Tocząca się kampania wyborcza w samorządzie radców prawnych i zbliżające się wybory prezesa sprawiły, że niektórzy prawnicy zatęsknili za cenzurą i czasami, w których była stosowana. To przecież fantastyczna sprawa móc zakazać wygłaszania krytycznych opinii i żądać usunięcia tych, które już się ukazały. W ostateczności postraszyć dziennikarza lub podważyć jego zawodowe kompetencje - pisze Ewa Szadkowska, redaktor prowadząca tygodnik Prawnik i portal Prawnik.pl.
Tocząca się kampania wyborcza w samorządzie radców prawnych i zbliżające się wybory prezesa sprawiły, że niektórzy prawnicy zatęsknili za cenzurą i czasami, w których była stosowana. To przecież fantastyczna sprawa móc zakazać wygłaszania krytycznych opinii i żądać usunięcia tych, które już się ukazały. W ostateczności postraszyć dziennikarza lub podważyć jego zawodowe kompetencje - pisze Ewa Szadkowska, redaktor prowadząca tygodnik Prawnik i portal Prawnik.pl.
Po wywiadzie, którego udzielił mi były prezes Krajowej Rady Radców Prawnych Maciej Bobrowicz („Były prezes wraca do gry”, Prawnik z 12 lipca 2016 r.), rozpętała się burza, bo niektórzy, zwłaszcza funkcyjni radcowie, uznali rzeczowe wytknięcie błędów i zaniechań obecnemu kierownictwu samorządu za niedopuszczalne kalanie własnego gniazda. Pojawiły się uchwały, oświadczenia i apele, by dyskusję o sprawach radców ograniczyć do grona radców i broń Boże nie wychodzić z nią do mediów. Nie zabrakło też źle skrywanych sugestii, że ja odegrałam rolę słupa ogłoszeniowego, bo prawdziwym autorem wywiadu był mój rozmówca.
Takie „dobre praktyki” i sposób myślenia szybko znajdują naśladowców. Przekonałam się o tym w ubiegłym tygodniu, publikując w serwisie Prawnik.pl informację o pewnej radcy prawnej. Pani mecenas, komentując na antenie prawicowej telewizji skazanie byłego komornika, użyła m.in. sformułowań „mafia” i „państwo komorników, którzy czują się bezkarni”, „nie boją się wymiaru sprawiedliwości”, na co Krajowa Rada Komornicza zareagowała stosownym wnioskiem do radcowskiego rzecznika dyscyplinarnego.
I choć KRK w publicznym komunikacie dotyczącym sprawy nie podała nazwiska radcy, nie trzeba było Einsteina, by ustalić, o kogo chodzi – wszak dosadne słowa pani mecenas, które zacytowała rada, wciąż krążą po sieci, wywołując zazwyczaj entuzjazm internetowej braci.
Radca zażądała jednak ode mnie usunięcia jej nazwiska z artykułu, a poproszona o podstawę prawną odpowiedziała: „KRK nie podaje w komunikacie moich danych i ja również sobie tego nie życzę”. Znów się zatem dowiedziałam, że zadaniem dziennikarza nie jest kojarzenie faktów, ale przeklejanie oficjalnych pism wyprodukowanych przez upoważnione organy.
Jest takie bardzo nieładne, ale z lubością przez starszych prawników przywoływane powiedzenie, że „adwokaci są od Bolesława Chrobrego, a radcowie też od Bolesława, ale Bieruta”. Sama nie wiem, dlaczego właśnie mi się przypomniało.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama