Tylko dziesięciu z dwóch tysięcy kierowców blokujących wczoraj Warszawę dostało mandaty. Luka w prawie powoduje, że batem na demonstrantów mogą być jedynie pozwy cywilne.
Protestujący przeciw deregulacji taksówkarze wyjechali wczoraj na ulice czterech dużych miast. O ile we Wrocławiu, w Krakowie i Gdańsku ich przejazd przez miasto nie spowodował utrudnień, o tyle w stolicy ruch został sparaliżowany.
Na przejazd kawalkady taksówek przez miasto nie są wymagane żadne zgody. W efekcie z różnych stron Warszawy pod Sejm w żółwim tempie przesuwały się kolumny aut, powodując gigantyczne korki. Ludzie spóźniali się do pracy, na pociąg czy samolot.
Policjanci wystawili 12 mandatów i jeden wniosek do sądu. Dziesięć mandatów dotyczyło utrudniania ruchu, pozostałe były za jazdę bez pasów i rozmowę przez telefon.
Witold Puchała z kancelarii radców prawnych Młynarczyk, Puchała przypomina, że w takich sytuacjach policja może stosować sankcje przewidziane przepisami art. 19 ust. 2 pkt. 1 prawa o ruchu drogowym (Dz.U. z 1997 r. nr 98, poz. 602 z późn. zm.).
Stanowi on, że kierujący pojazdem jest zobowiązany jechać z prędkością nie utrudniającą jazdy innym. Do tego warto dodać art. 90 kodeksu wykroczeń (t.j. Dz.U. z 2010 r. nr 46, poz. 275 z późn. zm.).
Mówi on, że ten, kto tamuje lub utrudnia ruch, podlega karze grzywny lub nagany. W razie niestosowania się do poleceń policji mandat można wystawić także na podstawie art. 92 tej ustawy.

Taksówkarze: pytanie o naszą odpowiedzialność cywilną jest nieeleganckie

– Sprawa może być skierowana do sądu także przeciw uczestnikom protestu, którzy nie dostali mandatów. Na podstawie nagrań z monitoringu łatwo zidentyfikować numery boczne i rejestracyjne taksówek – dodaje Witold Puchała.
Taksówkarze uważają kary za bezzasadne.
– Idąc tym tokiem myślenia, można ukarać każdego kierowcę, który stoi w korku, bo przecież tamuje ruch. Nikt nie może nam zabronić przejazdu przez miasto, jeśli odbył się on zgodnie z przepisami prawa o ruchu drogowym – irytuje się Michał Więckowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Taksówkarzy „Solidarność”.
Zaznacza, że związek nie był organizatorem akcji. Była to oddolna inicjatywa.
Ukaranie mandatami uczestników protestu otwiera drogę do dochodzenia odszkodowań z powództwa cywilnego warszawiakom, którzy ponieśli szkody. Chodzi o sytuacje, w których ktoś np. spóźnił się na samolot, przez co przegapił szansę na uzyskanie ważnego zamówienia.
Taką możliwość daje art. 415 kodeksu cywilnego (Dz.U. z 1964 r. nr 16, poz. 94 z późn. zm.): „Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia”.
– Oczywiście będzie problem z ustaleniem tego, w jaki sposób konkretny taksówkarz jadący w kolumnie samochodów przyczynił się do szkody konkretnego poszkodowanego – zauważa Witold Puchalski.
Dodaje, że po przeprowadzeniu dogłębnej analizy można się zastanowić, czy nie zastosować przepisów o odpowiedzialności solidarnej i występować z roszczeniami do większej grupy taksówkarzy na podstawie art. 422 k.c. Przepis ten mówi, że za szkodę odpowiedzialni są nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wyrządzili, lecz także ci, którzy byli pomocni i nakłaniali do jej wyrządzenia.
Taksówkarze przypominanie o odpowiedzialności cywilnej nazywają nieeleganckim.
– Jeśli Kowalski spóźnił się gdzieś z powodu korków, to nie moja wina, bo mógł wyjechać godzinę wcześniej – oburza się Michał Więckowski.
Według prawników w obecnej sytuacji prawnej tylko procesy cywilne mogą zniechęcić do stosowania uciążliwych form protestu.
– Wystąpienie z takim roszczeniem miałoby wielkie znaczenie precedensowe. Niestety mamy lukę legislacyjną sprawiającą, że społeczeństwo jest przedmiotem igraszki demonstrantów. Opowiadanie o tym, że protesty są przeprowadzane w sposób jak najmniej uciążliwy, to demagogia.
Istota sprawy właśnie w tym, by to było jak najbardziej uciążliwe. Blokuje się więc urzędy, drogi, uniemożliwia funkcjonowanie społeczne, co prowadzi do anarchii – zauważa prof. Jan Błeszyński z Instytutu Prawa Cywilnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Dodaje, że niezbędne jest uregulowanie ulicznych protestów. Bezczynność ustawodawcy tylko zachęca kolejne grupy do tej formy pikiet.
– To wolny kraj i każdemu wolno protestować. Nie można zabronić nikomu jechania przez miasto, zwłaszcza jak robi się to zgodnie z przepisami, a tak właśnie przebiegał protest taksówkarzy – mówi Michał Więckowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Taksówkarzy „Solidarność”.
– Jeśli ktoś spóźnił się gdzieś z powodu korków, to nie moja wina, bo mógł wyjechać godzinę wcześniej. Każdy protest utrudnia życie, a utrudnienia w ruchu są codziennością dużego miasta – dodaje.
Innego zdania są kierowcy, którzy z powodu akcji taksówkarzy protestujących przeciwko deregulacji ich zawodu godzinami tkwili w wielokilometrowych korkach w dużych miastach, spóźniając się na samolot czy na spotkania biznesowe.
Każdy pokrzywdzony może dochodzić ewentualnych odszkodowań na drodze cywilnej.
– Jest to możliwe na podstawie art. 415 k.c., który stanowi, że kto ze swojej winy wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia – przypomina Witold Puchała, radca prawny z kancelarii Młynarczyk, Puchała.
Zdaniem prof. Jana Błeszyńskiego z Instytutu Prawa Cywilnego Uniwersytetu Warszawskiego tylko proces cywilny może zniechęcić do stosowania uciążliwych form protestu. – Wystąpienie z takim roszczeniem miałoby znaczenie precedensowe. Mówienie, że protesty są prowadzone w sposób jak najmniej uciążliwy, to demagogia – ocenia prof. Błeszyński.