolę tej izby, a nie tak, jak to wynikało z pierwotnych przepisów, gdzie mogła być ona po prostu instrumentem nacisku Prokuratora Generalnego na aparat sądowniczy.