Niezgodność z prawem unijnym, niezgodność z europejską konwencją praw człowieka, brak właściwego finansowania, złe zasady przyznawania rekompensat, pokrzywdzenie amerykańskich obywateli, którzy patrzą na Polskę z nieustanną sympatią, a nawet zły tytuł. To tylko kilka spośród kilkudziesięciu zarzutów, które pojawiły się do projektu dużej ustawy reprywatyzacyjnej przekazanego do konsultacji przez Ministerstwo Sprawiedliwości.



Kto rozjechał dokument walcem? Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a nawet Ambasada Stanów Zjednoczonych w Polsce.
Ministerstwo Sprawiedliwości oficjalnie deklaruje, że potrzebuje czasu na zapoznanie się ze zgłoszonymi uwagami. Nieoficjalnie słyszymy, że sprawa jest zaskakująca i ma charakter polityczny. Bo część instytucji, które teraz biją na alarm, o projekcie wiedziała jeszcze przed jego publikacją. I założenia, które wówczas się podobały, teraz przedstawiane są jako niewłaściwe.
Minister Patryk Jaki jeszcze kilka tygodni temu mówił, że w kwestiach finansowych sprawa jest uzgodniona z resortem finansów. A dziś?
„Należy wprowadzić do projektu mechanizm partycypacji samorządów, będących beneficjentami projektowanej regulacji, w jej kosztach” – zwraca uwagę w opinii do projektu wiceminister finansów Leszek Skiba. To radykalny postulat, bo mechanizm zaproponowany przez MS opiera się na wydatkach z budżetu centralnego.
„Proponuję rezygnację z dwóch proponowanych form [realizacji rekompensat – red.], zaliczenia wartości nieruchomości oraz obligacji skarbowych i pozostawienie jedynie świadczenia pieniężnego” – to drugi postulat MF. Też radykalny, bo minister Jaki od początku powtarzał, że uprawnieni będą mogli wybrać, czy zdecydują się wziąć od razu mniej pieniędzy, czy więcej w obligacjach, za to z odroczonym terminem płatności.
Resort kierowany przez Mateusza Morawieckiego ma też zasadnicze wątpliwości co do tego, czy urzędnicy Zbigniewa Ziobry wszystko właściwie policzyli. Z pełnym przekonaniem zaś stwierdza, że nie wszystko w zakresie wydatkowania środków publicznych dobrze uzasadnili.
Krytyczne jest również Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Zwraca uwagę, że „uznanie posiadania obywatelstwa polskiego w dniu wejścia w życie ustawy i w dniu złożenia wniosku, jako jedynej przesłanki pozwalającej na stwierdzenie więzi z Polską, jest zbyt restrykcyjne”. Innymi słowy może się okazać, że założenie, iż rekompensaty będą wypłacane tylko Polakom, jest niezgodne z prawem unijnym. Przeciwko tej regulacji protestuje też ambasador USA w Polsce Paul W. Jones.
„Uważamy, że ustawa powinna być otwarta i traktować równoprawnie wszystkie osoby występujące z roszczeniem, niezależnie od ich narodowości” – twierdzi administracja Donalda Trumpa.
Co ciekawe, resort spraw zagranicznych jest bardziej krytyczny wobec projektu ustawy reprywatyzacyjnej niż czołowi polscy eksperci od prawa międzynarodowego. Przykład? MSZ uważa, że w kontekście zgodności projektu z europejską konwencją praw człowieka wątpliwości budzi umorzenie z mocy prawa wszystkich toczących się postępowań reprywatyzacyjnych w połączeniu z ograniczeniem kręgu osób uprawnionych do uzyskania rekompensaty. Na łamach DGP zaś prof. Ireneusz Kamiński, były sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, wyjaśniał, że polski rząd nie musi obawiać się o zgodność przepisów z konwencją. A to dlatego, że nacjonalizacyjne akty weszły w życie w Polsce w latach 40. XX w., a Europejska Konwencja Praw Człowieka dopiero w 1953 r. Państwa zaś nie biorą odpowiedzialności za swe wcześniejsze prawodawstwo. Dopuszczalne jest też, by ustawodawca dowolnie ustalił krąg osób, którym przyzna rekompensaty.
– Sprowadzając do absurdu, ustawodawca mógłby nawet postanowić, że rekompensaty będą wypłacane wyłącznie osobom z niebieskimi oczami. A to dlatego, że Polska nie ratyfikowała Protokołu nr 12 do konwencji – tłumaczył prof. Ireneusz Kamiński. To właśnie ten dokument ustanawia ogólny zakaz dyskryminacji.
Wsparcie nie nadciągnęło także od wicepremiera Piotra Glińskiego. Opinia resortu kultury jest chyba najbardziej krytyczna ze wszystkich. Kwestionowany jest nawet tytuł ustawy, który zdaniem wiceministra Jarosława Sellina w żaden sposób nie odpowiada temu, co znajduje się w środku aktu prawnego. A znajduje się – jeśli wierzyć MKiDN – wiele złego. Suponuje ono, że szereg kontrowersyjnych przepisów może doprowadzić do tego, że państwo będzie musiało nadal płacić odszkodowania, które płaci już teraz, dalej będzie musiało zwracać nieruchomości w naturze w ramach decyzji reprywatyzacyjnych, a rekompensaty będzie wypłacać dodatkowo. A to wszystko przy jednoczesnych zarzutach o to, że Polska nie szanuje prawa własności oraz lekceważy zasadę zaufania obywatela do państwa.
Etap legislacyjny
W trakcie konsultacji