Czy policjant, który wchodzi do domu dilera narkotykowego, ale oprócz amfetaminy znajdzie w jego garażu skradziony samochód, może zatrzymać auto jako dowód przestępstwa? Jak najbardziej. Czy ten sam diler odpowie za kradzieże samochodów, jeśli pochwali się nimi w podsłuchiwanej przez policję rozmowie telefonicznej? Niestety, już nie. Takie są konsekwencje ostatniej uchwały Sądu Najwyższego.
Ufam, że bezkarność przestępców nie była intencją 7-osobowego składu sędziowskiego, który niespełna tydzień temu podjął tę uchwałę (sygn. akt I KZP 4/18). Ale jest jej praktycznym i groźnym dla nas wszystkich skutkiem. Uchwała prowadzi do cenzurowania dowodów wykorzystywanych w postępowaniach karnych i wiązania rąk organom ścigania. Uniemożliwia funkcjonariuszom reakcję na przestępstwa, o których dowiadują się w sposób operacyjny, a więc np. z wykorzystaniem podsłuchu. Godzi tym samym w bezpieczeństwo publiczne.
Uderza przy okazji także w autorytet Sądu Najwyższego, którego sędzia sam znalazł się w kręgu podejrzeń o uwikłanie w aferę korupcyjną. Sprawa domniemanej korupcji w najważniejszym z sądów do dziś nie znalazła wyjaśnienia właśnie z powodu „cenzury dowodów”, którą sankcjonuje czerwcowa uchwała Sądu Najwyższego.