Ten pomysł świadczy o kompletnym braku znajomości realiów sądowych, jest niewykonalny z przyczyn prawnych i szkodliwy - Andrzej Nogal polemizuje z Michałem Szpakowskim.
Kampania wyborcza w adwokaturze ma swoje prawa, niemniej jednak adwokaci prowadzący kampanię wyborczą do organów samorządu nie powinni składać nierealnych propozycji, gdyż w ten sposób deprecjonują zarówno swoje kandydatury, jak i powagę adwokackiego samorządu zawodowego. Nie jest ani możliwe, ani celowe opłacanie przez samorząd adwokacki pracowników sądów. A tego rodzaju pomysły są wręcz szkodliwe dla palestry, gdyż otwierają furtkę do finansowania sądownictwa z adwokackich kieszeni.
W wywiadzie prasowym pt. „Kampania wyborcza wśród warszawskich adwokatów nabiera rumieńców”, opublikowanym w portalu Prawnik.pl 7 marca, adw. Michał Szpakowski przedstawił się jako reprezentant grupy adwokatów, kandydatów do samorządowych władz, skupionych wokół kandydata na dziekana adw. Grzegorza Majewskiego i przedstawił zarys programu wyborcze tejże grupy wyborczej.
Nie ukrywam, że sięgnąłem doń z zaciekawieniem. Adw. Grzegorz Majewskiego ogłosił swoją kandydaturę w listopadzie zeszłego roku i praktycznie cały czas milczy. Teraz dowiadujemy się, że istnieje jakaś grupa kandydatów do władz skupiona wokół niego i ma własny program. Program, wydawałoby się, dopracowany, bo w końcu adw. Majewski prowadzi tę swoją kampanię 4 miesiące. Teraz są konkrety, które można oceniać.
Jedną z bardziej intrygujących deklaracji, którą chciałbym poddać tu szczegółowej analizie, jest plan „dedykowanych pracowników warszawskich sądów”, którzy by mieli obsługiwać w Biurze Obsługi Interesantów tylko adwokatów, a ich pensje by były opłacana przez warszawski samorząd adwokacki. Dzięki temu ma rzekomo zniknąć problem kolejek adwokackich do biur obsługi. Podaje nawet koszty: jego zdaniem wystarczy na to 7 zł miesięcznie od adwokata.
A co sądzę o tym pomyśle? Otóż wg mnie świadczy on o kompletnym braku znajomości realiów sądowych, jest niewykonalny z przyczyn prawnych, a jego hipotetyczne wdrożenie przyniesie tylko szkody adwokatom. Pomysłodawcy nie mówią też, jak przekonają do finansowania pomysłu adwokatów spoza Warszawy, którzy rzadko korzystają z tutejszych sądów.
W stołecznych sądach problem z dodzwonieniem się, czy uzyskaniem informacji na miejscu ma charakter drugorzędny. Z wyjątkiem rejonowych sądów praskich nigdy nie mam specjalnych trudności z uzyskaniem informacji w BOI-u. Na Pradze problem jest, ale i tu przy wykazaniu większej cierpliwości można dodzwonić się do sądu. Dalej, pomysłu „pracowników dedykowanych” nie da się wykonać z przyczyn prawnych, gdyż obowiązująca ustawa o ustroju sądów powszechnych nie daje jakichkolwiek podstaw do takiego finansowania pracowników sądów przez podmiot zewnętrzny.
Ale, załóżmy, że „grupa adw. Majewskiego” przekona do tego pomysłu ministra i Sejm. I będą pracownicy sądowi opłacani z samorządowych składek, kwotą, wg kol. Szpakowskiego 600 000 zł, w proporcji 1 pracownik na 1 sąd. W zamian za to zapewne administracja sądowa wprowadzi regułę, że adwokatów będą obsługiwać tylko „pracownicy dedykowani” i opłacani przez adwokatów. Wtedy adwokat stać będzie w kolejce do takiego pracownika dedykowanego, a dodzwonienie się do takiego sądu praskiego będzie z pewnością niemożliwe. Lepiej nie myśleć, co będzie, gdy taki pracownik zachoruje …
Co gorsza, dobrowolne podjęcie przez nas zadania finansowania sądów może skłonić ministerstwo w pierwszej kolejności do wprowadzenia takiego modelu jako przymusowego w całym kraju, a potem rozszerzyć go np. na finansowanie pracowników sekretariatów wysyłających do adwokatów listy.
Słowem, po lekturze tego pomysłu żałuję, że dożyłem czasów, gdy poważna grupa wyborcza na poważnie lansuje pomysł finansowania sądów z adwokackiej kieszeni. Nawet na potrzeby kampanii wyborczej tego rodzaju pomysły nie powinny być przedstawiane, gdyż nie tylko są szkodliwe, ale i źle świadczą o pomysłodawcach, którzy nie potrafią zdiagnozować rzeczywistych problemów adwokatury i w tym zakresie sformułować programu wyborczego.