Czy na plakacie wyborczym wypada chwalić się tytułem zawodowym adwokata? Niektórzy prawnicy startujący w wyborach samorządowych uważają, że tak. Ale ich koledzy z palestry mają wątpliwości, czy należy posługiwać się wizerunkiem adwokatury przy realizacji własnych celów politycznych.

Wielkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe. Już za niespełna tydzień Polacy w głosowaniu wyłonią prezydentów miast, burmistrzów, wójtów oraz radnych gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich. Wśród kandydatów do tych funkcji nie brakuje również przedstawicieli środowisk prawniczych.

Z aktualnych danych Naczelnej Rady Adwokackiej wynika, że w wyborach samorządowych startuje blisko 60 członków palestry. Najwięcej, bo 32 kandyduje do rady miasta i dzielnicy. Do rad powiatu i sejmików wojewódzkich po 12, z kolei do rad gminy 3.

Aż 27 osób startować będzie z list niezależnych komitetów wyborczych, osiemnaście z PO, 6 z PiS, 4 z SLD Lewica Razem, 3 z PSL i jedna z KW Nowa Prawica - Janusza Korwin-Mikke.

Samorząd radcowski co prawda nie prowadzi takich statystyk, ale przedstawiciele tej korporacji również są obecni na listach wyborczych.

Czas przed głosowaniem to przede wszystkim okres, który kandydaci przy wykorzystaniu wszelkich dostępnych narzędzi marketingu politycznego poświęcają na zaprezentowanie wyborcom swoich sylwetek. Działając w myśl zasady: kandydat nierozpoznawalny nie ma szans na osiągnięcie sukcesu wyborczego, aspirujący do pełnienia funkcji w organach samorządu, pojawiają się na ulotkach, plakatach, transparentach, billboardach, w programach telewizyjnych i audycjach radiowych. Wszystko po to, aby na koniec móc cieszyć się z mandatu.

Z dostępnych form promocji korzystają również kandydujący adwokaci, którzy decydują się niekiedy na umieszczenie obok imienia i nazwiska, tytułu zawodowego. Mecenas Andrzej Michałowski wspomina, że na początku lat 90. ubiegłego wieku była to powszechna praktyka. Na plakatach widniały wówczas hasła „obrońca w sprawach politycznych” czy „obrońca ludzi”. Okazuje się, że i teraz niektórzy przedstawiciele palestry chętnie akcentują swoją przynależność zawodową. W ocenie mec. Michałowskiego nie ma w tym nic złego. - Jeżeli kandydat jest adwokatem wpisanym na listę i wykonuje ten zawód, to to go w jakiś sposób definiuje – ocenia. I dodaje, że jest to sygnał dla wyborców, że taka osoba legitymuje się przede wszystkim odpowiednimi kwalifikacjami, m.in. do przygotowywania przepisów prawa lokalnego, co tylko świadczy o tym, że można jej powierzyć funkcje publiczne.

Podkreśla również, iż zważywszy na historyczne zaangażowanie członków palestry w sprawy publiczne jak i ich teraźniejszą aktywność w tym zakresie, posługiwanie się tytułem „adwokat” w wyborach nie może być przez środowisko oceniane negatywnie.

Nie wszyscy są jednak w tej kwestii tak liberalni. Wprost przeciwnie, są i tacy, którzy uważają, że tytułem „adwokat” można posługiwać się wyłącznie przy wykonywaniu czynności zawodowych.

Mecenas Jerzy Naumann, były prezes Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury i zarazem autor komentarza do kodeksu etyki adwokackiej potwierdza, że kwestia obecności adwokatów na billboardach nie jest jednoznaczna, stanowi bowiem pochodną ogólnego rozchwiania wartości oraz dość powszechnej dezorientacji między tym, co można, a tym, co nie przystoi. - Sprawa jest prosta, jeśli ją oceniać według tradycyjnie pojmowanych zasad adwokackiej etyki zawodowej. Czynienie sobie bowiem dźwigni w działalności poza adwokackiej z tak jednak szczególnego tytułu zawodowego, jakim jest tytuł adwokata, postrzegane musi być wyłącznie w kategoriach poważnego przewinienia zawodowo-etycznego - podkreśla mec. Naumann. Po czym dodaje: - Gdyby na ten problem spojrzeć jednak oczami współczesności (co wszakże najczęściej dotknięte jest wadą krótkowzroczności), to korzystanie z każdej dźwigni, a więc także takiej, która wykorzystuje społeczny prestiż tytułu „adwokat” jako trampolinę do realizacji innych marzeń, wydaje się jak najbardziej dozwolone, a może wręcz pożądane.

W jego ocenie możemy w tej sytuacji mówić o paradoksie. - Z jednej strony dla kraju byłoby dobrze, gdyby w ciałach wybieralnych znalazło się znacznie więcej prawników-praktyków, ponieważ uchwalane prawo byłoby lepsze. Z drugiej jednak jeśli ktoś czyni sobie ze swego tytułu zawodowego wehikuł, który ma go dowieźć na salony polityczne, to automatycznie sprzeniewierza się swojemu zawodowi, jednocześnie zaświadczając, że nie ma do niego powołania - podkreśla mec. Naumann.

Dlatego jak sam zaznacza, przy ocenie obecności adwokatów na billboardach można się wahać.

Kolegom prawnikom przypomina z kolei, że aktualnie w Sejmie zasiada kilkunastu lekarzy, którzy swoich szans wyborczych nie budowali raczej na tytule zawodowym. - Pro memoriam, mości panowie – kończy mec. Naumann.

PS