Tak długo jak polskie sądy będą zajmować się sprawami typu kąpiel w niedozwolonym miejscu, tak długo będą europejskimi średniakami.
Rośnie liczba spraw, które wpływają do sądów rejonowych. W 2009 r. było ich trochę ponad pół miliona, w 2014 już ponad 620 tys. Przy tym gros dotyczy wykroczeń, które – choć błahe – w znacznym stopniu angażują sędziów. W 2015 r. zapadły 567 262 rozstrzygnięcia dotyczące wykroczeń: z tego aż 136 838 wydano w postępowaniu zwykłym, 900 w przyspieszonym i 429 524 w postępowaniu nakazowym. W tym ostatnim trybie rozpatrywane są sprawy oczywiste, w których nie jest konieczne przeprowadzanie rozprawy ani wzywanie stron; wyrok zapada na jednoosobowym posiedzeniu. Ale nawet ta jedna osoba musi się zapoznać z materiałem dowodowym. Pytanie, czy wszystkie sprawy o wykroczenia są na tyle istotne, by do ich rozstrzygnięcia angażować sądy.
Sądy przygniecione drobnicą / Dziennik Gazeta Prawna
Możliwe dwie drogi
Zdaniem prof. Ryszarda Stefańskiego konieczne jest odciążenie sądów.
– Możliwe są dwie drogi. Przekwalifikowanie wykroczeń w delikty administracyjne albo wyłączenie spod kognicji sądów spraw o wykroczenia i przekazanie ich do orzekania innym organom. Powinno to dotyczyć przede wszystkim wykroczeń porządkowych – wskazuje prof. Stefański.
– Do wielu takich wykroczeń, zamieszczonych nie tylko w ustawach szczegółowych, lecz także w kodeksie wykroczeń, represje mogłyby z powodzeniem stosować organy administracyjne – dodaje.
Chodzi o czyny takiego kalibru, jak np. zużycie oleju opałowego do celów napędowych (art. 52b k.w.), kąpiel w miejscu niedozwolonym (art. 55 k.w.), brak oświetlenia w miejscach publicznych (art. 79 k.w.), naruszenie przepisów przeciwpożarowych (art. 82 k.w.), niezgłoszenie urodzenia lub zgonu (art. 146 k.w.). Wykroczenia porządkowe mogłyby być rozpoznawane w postępowaniu administracyjnym, z tym, że rozstrzygnięcia musiałyby być poddane kontroli sądowej.
Bardziej ryzykowne byłoby przekwalifikowanie wykroczeń na delikty administracyjne. Co prawda z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego wynika, że stosowanie administracyjnych kar pieniężnych za naruszenie obowiązków ustawowych jest pod pewnymi warunkami możliwe (takie sankcje muszą być m.in. proporcjonalne, racjonalne i współmiernie dolegliwe), ale reżim wykroczeniowy opiera się w o wiele większym stopniu na zasadzie winy. Odpowiedzialność administracyjna oparta jest zaś na odpowiedzialności obiektywnej. To oznacza, że organ, orzekając karę pieniężną, nie bierze pod uwagę tych wszystkich okoliczności, które uwzględnia sąd: stopnia społecznej szkodliwości czynu, winy, pobudek, sposobu działania sprawcy, jego warunków osobistych czy stosunków rodzinnych.
– Z tego m.in. powodu jestem przeciwnikiem zastąpienia wykroczeń deliktami administracyjnymi – podkreśla prof. Stefański.
Jak jest na świecie
Problem przyduszenia sędziów drobnicą nie jest wyłącznie nasz. Świat już też się z nim zmierzył. Istnieją cztery podstawowe modele regulacji dotyczące wykroczeń: francuski, austriacki, niemiecki (pruski) i angielski. Dr hab. Magdalena Budyn-Kulik z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie wyróżnia jeszcze piąty, wschodnioeuropejski. W modelu francuskim czyny zabronione dzieli się na zbrodnie, występki i wykroczenia. Te ostatnie stanowią proste naruszenie prawa, ale odpowiedzialność za nie zależy od winy. Jednak wykroczeniami są jedynie czyny małej wagi, o niskiej szkodliwości społecznej. Większość z nich załatwiana jest w postępowaniu mandatowym, pozostałe trafiają do sądów policyjnych. Taki system stosowany jest też w Szwecji, Belgii czy Estonii.
W systemie austriackim wykroczenia dzielą się na kryminalne i administracyjne. Te pierwsze opisane są w ustawie karnej i podlegają kompetencji sądów, te drugie – w ustawach szczegółowych i należą do kompetencji organów administracji publicznej. Z kolei model niemiecki ma charakter mieszany. Teoretycznie kary za wykroczenia nakłada sąd (głównie w trybie nakazowym), ale w praktyce robią to organy administracji (za zgodą sprawcy). Natomiast od decyzji organu administracji można wnieść sprzeciw do sądu. W systemie anglosaskim wykroczenia jako takie w ogóle nie są wyszczególnione. Za to sprawy dotyczące drobnych przestępstw rozpatrywane są według uproszczonej procedury. W modelu wschodnioeuropejskim – takim jak nasz – wykroczenia są odrębne od przestępstw, sankcjonuje je inna ustawa i obowiązuje odmienny sposób postępowania. W poprzedniej kadencji – po zakończeniu prac nad gruntowną reformą kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego – działająca przy Ministerstwie Sprawiedliwości Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego zamierzała opracować założenia do reformy kodeksu wykroczeń. Jednak w grudniu 2015 r. została rozwiązana.
Potrzebne cięcie
– W momencie rozwiązania komisji byliśmy na etapie prac studialnych. Rozważane było, na ile można uprościć procedury związane z odpowiedzialnością wykroczeniową. Nie zapadły jednak żadne decyzje kierunkowe. Najpewniej skończyłoby się wnioskami o konieczności redukcji przepisów typizujących czyny zabronione – zaznacza prof. Jarosław Majewski, który był członkiem komisji. Dodaje, że w przeszłości były podejmowane próby radykalnego ograniczenia liczby przepisów karnych.
– Jednak instytucje czy organy odpowiedzialne za te ustawy, w których są owe przepisy karne, z uporem godnym lepszej sprawy walczą, by je zachować. Często chodzi o przepisy, które są sporadycznie stosowane i z tego puntu widzenia nigdy nie stają się problemem społecznym. Wystarczy pewien opór, by decydenci rezygnowali z prób ich usunięcia, dochodząc do wniosku, że nie ma to znaczenia – tłumaczy prof. Majewski.
Jak informuje Wioletta Olszewska z biura prasowego MS, rozważane jest podjęcie prac nad reformą kodeksu wykroczeń. Na razie – w celu odciążenia sądów – mieliby zostać powołani sędziowie pokoju: prawnicy wybrani przez gminy. Orzekaliby jednoosobowo, a od ich wyroków przysługiwałoby odwołanie do normalnego sądu. Jest to jednak dopiero koncepcja.