Po ponad 30 latach od uchwalenia prawa prasowego doczekaliśmy się reformy regulacji autoryzacji wypowiedzi prasowej, która dotychczas służyła często jako bat na media i narzędzie blokowania publikacji. Zmiany dotyczą nie tylko dziennikarzy, ale także wszystkich, którzy współpracują z mediami jako osoby udzielające komentarzy czy wywiadów. Czy przyjęta nowelizacja to krok w stronę podniesienia poziomu wolności słowa w Polsce?
Autoryzacja dotychczas
Kilka lat temu zajmowaliśmy się w fundacji sprawą dziennikarki tygodnika lokalnego, która wysłała e-mailem pytania do osoby pełniącej funkcję wójta pewnej gminy. Na chwilę przed oddaniem gazety do druku pani wójt odesłała odpowiedzi drogą elektroniczną, żądając jednocześnie ich autoryzacji przed publikacją. Zdziwiona taką prośbą dziennikarka postanowiła wykorzystać w tekście przesłaną wypowiedź bez modyfikacji. Nie przekazała jej wcześniej do „autoryzacji”, sądząc, że nie było konieczności, aby rozmówczyni ponownie akceptowała swoje własne, przesłane na piśmie słowa. Dziennikarka tłumaczyła się też presją czasu – otrzymała odpowiedź na tyle późno, że przed zamknięciem numeru nie było już czasu na dalszą korespondencję. Jednocześnie, ponieważ artykuł dotyczył aktualnych wydarzeń w gminie, istotne było to, aby ukazał się w najbliższym wydaniu. Wójt złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązku autoryzacji. Sąd rejonowy skazał dziennikarkę na grzywnę. Ostatecznie udało się doprowadzić do zmiany tego orzeczenia przez sąd odwoławczy, który uznał, że zachowanie dziennikarki wypełniło znamiona czynu zabronionego, ale jednocześnie umorzył postępowanie z uwagi na znikomy stopień szkodliwości społecznej.
Opisana sprawa dobrze ukazuje główne mankamenty dotychczasowej regulacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi. Nie dość, że przewidywała ona surowe sankcje karne za brak dopełnienia tego obowiązku, to jeszcze nie uzależniała odpowiedzialności dziennikarzy od rzetelności opublikowanego materiału. Umożliwiała ponadto nieuzasadnione spowalnianie przepływu informacji pomiędzy mediami a opinią publiczną, a także była niedostosowana do współczesnych realiów technologicznych. Dotychczas prawo prasowe zakładało, że jeśli dziennikarz, wbrew uprzednio zgłoszonemu żądaniu osoby udzielającej wypowiedzi, nie umożliwi jej dokonania autoryzacji cytatu przed publikacją, popełnia przestępstwo zagrożone karą grzywny albo ograniczenia wolności (art. 49 w zw. z art. 14 ust. 2 ustawy – Prawo prasowe). Dziennikarze nie mogli dotąd skutecznie bronić się przed taką odpowiedzialnością karną, nawet jeśli byli w stanie wykazać rzetelność opublikowanych wypowiedzi (przedstawiając np. wydruk otrzymanej wiadomości e-mail z treścią przesłanego komentarza czy nagranie wywiadu). Niezależnie od tego, czy dziennikarz wiernie odtworzył taką wypowiedź czy też wypaczył ją lub zmanipulował, mógł się narazić na sankcje karne. Te groziły bowiem za brak dopełnienia w pewnym sensie „technicznej” czynności uzyskania autoryzacji przed publikacją, gdy rozmówca jej zażądał, a sama treść opublikowanego materiału nie była nawet przedmiotem badania sądu.
Inny problem dotychczasowej regulacji autoryzacji to brak ram czasowych na jej udzielenie. Rozmówcy dziennikarzy mogli dotąd bezterminowo zwlekać z akceptacją swoich wypowiedzi, blokując ich publikację. Jeśli dziennikarz nie chciał się narazić na odpowiedzialność, musiał cierpliwie czekać. Niestety mechanizm ten bywał wykorzystywany świadomie przez osoby udzielające informacji mediom, aby uniemożliwić zacytowanie słów, które ich autorzy po chwili refleksji uznali za niewygodne czy kłopotliwe (np. polityk miał w ten sposób szansę, aby wycofać się z trudnej do realizacji deklaracji złożonej podczas wywiadu). Dodatkowo taka konstrukcja nie przystaje kompletnie do dynamiki obiegu informacji w mediach oraz współczesnych narzędzi przeprowadzania wywiadów. Informacja – jak często podkreśla Europejski Trybunał Praw Człowieka – jest „zanikającym dobrem”, którego wartość maleje wraz z upływem czasu. Autoryzacja wypowiedzi po kilku dniach od jej udzielenia w dobie rozwoju mediów elektronicznych i 24-godzinnych kanałów informacyjnych powoduje, że „uwolnione” słowa stają się bezużyteczne, ponieważ opinia publiczna żyje już innymi tematami.
To wszystko sprawiało, że dziennikarze mogli czasem na wszelki wypadek unikać przeprowadzania niewygodnych wywiadów czy zadawania trudnych pytań w obawie przed potencjalnymi problemami z późniejszą autoryzacją. Woleli też albo zrezygnować z publikowania cytatów, co do których nie udało im się uzyskać autoryzacji, albo ratować się opisowym zreferowaniem słów swojego rozmówcy (parafraza nie jest objęta wymogiem autoryzacji). Taki zabieg pozbawia jednak opinię publiczną prawa do poznania dosłownej wypowiedzi polityka czy urzędnika oraz – paradoksalnie – zwiększa ryzyko zafałszowania wierności jego przekazu.
Autoryzacja na nowo
Na szczęście dotychczasowa regulacja autoryzacji, która obowiązywała w Polsce w niezmienionej formule od 1984 r., odchodzi właśnie do lamusa. Prezydent podpisał w zeszłym tygodniu nowelizację prawa prasowego (wejdzie w życie po 14 dniach od ogłoszenia), która rozwiązuje część problemów. Nowe przepisy są bardziej korzystne dla dziennikarzy, ale jednocześnie nakładają na nich dodatkowe obowiązki i wzmacniają pozycję osób udzielających mediom informacji.
Co się zmieni? Przede wszystkim dziennikarz będzie miał obowiązek poinformować swojego rozmówcę o prawie do autoryzacji przed udzieleniem wypowiedzi, a ten będzie musiał niezwłocznie oświadczyć, czy chce z przysługującego mu uprawnienia skorzystać. Dziennikarze nie będą więc mogli już powołać się na nieznajomość prawa prasowego przez rozmówcę. Ważną zmianą jest wprowadzenie terminów – osoba udzielająca wypowiedzi przeznaczonej do publikacji powinna dokonać autoryzacji niezwłocznie po przekazaniu tekstu przez dziennikarza, nie później jednak niż w ciągu sześciu godzin w przypadku dzienników i 24 godzin w przypadku czasopism, chyba że strony umówią się inaczej. Odmowa autoryzacji bądź brak reakcji rozmówcy w tym terminie będzie uprawniał dziennikarza do publikacji wypowiedzi w wersji przesłanej jej autorowi. Niedopełnienie obowiązku autoryzacji przez dziennikarza nie będzie już przestępstwem, ale jedynie wykroczeniem zagrożonym karą grzywny (maksymalnie 5 tys. zł). Dodatkowo wprowadzono wyłączenie karalności publikacji „wypowiedzi identycznej z udzieloną” (art. 49b ust. 2). Oznacza to, że np. dziennikarka lokalna z opisanej na wstępie sprawy, która otrzymała wypowiedź pani wójt e-mailem i wykorzystała ją w artykule w oryginalnej postaci, nie musiałaby obawiać się kary na gruncie nowych przepisów. Dziennikarze będą mogli powołać się na wyłączenie karalności także w nagłych sytuacjach, gdy z uwagi na gorący charakter publikacji istotne będzie zamieszczenie danego komentarza natychmiast, np. na portalu internetowym. Do dziennikarza będzie należało jednak udowodnienie, że treść publikowanej wypowiedzi jest identyczna z treścią tej udzielonej. Dobrze zatem, aby dziennikarz zachował na wszelki wypadek e-mail z przesłanym komentarzem czy nagranie rozmowy.
Ustawodawca doprecyzował również, że wymóg uzyskania autoryzacji nie dotyczy wypowiedzi uprzednio publikowanych, jak też wszelkich wypowiedzi wygłaszanych wcześniej publicznie. Do Fundacji Helsińskiej zgłaszano w przeszłości sprawy, w których żądano od dziennikarzy przedstawienia do akceptacji wypowiedzi radnego wygłoszonej podczas sesji rady gminy czy słów burmistrza, które padły podczas konferencji prasowej. Nowe przepisy nie pozostawiają wątpliwości, że uzyskanie autoryzacji nie będzie w takich przypadkach konieczne. Wprost wskazano ponadto, że autoryzacji nie stanowi zaproponowanie przez osobę udzielającą informacji nowych pytań, przekazanie nowych odpowiedzi, a także zmiana kolejności wypowiedzi w autoryzowanym tekście. Tym samym stało się jasne, że instytucja autoryzacji ma służyć przede wszystkim zabezpieczeniu rzetelności cytowania, a nie być szansą dla rozmówcy dziennikarza na wycofanie się czy zmianę wcześniej przedstawionego stanowiska.
Nowa regulacja ma jednocześnie pewne mankamenty. Dyskusyjne jest brzmienie przepisu wyłączającego karalność publikacji bez umożliwienia dokonania autoryzacji, gdy dziennikarz opublikuje wypowiedź „identyczną” z udzieloną. Ze sformułowaniem tym mogą wiązać się pewne wątpliwości interpretacyjne i w praktyce może ono prowadzić do nadużyć oraz niepewności dziennikarzy. Nie jest oczywiste np., czy opublikowanie wypowiedzi bez autoryzacji, w której dokonano jedynie drobnych, czysto redakcyjnych korekt, przy zachowaniu oryginalnej wymowy, będzie mieściło się w zakresie wyłączenia. Podobne wątpliwości może wzbudzać np. przypadek opublikowania jedynie fragmentu wypowiedzi (niebędącej przy tym fragmentem wyrwanym z kontekstu czy użytym w zmanipulowany sposób). Często zdarza się przecież, że dziennikarz z wielowątkowej wypowiedzi swojego rozmówcy cytuje jedynie fragment na określony temat związany z problematyką poruszaną w materiale. Gdyby jednak ryzyko poniesienia kary eliminowało tylko bezwzględne odtworzenie pełnych wypowiedzi, praktyczne zastosowanie art. 49b ust. 2 byłoby mocno ograniczone w świetle realiów pracy redakcyjnej. Dlatego moim zdaniem przepisu tego nie należy interpretować zbyt dosłownie, ale tak, aby kary nie ponosił dziennikarz, który dostarcza odbiorcy wiarygodnych i precyzyjnych informacji udzielonych przez rozmówcę.
Druga kwestia budząca obawy to wspomniane już terminy na udzielenie autoryzacji – maksymalne, chyba że dziennikarz i osoba udzielająca informacji umówią się inaczej. Obawiam się, że pozostawiona przez ustawodawcę możliwość umówienia się na inny, dowolny termin w praktyce może być nadużywana przez rozmówców dziennikarzy. Będą oni mogli bowiem uzależniać udzielenie wypowiedzi od ustalenia znacznie dłuższego niż ustawowy okresu na jej zautoryzowanie. W efekcie może to prowadzić do nieuzasadnionego blokowania publikacji, tj. tego samego problemu, z którym media borykają się na gruncie dotychczas obowiązującej regulacji.
Dobry kierunek zmian i pesymistyczna puenta
Powyższe wątpliwości powodują, że w toku prac legislacyjnych nad nowymi przepisami o autoryzacji Fundacja Helsińska skłaniała się ku rezygnacji z odrębnej regulacji tej instytucji w prawie prasowym. Wystarczające wydawało nam się utrzymanie tej instytucji jako wymogu wynikającego z obowiązku zachowania szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu i wykorzystywaniu materiałów prasowych, do której dziennikarze są zobowiązani na mocy art. 12 ust. 1 prawa prasowego. Dochowanie odpowiedniej staranności i rzetelności w tym zakresie podlegałoby wówczas kontroli sądu w ramach postępowania o ochronę dóbr osobistych lub o publikację sprostowania, które jednak rozmówca mógłby skutecznie wytoczyć jedynie w sytuacji, gdyby w publikacji faktycznie doszło do nadużyć. Ogólnie jednak należy stwierdzić, że nowa regulacja ma znacząco stępione zęby i jest korzystniejsza dla dziennikarzy niż dotychczasowa. Wpisuje się też w dobry trend łagodzenia prawa prasowego przez usuwanie z niego przepisów karnych (kilka lat temu zniesiono odpowiedzialność karną także za brak publikacji sprostowania). Jest to kierunek zgodny ze standardami ETPC, który wielokrotnie podkreślał, że państwa powinny dążyć do ograniczenia stosowania sankcji karnych w sprawach dotyczących wolności słowa.
Na koniec trzeba wspomnieć, że impulsem do zmiany przepisów o autoryzacji był bardzo ważny wyrok trybunału w Strasburgu z 2011 r. w sprawie Wizerkaniuk przeciwko Polsce. Stwierdzono w nim naruszenie przez nasz kraj swobody wypowiedzi. Co ważne, w uzasadnieniu orzeczenia ETPC nie poprzestał na negatywnej ocenie wcześniejszych rozstrzygnięć sądów krajowych, ale poszedł dalej i wyraźnie skrytykował samą regulację autoryzacji. Cieszy więc, że wreszcie podjęto próbę wykonania wyroku. Jednocześnie jednak czas reakcji polskich władz pozostawia wiele do życzenia. Reforma jednej instytucji prawa prasowego zajęła ostatecznie aż sześć lat, mimo licznych apeli wskazujących potrzebę pilnej zmiany prawa (Fundacja Helsińska skierowała pierwsze pismo w tej sprawie do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w lipcu 2011 r.). Nie świadczy to niestety najlepiej o zaangażowaniu polskich władz w urzeczywistnianie standardów ochrony praw człowieka w Polsce.