Polskie sądownictwo potrzebuje rzeczywistych, stabilnych reform jak kania dżdżu, gdyż jest groteskowo niewydolne. Znakomita większość obywateli korzystających z wymiaru sprawiedliwości nie jest politykami i nie wchodzi w spory z politykami. Sympatie polityczne sędziów w przygniatającej większości spraw sądowych nie mają znaczenia. Oczywiście są wyjątki ale nie powinny one determinować zasadniczego kierunku działania.
Po 1989 roku nie było żadnego systemowego rozliczenia sędziów za naruszanie zasady niezawisłości sędziowskiej w latach PRL. Sprzeniewierzanie się zasadom niezawisłości sędziowskiej dotyczyło jedynie części środowiska. Należałoby to uznać za błąd, którego konsekwencje ciągną się do dziś dnia. Do III RP sądownictwo wchodziło zatem z nierozliczonymi przewinami czasów PRL -u. Na początku III RP ogólnie rozumiane środowisko prawnicze można, było poddawane społecznej krytyce (co jest istotne wobec przepływów w ramach zawodów prawniczych, w tym wobec przepływu „z” i „do” sądów). Wolne zawody prawnicze praktycznie zamknęły się na nowych członków, nepotyzm urósł do rozmiarów karykaturalnych. Etat w sądzie często bywał traktowany jako trampolina do upragnionego wpisu na listę osób wykonujących wolny zawód. Nie budowało to etosu zawodu sędziego.
Modernizacja ustrojowa państwa dotknęła również sądownictwo, które jako swoiste „państwo w państwie” nie przechodziło jej bezboleśnie. W sądownictwie ukształtował się „arystokratyczny” model awansowy. Awans zawodowy w dużej mierze był zależny od akceptacji opiniotwórczych członków środowiska. Sądy słabo komunikowały się ze społeczeństwem. Nie brały należycie pod uwagę, że język prawny i język prawniczy odbiegają od języka potocznego, a instytucje prawne są skomplikowane. Narastał problem przewlekłości rozpoznawania spraw. Urastało też przekonanie społeczne o bezkarności sędziów za zachowania nie licujące z powagą sędziego.
Potrzeba reformy sądownictwa w XXI wieku była potrzebą obiektywną. Jednak zmiany jakie ostatecznie wprowadzono – eufemistycznie rzecz ujmując – nie były oparte o szeroki konsensus. Sądownictwo, tak jak inne dziedziny życia, z czasem stało się polem rywalizacji politycznej. Początkiem tego nieszczęścia była sprawa Trybunału Konstytucyjnego. Z uwagi na rolę Trybunału Konstytucyjnego w systemie politycznym (możliwość dana 15 osobom do eliminowania ustaw z porządku prawnego, które są sprzeczne z konstytucją) zdecydowano się na jego podporządkowanie woli politycznej. Konstytucja, siłą rzeczy, spisana jest na bardzo wysokim stopniu ogólności, często używa się w niej niekonkretnych klauzul generalnych. Stwierdzenie, że jakaś regulacja ustawy jest albo nie jest zgodna z konstytucją wymaga dokonania pewnej oceny, o sporym zakresie dowolności. Jak w praktyce można podporządkować sobie sędziów Trybunału? Nominując do Trybunału – przynajmniej na część stanowisk – osoby, które nigdy nie powinny się w nim znaleźć: osoby mierne, jedynie pozornie spełniające wymogi trybunalskie, czynnych polityków, dla których nominacja była przesunięciem na inny front zadań. Zatem przejęcie Trybunału przez ośrodek polityczny mogło nastąpić przez stworzenie swoistej relacji sponsorskiej. Przesłanki uzyskania statusu sędziego trybunalskiego zakładały, że kandydat powinien być obiektywnie absolutnie wybitnym autorytetem prawniczym, którego powaga zawodowa i dotychczasowy dorobek życiowy pozwoli zachować mu niezależność wobec jakichkolwiek nacisków. W szczególności nacisków ze strony polityków, grup interesu, lobbystów, itp. Nie każdy profesor prawa, nie każdy sędzia orzekający w najważniejszych sądach nadaje się do Trybunału Konstytucyjnego. To organ dla „najlepszych z najlepszych”.
W 2015 roku tracąca władzę siła polityczna mianowała dwóch ”nadmiarowych” sędziów do Trybunału. Siła polityczna obejmująca władzę zastosowała nieproporcjonalną retorsję i zniosła wszelkie granice: rozstrzygnięcia Trybunału nie były publikowane w Dzienniku Ustaw, prezydent nie powołał na urząd prawidłowo wybranych sędziów, a powołał osoby wybrane na miejsca już obsadzone. Nominacje odbywały się w godzinach „nieurzędowych”. Opozycja rozpoczęła narrację negującą istnienie Trybunału Konstytucyjnego. Z chwilą przejęcia władzy w roku 2023 przejęła „zwyczaj” niepublikowania wyroków Trybunału. Dodatkowo zaniechała obsadzania wolnych miejsc w Trybunale, pozbawiła Trybunał Konstytucyjny środków na wypłaty wynagrodzeń. Każda z sił politycznych ma swój twardy elektorat, któremu podobają się takie stanowcze posunięcia. Elektorat pozamykany jest zwykle w szczelnych bańkach medialnych.
Bardzo mało jest natomiast głosów, że to co się dzieje z sądownictwem to chocholi taniec, który dewastuje ustrój Rzeczpospolitej. Uwiąd jednej z jej władz jest z kolei szczególnie niebezpieczny wobec aktualnej sytuacji geopolitycznej. Nie można zapominać o rewolucji technologicznej, która na nowo zdefiniuje miejsce państw w świecie. Nie ma sensu przekrzykiwać się kto bardziej zdewastował Trybunał Konstytucyjny. Trzeba usiąść do stołu, zapomnieć o urazach i wspólnie postarać się naprawiać tą instytucję. Optymalna byłaby opcja „zero”.
Poważnym problemem jest sprawa tzw. ”neo-sędziów” powoływanych od 2017 roku. Long story short: konstytucja stanowi, że sędziów powołuje prezydent na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa (KRS). W skład KRS wchodzą m.in. sędziowie. Konstytucja nie precyzuje kto powołuje sędziów- członków KRS. Wprowadzenie nową ustawą zasady, że sędziów - członków KRS powołuje Sejm a nie sami sędziowie uznano za upolitycznienie wyboru sędziów.
Po 2017 roku wręczono 3446 nominacji sędziowskich i asesorskich. Ze zdroworozsądkowych założeń w 2025 roku ten stan rzeczy jest nieodwracalny. Po pierwsze, co do zasady sędziowie są nieusuwalni. Po drugie, jeżeli przyjmie się pogląd, że te osoby, które po 2017 roku otrzymały nominację nigdy nie były sędziami, to wprowadzi się nigdzie na świecie nie spotykany chaos prawny - możliwość podważania milionów rozstrzygnięć, procesy odszkodowawcze przeciw państwu, itp. Po trzecie, grupa osób, która uzyskała nominację po 2017 roku jest niejednorodna: jest spora grupa młodych osób, która zdała egzamin sędziowski i w naturalny sposób przystąpiła do procedur rekrutacyjnych. Jest jakaś grupa osób, która cynicznie wykorzystała ułatwioną okazję na objęcie stanowiska. Są osoby, które uczciwą pracą zasłużyły na awans i z uwagi na swój wiek musiały przystąpić do konkursu. Podobno jest grupa „Wallenrodów”, która własnym ciałem zabezpieczyła pewne urzędów przed osobami oczywiście niegodnymi. Powstaje pytanie jakie sprawiedliwe kryteria zastosować aby odróżnić „ziarna od plew”, w jakim trybie, jakimi siłami, w jakim czasie? Pojawia się tu wątpliwość czy wymiar sprawiedliwości powinien zajmować się sam sobą czy może raczej sprawami obywateli. Po czwarte, czy można rozsądnie zarządzać etatami sędziowskimi w taki sposób, że naraz zdejmie się z systemu olbrzymią liczbę etatów, różną w różnych sądach(co nie wpłynie na przyspieszenie spraw ale spowolni ich rozpoznawanie) i następnie otworzy się olbrzymią liczbę konkursów. Rodzi to olbrzymie ryzyka rekrutacyjne. Po piąte, prawo to nie wyznanie wiary. Osoba, która uważa, że nominacja z rąk prezydenta na wniosek KRS działającej na mocy ustawy (choćby krytykowanej) ma prawo do takiego poglądu. Nie jest to przewina równa grzechowi śmiertelnemu- tu utracie moralnych kompetencji do sprawowania urzędu sędziowskiego. Po szóste, pogląd, że upolityczniona KRS może rekomendować wyłącznie osoby zdemoralizowane albo wyłącznie osoby upolitycznione nie jest poprawny. Wśród tak dużej liczby osób z istoty rzeczy znajdą się osoby o różnej wrażliwości i różnych poglądach. Po siódme, ryzykując łatkę symetrysty wskażę, że siły polityczne lubią testować kręgosłupy sędziom: z jednej strony przez tzw. ustawę kagańcową, a z drugiej strony przez koncepcję czynnego żalu. Patrząc na to z boku, niczemu to nie służy. Po ósme, jednostkowe rozstrzygnięcia w konkretnych sprawach TSUE i ETPCz nie są źródłami prawa w Polsce. Po dziewiąte, lista ewidentnych krzywd dla wielu sędziów powinna ustąpić przed racją stanu. Polska jest podzielona. Jedna i druga siła polityczna ma swoich wyborców. Chaos w wymiarze sprawiedliwości ten podział jedynie pogłębia. Pytanie co jest ważniejsze: konsensus w interesie obywateli czy odzyskanie niemoralnie obsadzonych stanowisk? Gra tylko o to aby odwołać niektórych neo-sędziów niesie za sobą zbyt wysokie koszty. Po dziesiąte do jakichkolwiek zmian ustrojowych w wymiarze sprawiedliwości potrzebna jest ustawa naprawcza. Z uwagi na uwarunkowania polityczne jej przyjęcie nie jest prawdopodobne. Jakiekolwiek rozwiązania wprowadzone metodą faktów dokonanych raz będą obarczone oczywistą wadą prawną i długoterminowo nie będą skuteczne.