Nie ma jeszcze trzydziestki. Nosił togę z zielonym żabotem. Ale od sali sądowej bardziej pociągające okazały się polityka i administracja. To dla nich zawiesił działalność adwokacką.
Dziś zamiast w łódzkiej kancelarii, urzęduje w Alejach Ujazdowskich, w gabinecie na parterze, w resorcie sprawiedliwości. Doradza Cezaremu Grabarczykowi. O kim mowa? O Jakubie Goździkowskim, szefie gabinetu politycznego ministra.
Złośliwi mówią, że jest żywym dowodem na desant łódzki podbijający stolicę wraz ze zmianą warty w resorcie. Podobnie jak Cezary Grabarczyk ma bowiem silne związki z filmową stolicą Polski. Tam studiował i odbywał aplikację adwokacką, a także zdobywał pierwsze szlify jako członek palestry. Z ministrem Garbarczykiem był już w resorcie infrastruktury (jako doradca w gabinecie politycznym). Był też zatrudniony w biurze poselskim Andrzeja Biernata, obecnego ministra sportu. Należy do PO, kiedyś pracował w biurze zarządu regionu łódzkiego Platformy Obywatelskiej oraz w Komitecie Wyborczym PO.
Polityk? Urzędnik? Prawnik? – Choć jestem członkiem partii, to w żaden sposób nie czuję się politykiem. Nie czuję się również urzędnikiem. Jestem adwokatem – odpowiada.
Jaką rolę pełni w resorcie sprawiedliwości i na ile prawdziwe są opinie, iż jest szarą eminencją, człowiekiem głębokiego cienia? – To pan minister Grabarczyk jest konstytucyjnie umocowanym członkiem rządu i to on podejmuje wszelkie decyzje, za które bierze pełną odpowiedzialność – przekonuje sam Goździkowski.
Umniejsza i bagatelizuje swoją rolę. Ale tak mówią wszyscy członkowie gabinetów politycznych. Bo formalnie rzeczywiście ich rola nie jest wielka. Niby tylko doradzają, pilnują kalendarza, organizują spotkania. W rzeczywistości są najbardziej zaufanymi współpracownikami polityków.
Zdyscyplinowany, samodzielny i odważny – tak mówi o nim łódzki adwokat Bartosz Tiutiunik. Miał okazję współpracować z Goździkowskim przez dwa lata na zasadzie patron – aplikant. Ma o nim jak najlepsze zdanie.
Dla młodego adwokata możliwość pracy w ministerstwie to dobre doświadczenie. I z drugiej strony: kontakt z salą sądową, organami ścigania to świetna baza dla osoby, która zajmuje się administracją. Jeśli minister sprawiedliwości otacza się osobami, które miały w praktyce do czynienia z wymiarem sprawiedliwości, to rosną szanse, że jego decyzje będą trafne – dodaje Tiutiunik.
Goździkowski jest absolwentem WPiA Uniwersytetu Łódzkiego. Studia prawnicze nie były przypadkiem, ale świadomym wyborem. Został karnistą. Pracę magisterską pisał w Katedrze Postępowania Karnego i Kryminalistyki pod kierunkiem prof. Tomasza Grzegorczyka. Pochylał się w niej nad przejawami oportunistycznego oddziaływania na przebieg procesu karnego. Ukończył również studia podyplomowe „Prawna obsługa przedsiębiorców”.
Minister Grabarczyk nie mógł lepiej trafić ze swym głównym doradcą. Resort stoi dziś bowiem przed wyzwaniem, jakim są głębokie zmiany w procedurze karnej. Mający wejść w życie w 2015 r. model procesu kontradyktoryjnego, oparty na sporze stron i ograniczonej roli sędziego, budzi zachwyt wśród adwokatów i sędziów. Ale ma wielu zagorzałych wrogów wśród prokuratorów. – Miałem do czynienia z salą sądową – przez cały okres aplikacji. Z uwagi na aplikowanie u adwokata w ściśle procesowej kancelarii, większość działalności realizowałem w sądzie bądź prokuraturze. To był wspaniały okres – wspomina Jakub Goździkowski.
Jest powściągliwy. Więcej daje o nim do myślenia nie to, co mówi, ale to, co zostawia dla siebie. A nie chce mówić, co sądzi o sędziach i prokuratorach. I czy w wielkim sporze procesualistów i karnistów o kontradyktoryjność stoi po stronie entuzjasty i współautora zmian prof. Piotra Hofmańskiego czy sceptyka prof. Lecha Gardockiego, który bardziej jest przywiązany do kontynentalnych wzorców procesu.
Za to chętnie opowiada, co najbardziej uwiera go w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości. I są to przede wszystkim przypadki przewlekłości toczących się spraw. – Odnoszę czasem wrażenie, że zapomina się niekiedy, iż za każdym paragrafem kryje się człowiek – mówi Goździkowski.
Praca jest dla niego możliwością samorealizacji. Wyzwaniem. O swych sukcesach i porażkach mówi krótko: – Mam nadzieję, że największy sukces zawodowy jest dopiero przede mną.
Pytany o to, czy warto zawieszać działalność adwokacką dla polityki, przekonuje, że nie warto dla polityki jako takiej, ale dla służby publicznej – już tak.
Prywatnie jest miłośnikiem sportu. Z uwagi na miejsce pochodzenia – Płock – jest zakochany w piłce ręcznej. Kiedyś, jako junior, nawet uprawiał ją wyczynowo. Wiele mówią o nim lektury. Lubi książki sensacyjne, kryminalne i biografie. – Wielkie wrażenie zrobiła na mnie książka „Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła” autorstwa Hanny Arendt – przyznaje.