Wrażliwość i poczucie piękna jest rzeczą cenną i pożądaną zwłaszcza u naukowca. Współczuć więc należy karniście, który miast zgłębiać piękno i dobro natury ludzkiej, zmuszony jest czytać rzeczy gwałcące jego poczucie dobra i piękna. A tak jest w przypadku przestępstwa zgwałcenia.
Trudno się zatem dziwić doktorowi Mikołajowi Małeckiemu, że naszą propozycję reformy dotyczącej przestępstw seksualnych traktuje jako obsceniczną, wsteczniczą i zbyt kazuistyczną („Ministerstwo Sprawiedliwości po zgwałceniach do celu”, DGP 175/2017).
Zazdrościć też należy panu doktorowi, że w swojej działalności naukowej nie musi sięgać do opracowań z innych systemów prawnych, regulacji europejskich, tam wszak od wszeteczeństw aż się roi. Oto bowiem konwencja Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej w art. 36 wskazuje, że „strony stosują konieczne środki ustawodawcze lub inne środki po to, aby następujące umyślne działania były uznawane za przestępstwo: dopuszczanie się penetracji waginalnej, analnej lub oralnej o charakterze seksualnym ciała drugiej osoby przy pomocy jakiejkolwiek części ciała lub przedmiotu i bez przyzwolenia drugiej osoby”. Brrr, zepsuta Europa pławi się w obsceniczności.
Ale w narodowych ustawodawstwach wcale nie jest lepiej. Angielskie prawo dotyczące przemocy na tle seksualnej zostało istotnie zmodyfikowane w 2003 r., kiedy ustawa Sexual Offences Act zastąpiła wcześniej obowiązującą ustawę z 1956 r. Definicja gwałtu zawarta w art. 1 tego aktu określa, że za gwałt uważa się penetrację penisem waginy, odbytu lub ust innej osoby. Przepraszam, panie doktorze, za te przykłady, które mogą razić pańską wrażliwość. Dobrze, że ogranicza się pan w swoich peregrynacjach naukowych do obszaru prawa polskiego. Nie jest ono tak uwstecznione, jak prawo francuskie, gdzie typów kwalifikowanych jest kilkanaście, a wśród nich zgwałcenie kobiety w ciąży, gdy sprawca był świadomy występowania tych okoliczności lub były one oczywiście zauważalne. Jeśli pokrzywdzoną jest kobieta w ciąży, surowsza kara grozi we Włoszech (od 6 do 12 lat) i we Francji (od 10 do 20 lat).
Prawo polskie nie jest również tak kazuistyczne i okrutne, jak hiszpańskie, które przewiduje użycie lub groźbę użycia niebezpiecznego narzędzia. Podobnie we Włoszech (od 6 do 12 lat), w Niemczech, w Szwajcarii, na Malcie – od 3 lat, we Francji od 10 do 20 lat. Dobrze, że nie musi pan analizować poziomu wybujania wyobraźni urzędników francuskiego MS, którzy wpisali do kodeksu w typie kwalifikowanym... nauczyciela lub członka personelu zatrudnionego w szkolnictwie, kierowcy transportu publicznego (un enseignant ou tout membre des personnels travaillant dans les établissements d’enseignement scolaire, sur un agent d’un exploitant de réseau de transport public de voyageurs) (służę też angielskim tłumaczeniem: „against a person employed by a public transport network”).
Dobrze wreszcie, że pan doktor nie musi się mierzyć ze statystykami powrotności do przestępstwa, co pozwala mu na słowa krytyki wobec MS za ten projekt oraz pozostawanie w błogiej nieświadomości rzeczywistego stanu rzeczy („Pomysły te abstrahują od danych empirycznych, które wskazują, że ryzyko powrotu do przestępstwa sprawcy zgwałcenia jest stosunkowo niewielkie”), choć trudno mi zrozumieć, dlaczego nam zarzuca niewiedzę w tym punkcie.
W 2016 r. odsetek recydywistów w ogólnej liczbie skazanych z art. 197 kodeksu karnego wyniósł 11,7 proc., podczas gdy ogólna liczba wynosi 5,6 proc. Dwa razy jest większa powrotność do przestępstwa gwałcicieli niż pozostałych przestępców, panie doktorze. W jednym zdaniu jednak wypada mi się zgodzić z panem doktorem: „Może więc warto wziąć się do roboty?”.