Dziś po raz ostatni Trybunał Konstytucyjny zbierze się w składzie z Andrzejem Rzeplińskim. Sędziowie mają rozpoznać nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji.
Dziś po raz ostatni Trybunał Konstytucyjny zbierze się w składzie z Andrzejem Rzeplińskim. Sędziowie mają rozpoznać nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji.
Ustawę zaskarżyli rzecznik praw obywatelskich i posłowie opozycji, których przedstawicielem jest Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej. Uchwalona w ekspresowym trybie w grudniu 2015 r. – weszła w życie 8 stycznia br. – zmieniła zasady nominacji władz mediów publicznych. Wcześniej członków rad nadzorczych mediów wybierała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a rady zarządy spółek mediów publicznych. PiS ustawą przekazał kompetencje rady ministrowi skarbu państwa. W wyniku tych zmian prezesem TVP został Jacek Kurski, a Polskiego Radia Barbara Stanisławczyk. „Zaskarżone przepisy ustawy zmieniającej prowadzą do odejścia od założeń przekształcenia w latach 90. XX wieku mediów rządowych w media publiczne, które mają cechować się wewnętrznym pluralizmem i zachowywać wyraźny dystans” – napisał w skardze RPO. Jego zdaniem to powrót do mediów rządowych.
Decyzję co do konstytucyjności ustawy TK ma podjąć w składzie pięcioosobowym. Dziś oprócz Andrzeja Rzeplińskiego orzekać będą: Stanisław Biernat, Stanisław Rymar, Marek Zubik i Leon Kieres. Żaden z tych sędziów nie został wybrany w tej kadencji Sejmu. Co może świadczyć o tym, że prezes chce się zabezpieczyć przed taką sytuacją, z jaką mieliśmy do czynienia podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK, kiedy nie doszło ono do skutku z powodu absencji trzech sędziów wybranych głosami PiS. Decyzję o przeprowadzeniu rozprawy w składzie pięciu sędziów, a nie w pełnym, prezes TK tłumaczy „uniemożliwianiem orzekania przez Trybunał w pełnym składzie”.
Dzisiejszy wyrok mógłby być istotny, gdyż po raz pierwszy w kadencji tego Sejmu TK będzie oceniał ustawę przyjętą przez PiS inną niż dotycząca Trybunału Konstytucyjnego. Tyle że samo prawo zostało po drodze zmienione i sędziowie dziś odniosą się do nieaktualnego już stanu prawnego.
– Zgoda, że rząd nie powinien obsadzać mediów publicznych, ale ustawa, która teraz obowiązuje, wyklucza rząd z tego procesu. Odpowiada za to Rada Mediów Narodowych. Ta sytuacja jest nieaktualna i w związku z tym rozważania trybunału także będą nieaktualne – ocenia Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych. Na mocy nowych przepisów wybrany został ponownie prezes TVP Jacek Kurski, a w sprawie obsady fotela prezesa PR został ogłoszony konkurs, który ma być rozstrzygnięty najpóźniej w lutym.
Wybór akurat ustawy medialnej jako pierwszej, którą TK oceni po tym, jak uporał się z regulacjami dotyczącymi jego samego, może więc dziwić. A politycy opozycji nie ukrywają, że woleliby, gdyby TK wziął pod lupę inne przepisy. – Na rozpatrzenie oczekują wnioski dotyczące ustawy o obrocie ziemią rolną, przepisów regulujących uprawnienia służb, korzystania przez nie z podsłuchów czy też prawo o prokuraturze. To kwestie niezwykle istotne dla obywateli, sprawy o bardzo dużym ciężarze gatunkowym – mówi Borys Budka, poseł PO. Choć zaznacza, że nie bagatelizuje rozpatrywanej dziś ustawy.
– To, co się stało z mediami publicznymi, każdy widzi i słyszy. Obraz świata przekazywany przez publiczne radio i telewizję pod rządami PiS jest obrazem w krzywym zwierciadle. A przecież obywatele mają prawo do rzetelnej, pełnej informacji– komentuje poseł. Jego zdaniem wyborem akurat tej sprawy trybunał nieświadomie zagrał rządzącym na nosie.
– To udowadnia, że to, co mówił PiS o TK, jest kłamstwem. Trybunał nie kieruje się i nigdy się nie kierował w decyzjach kwestiami politycznymi. Gdyby tak było, to dziś zapewne byłaby rozpatrywana inna ustawa – zaznacza Budka.
Zrozumienie dla decyzji TK wykazuje też inicjator jutrzejszej rozprawy Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich. – Na tym polega kryzys konstytucyjny – nie tylko chodzi o brak możliwości normalnego funkcjonowania TK, spowodowany ustawami dotyczącymi jego statusu. Kryzys polega także na braku możliwości normalnej pracy, w tym rozpatrywania aktualnie przyjmowanego ustawodawstwa pod kątem zgodności z konstytucją – ocenia dr Bodnar.
Eksperci są zgodni, że jakie by dzisiejsze orzeczenie było, to i tak rządzący będą w stanie sobie z nim poradzić. – Gdy będzie dla nich niekorzystne, to wystarczy, że powiedzą, że to zemsta odchodzących sędziów i nie opublikują wyroku – zauważa Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa.
Przy niepublikowaniu wyroków TK rządzący jako wymówkę wykorzystują art. 80 ust. 4 lipcowej ustawy o TK. Przepis ten stanowi, że prezes TK kieruje wniosek do prezesa Rady Ministrów o ogłoszenie wyroków i postanowień. Profesor Rzepliński oczywiście takich wniosków nie składa, gdyż TK wyrokiem z 11 sierpnia br. artykuł ten uznał za niezgodny z konstytucją.
Rozstrzygnięcie, które najprawdopodobniej dziś zapadnie, budzi zainteresowanie także dlatego, że będzie to ostatni wyrok, w wydawaniu którego weźmie udział prof. Andrzej Rzepliński. Jego kadencja upływa 19 grudnia. Nie wiadomo, kto przejmie po nim stery. Sędziowie TK wskazali co prawda swoich kandydatów (Marek Zubik, Piotr Tuleja oraz Stanisław Rymar), jednak zrobili to bez wymaganego ustawą kworum, co powoduje, że prezydent nie wskaże spośród nich następcy Rzeplińskiego.
Kandydaci na nowego prezesa TK będą wybierani już po odejściu prof. Rzeplińskiego. Najprawdopodobniej też wybory będą się odbywały pod rządami zupełnie nowej ustawy. A to oznacza, że sędziowie nominowani przez PiS będą mieli większość w Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów TK. Można się więc spodziewać, że wybory kandydatów na nowego prezesa TK przebiegną po myśli rządzących.
O co chodzi w sporze rządu z sądem konstytucyjnym
W lipcu 2013 r. prezydent Bronisław Komorowski kieruje do Sejmu projekt nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Tajemnicą poliszynela jest to, że przygotował go Andrzej Rzepliński, prezes TK. Po przeprowadzeniu w sierpniu pierwszego czytania prace nad projektem zamierają na ponad 1,5 roku. Dopiero pod koniec maja 2015 r. odbywa się trzecie czytanie projektu, po czym ustawa trafia do Senatu. Ten wprowadza do niej kilka poprawek, a wśród nich tę, która pozwoli Sejmowi, w której większość ma koalicja PO-PSL, wybrać aż pięciu sędziów TK w miejsce tych, którym kadencje kończą się w 2015 r. Dzięki tej zmianie posłowie będą więc mogli zdecydować o obsadzeniu „swoimi” ludźmi aż 1/5 trybunału.
8 października 2015 r. Sejm wybiera na sędziów TK: Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka, Andrzeja Jakubeckiego, Bronisława Sitka i Andrzeja Jana Sokalę. 11 listopada 2015 r. upływa VII kadencja Sejmu. Po wyborach parlamentarnych większość w obu izbach uzyskuje PiS. I od razu formułuje wątpliwości co do prawidłowości wyboru sędziów TK. Wyraża je także prezydent Andrzej Duda, który od niemal miesiąca wstrzymuje się z odebraniem ślubowania od sędziów wybranych przez poprzednią większość.
Pod koniec listopada 2015 r. Sejm podejmuje uchwały, w których stwierdza, że wybór pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez poprzednią większość sejmową był nieważny i niedługi czas później w ich miejsce wybiera pięciu nowych sędziów TK. Prezydent odbiera ślubowanie od wybranych wówczas Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego, Mariusza Muszyńskiego, Julii Przyłębskiej i Piotra Pszczółkowskiego. Dzień później TK stwierdza, że przepisy czerwcowej ustawy w zakresie, w jakim pozwalały Sejmowi poprzedniej kadencji wybrać dwóch „nadprogramowych” sędziów, są niezgodne z konstytucją; opierając się na tym wyroku, prezes TK Andrzej Rzepliński odmawia dopuszczenia do orzekania trzech sędziów zaprzysiężonych przez prezydenta (Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego, Mariusza Muszyńskiego).
Od tego momentu rozpoczyna się legislacyjna szarża PiS na trybunał. Uchwalane są kolejne nowelizacje albo zupełnie nowe ustawy, które mają dwa cele: wymuszenie na prezesie Rzeplińskim, aby dopuścił wszystkich pięciu PiS-owskich sędziów do orzekania oraz uniemożliwienie TK przeprowadzenia oceny kolejnych kontrowersyjnych ustaw podejmowanych przez Sejm. Ten drugi cel zostaje osiągnięty – trybunał niemal od roku zajmuje się przede wszystkim ustawami o TK. W większości swoich orzeczeń kwestionuje rozwiązania przyjęte przez Sejm. Rządzący jednak odmawiają im statusu wyroków, twierdząc, że ich tryb orzekania przez trybunał był niezgodny z obowiązującym wówczas prawem. Premier odmawia więc publikacji kolejnych wyroków.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama