500 lat temu chłop pańszczyźniany stając w obliczu pana winien był zdjąć nakrycie głowy i przyjąć postawę pełną pokory. W przeciwnym razie mogły go spotkać rozmaite nieprzyjemności, na przykład zakucie w dyby. Dziś międzynarodowe konwencje stosowania dyb zabraniają. Postawa pokory wobec przedstawiciela władzy wciąż jednak, pod groźbą kary, obowiązuje.
500 lat temu chłop pańszczyźniany stając w obliczu pana winien był zdjąć nakrycie głowy i przyjąć postawę pełną pokory. W przeciwnym razie mogły go spotkać rozmaite nieprzyjemności, na przykład zakucie w dyby. Dziś międzynarodowe konwencje stosowania dyb zabraniają. Postawa pokory wobec przedstawiciela władzy wciąż jednak, pod groźbą kary, obowiązuje.
Współczesne chłopstwo jest co prawda wykształcone, może nawet dość swobodnie wybierać sobie partnera, pracę i miejsce zamieszkania, a na władzę pracuje już tylko pół roku (za kilka dni powinniśmy obchodzić dzień wolności podatkowej). Lekko licząc połowa poddanych ma też prawo jazdy i z pieniędzy, które jej zostaną po zapłacie daniny, może sobie kupić samochód.
Ale żeby władza wiedziała, kto może jeździć samochodem i jakim, zbudowała za grube setki milionów zł system komputerowy. Dzięki temu może na bieżąco sprawdzać, do czego schwytany na drodze ma prawo, a do czego nie. Wymyślone jest to sprytnie, bo ten sam poddany, którego się chwyta, zapłacił w swoich podatkach za to, by zostać schwytanym. Ale płaci dodatkowo, jeśli nie spełnia wymogów wymyślonych przez władzę, nawet jeśli wymogi te niczemu nie służą.
Kodeks wykroczeń (stuknęło mu właśnie 45 lat) w swoim pierwszym paragrafie zastrzega co prawda, że odpowiedzialności za wykroczenie podlega tylko ten, kto popełnia czyn społecznie szkodliwy. Na ile społecznie szkodliwe jest to, że prowadzę samochód zapomniawszy z domu portfela z dokumentami? Biorąc pod uwagę fakt, że 100 proc. społeczeństwa o moim gapiostwie nigdy się nie dowie, wydaje się więcej niż pewne, że szkodliwość tego przewinienia zbliża się do zera. Mimo to w tym samym kodeksie wykroczeń stoi art. 95, który za prowadzenie auta bez posiadania przy sobie prawa jazdy przewiduje nawet 250 zł kary (taryfikator pozwala policjantowi wlepić najwyżej 50 zł, ale jeśli sprawa trafi do sądu może być więcej). I ma to być prawo jazdy sensu stricto: zainwestowanie w kilka notarialnych odpisów dokumentu (po 7,38 zł sztuka) choćby po to, by mieć po jednym w każdej torebce, nie będzie przez przedstawicieli władzy akceptowane. Dlaczego nie? Bo nie.
Art. 95 k.w. dawno już odkleił się od swojego sensu. W 1971 roku, kiedy powstawał, o systemie CEPiK mógł marzyć najwyżej Stanisław Lem. Drogówka nie miała innego niż kontrola dokumentów sposobu, by zweryfikować uprawnienia do kierowania autem. Po 45 latach może to jednak zrobić gdzie i kiedy chce. Ale pozwolić kierowcom jeździć bez dokumentów to tak, jakby chłopom pańszczyźnianym pozwolić spędzić pierwszą noc z własną świeżo poślubioną żoną: jeszcze by im się spodobało, i rabacja gotowa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama