Przedsiębiorca działający na szkodę swojej spółki będzie musiał się liczyć z tym, że do jego drzwi zapuka prokurator. Przedstawiciele przedsiębiorców przyznają, że sytuacja wewnątrz spółki często jest dramatyczna. Rozwiązania tego problemu nie należy jednak ich zdaniem szukać w zaostrzaniu przepisów karnych.
Historia jednego przepisu
/
Dziennik Gazeta Prawna
Okradanie własnej spółki nie może pozostawać bezkarne – uważa Ministerstwo Sprawiedliwości i analizuje pomysł przywrócenia art. 585 kodeksu spółek handlowych, usuniętego w 2011 r. – Bardzo źle się stało, że ten przepis wypadł z porządku prawnego w niejasnych okolicznościach – mówi wprost wiceminister sprawiedliwości dr Marcin Warchoł.
Zdaniem niektórych nowelizacja sprzed pięciu lat była prezentem polityków dla Ryszarda Krauzego, wówczas jednego z najbogatszych Polaków. Przepis usunięto z ustawy kilkanaście dni przed rozprawą, na której biznesmen miał odpowiadać za działanie na szkodę własnej spółki. Sprawa – ku zdziwieniu i niezadowoleniu prokuratury – skończyła się umorzeniem.
Dziś Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że zadaniem państwa jest kontrolowanie nie tylko relacji na linii przedsiębiorca – państwo, lecz także między samymi przedsiębiorcami. – Nie podzielam argumentów o magicznej ręce wolnego rynku. Wynikają one z infantylnego podejścia do ekonomii i braku właściwej edukacji prawników – twierdzi minister Warchoł. I dodaje, że działanie na szkodę spółki, nawet własnej, to bez wątpienia niedopuszczalne zachwianie wolnego rynku. I jako takie musi podlegać karze.
Według części ekspertów taki kierunek działań nie ma uzasadnienia. – Pamiętajmy, że uchyleniu art. 585 k.s.h. towarzyszyło wprowadzenie precyzyjnych regulacji w kodeksie karnym – wskazuje adwokat prof. Michał Królikowski, były wiceminister sprawiedliwości. Jego zdaniem zaletą obecnych przepisów jest to, że aby ukarać menedżera, trzeba wykazać konkretne zagrożenie, jakie jego działania stwarzają dla spółki. Nie może być mowy o niedopowiedzeniach i przypuszczeniach. Sęk w tym, że – jak twierdzi resort Zbigniewa Ziobry – na nowe regulacje skarżą się głównie prokuratorzy. Efekt: oszustwa związane z zarządzaniem spółkami w zasadzie nie są ścigane.
Art. 585 par. 1 kodeksu spółek handlowych brzmiał:
Kto, biorąc udział w tworzeniu spółki handlowej lub będąc członkiem jej zarządu, rady nadzorczej lub komisji rewizyjnej albo likwidatorem, działa na jej szkodę – podlega karze pozbawienia wolności do lat 5 i grzywnie
Ustawodawca w 2011 r. uznał, że art. 296 kodeksu karnego powinien wystarczająco studzić zapędy wszystkich tych, którzy chcieliby działać na szkodę własnej spółki. Przepis ten stanowi, że osoba zarządzająca biznesem – jeśli nadużyje udzielonych jej uprawnień lub nie dopełni swoich obowiązków – może trafić do więzienia nawet na pięć lat. Co więcej, za kratki może trafić także ten, kto sprowadzi na zarządzany przez nią podmiot bezpośrednie niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody majątkowej. W tym ostatnim przypadku jednak ściganie odbywa się na wniosek pokrzywdzonego (chyba że jest nim Skarb Państwa – wówczas z urzędu).
Rzecz w tym, że ustawodawca przed pięciu laty się pomylił. Bowiem tak jak prokuratorzy chętnie korzystali z obowiązującego do 2011 r. art. 585 kodeksu spółek handlowych (penalizującego explicite działanie na szkodę spółki), tak po art. 296 kodeksu karnego w stosunku do menedżerów spółek kapitałowych sięgają znacznie rzadziej.
– Nie do końca jak dotąd zdiagnozowaliśmy, dlaczego z dawnego art. 585 k.s.h. łatwiej było prowadzić prokuratorom postępowania. Właśnie to ustalamy – tłumaczy wiceminister sprawiedliwości dr Marcin Warchoł. Podstawowe powody mogą być dwa. Po pierwsze, uprzednio obowiązujące przepisy wskazywały wprost, że prawo łamie członek zarządu lub rady nadzorczej, działający na szkodę podmiotu. Artykuł 296 k.k. można zaś zastosować zarówno do menedżera spółki, jak i prowadzącego fundację. A z przepisu ujmującego sprawcę w sposób ogólniejszy śledczy nie chcą korzystać. Po drugie: „działanie na szkodę” łatwiej udowodnić niż „wyrządzenie szkody” lub „sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia szkody”.
Już teraz wiadomo więc, że potrzebna jest zmiana obowiązujących regulacji. Możliwości są dwie: albo przywrócenie art. 585 k.s.h. lub bliźniaczego do niego, albo nowelizacja art. 296 k.k., by ułatwić działanie śledczym.
Niedoświadczeni prokuratorzy
Wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Dorota Wolicka przyznaje, że problem istnieje. I że głosy bazujące na stwierdzeniu, iż w swojej spółce każdy może robić to, co chce, polegają na niezrozumieniu tematu. – Nie brakuje przecież przypadków, gdy mamy dwóch wspólników. I ten mający więcej udziałów działa na szkodę tego mającego mniej – wyjaśnia. Jednocześnie jednak Wolicka jest przeciwna podejmowaniu jakichkolwiek prac mających na celu udrożnienie procedury karnej stosowanej wobec osób działających na szkodę spółki.
– Niestety, łatwiejsze stosowanie takiego przepisu dla śledczych mogłoby się odbić na uczciwych przedsiębiorcach – twierdzi wiceprezes ZPP. Jej zdaniem wielokrotnie urzędnicy i prokuratorzy pokazywali do tej pory, że nie rozumieją, jak wygląda prowadzenie biznesu w Polsce.
– Mogłoby się więc okazać, że decyzja biznesowa zostanie uznana za działanie na szkodę spółki, podczas gdy w rzeczywistości byłaby np. próbą ratowania firmy – mówi Wolicka. Ma na myśli choćby przypadki sprzedaży towaru poniżej kosztów produkcji. Dla śledczych taki przypadek mógłby być trudny do oceny. I tak jak teraz nie rozważają nawet postawienia zarzutów z art. 296 k.k., tak wskutek nowelizacji przepisów mogliby się poczuć do działania zachęceni.
Swoich obaw nie ukrywa także adwokat Radosław Płonka, ekspert prawny BCC i wspólnik w kancelarii Płonka Ozga. Przede wszystkim dlatego, że określenie „działanie na szkodę spółki” jest szalenie pojemne.
– W praktyce daje prokuraturze dużą swobodę. A jednak w prawie karnym regulacje powinny być możliwie najbardziej precyzyjne – twierdzi prawnik. I dodaje, że wcale nie odnosi wrażenia, by art. 296 k.k. był niedoskonały pod względem legislacyjnym. Wymaga jedynie dokładniejszej pracy po stronie śledczych, by akt oskarżenia ostał się w sądzie.
– Jestem też przeciwnikiem częstych zmian. Nie może być tak, że co kilka lat odwracane są reformy. Przedsiębiorcy potrzebują stabilnego prawa – zaznacza mec. Płonka.
Resort sprawiedliwości podkreśla, że drugorzędne dla niego jest to, czy skazań za działanie na szkodę zarządzanego przez siebie podmiotu będzie dużo, czy mało. Najlepiej oczywiście byłoby, gdyby było ich możliwie jak najmniej. Ale sytuacja, w której do 2011 r. przypadków występowania tego procederu było sporo, zaś od kilku lat jest niewiele, świadczy raczej o problemie natury legislacyjnej, a nie realnym spadku przestępczości. Stąd też konieczna wydaje się reforma.
Wariant pośredni to zmiana dotycząca art. 296 par. 1a k.k. (to ten dotyczący tylko i aż sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa), tak by czyn ten był ścigany z urzędu, a nie na wniosek. Resort nie wyklucza jednak pełnego odwrócenia reformy z 2011 r., czyli przywrócenia art. 585 k.s.h.
Profesor Michał Królikowski, partner w Kancelarii Prof. Marek Wierzbowski i Partnerzy oraz były wiceminister sprawiedliwości, ten ostatni pomysł mocno krytykuje.
– Wprowadzanie nieprecyzyjnych oraz nadmiernie ingerujących w prowadzenie działalności gospodarczej pojęć jest ewidentnie szkodliwe dla przedsiębiorców. Należy pamiętać, że w ich postępowaniu podejmowanie pewnego ryzyka jest nieodłącznym towarzyszem i z nim wiąże się wielokrotnie powstanie potencjału gospodarczego – twierdzi.
Resort sprawiedliwości jednak nie zamierza kruszyć kopii. Jak bowiem wskazuje, na pewno poszuka takiego rozwiązania, które nie uderzy w uczciwych przedsiębiorców. Chodzi jedynie o uniemożliwienie działania tym, którzy swojej pozycji nadużywają.