16 słów. Dokładnie tyle przesądza, że ustawa, która mogłaby być doskonała dla tłamszonych spółdzielców, nic w ich życiu nie zmieni na lepsze.
„Członkiem spółdzielni może być osoba fizyczna, choćby nie miała zdolności do czynności prawnych lub miała ograniczoną zdolność do czynności prawnych, której przysługuje spółdzielcze lokatorskie prawo do lokalu mieszkalnego, spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu, prawo odrębnej własności lokalu, roszczenie o ustanowienie odrębnej własności lokalu, zwane dalej ekspektatywą, lub która ubiega się o ustanowienie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu mieszkalnego lub odrębnej własności lokalu, albo będąca założycielem spółdzielni”. Tak brzmi kluczowy przepis nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, którą rozpatrzy jutro Senat. Senacka komisja infrastruktury twierdzi, że jest on dobry.
I pozwoli spółdzielcom na decydowanie o swoim losie w znacznie większej mierze, niż to miało miejsce dotychczas. Innego zdania są sami spółdzielcy. Z wielu opinii złożonych do parlamentu przez reprezentujące ich organizacje przebijają się głosy, że to utrwalenie patologii i dalsze sankcjonowanie PRL-owskich regulacji pozwalających prezesom betonowych molochów na nieliczenie się z tymi, którzy tak naprawdę ich zatrudniają.