- Do 2018 r. zamówienia publiczne muszą być udzielane w pełni elektronicznie. Byłam przekonana, że przynajmniej finansowanie platformy e-Zamówienia jest już zapewnione. Okazało się, że nie - mówi Małgorzata Stręciwilk.
Objęła pani stanowisko prezesa UZP w najgorszym chyba okresie dla tego urzędu. Ponad dwa lata funkcjonowania bez szefa sprawiły, że jest on w rozsypce: braki kadrowe, marginalizacja roli urzędu, a nawet krążące plotki o jego likwidacji. Jaką rolę powinna, pani zdaniem, odgrywać ta instytucja?
Wiodącą dla całego systemu zamówień publicznych. Jego główną rolą powinno być jednak służenie pomocą zamawiającym i wykonawcom. Wyobrażam sobie, że UZP będzie pokazywał, jak praktycznie stosować przepisy, poprzez różnego rodzaju wzorcowe dokumenty i propagowanie dobrych praktyk. Weźmy chociażby problem kryteriów oceny ofert. Ponownie jest on rozwiązywany na drodze legislacyjnej, podczas gdy mam wrażenie, że wielu zamawiających już teraz stosowałoby pozacenowe kryteria, tylko nie wie, jak to robić. W tym właśnie powinien im pomóc UZP.
Czyli służenie uczestnikom rynku uważa pani za główną rolę UZP. Chyba jednak niejedyną?
Chciałabym, żeby urząd mógł na powrót pełnić wiodącą rolę legislacyjną w zakresie zamówień publicznych. Zwłaszcza że musimy zacząć myśleć o stworzeniu nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych. Mieliśmy do czynienia już z tak wieloma jej nowelizacjami, że przestała być spójna. Przy czym chciałabym, żeby prace nad nową regulacją były prowadzone bez pośpiechu, z rozwagą i przy szerokim udziale różnych środowisk. Nie tylko zamawiających i wykonawców, ale również środowisk naukowych.
Co poza edukacją i legislacją?
Kontrola udzielania zamówień publicznych. Przy czym rozumiem ją szeroko, jako monitoring całego rynku zamówień publicznych. Dzisiaj skupiamy się na kontrolach konkretnych przetargów. Takie kontrole oczywiście nadal będziemy prowadzić, ale chciałabym, żebyśmy wyszli także poza nie. Prezes UZP powinien z wyprzedzeniem zauważać pewne zagrożenia, obserwować to, co się dzieje na rynku, i reagować na bieżąco na pojawiające się sygnały.
Co ma pani na myśli?
Chociażby kontrole systemowe, podczas których przyglądamy się nie konkretnemu przetargowi, tylko rodzajowi udzielanych zamówień. Chodzi przede wszystkim o przegląd zamówień udzielanych w określonych segmentach, biorąc pod uwagę przedmiot zamówienia. Warto byłoby również skupić się na analizie konkretnych kwestii problematycznych w zamówieniach, jak choćby wykorzystywanie potencjału podmiotu trzeciego.
Co panią najbardziej zaskoczyło po objęciu urzędu?
Spodziewałam się, że dużo bardziej zaawansowane są prace związane z informatyzacją zamówień publicznych. Zgodnie z wymogami unijnymi do 2018 r. zamówienia publiczne muszą być udzielane w pełni elektronicznie. Temu miała służyć platforma e-Zamówienia, której projekt był przygotowywany od dłuższego już czasu. Byłam przekonana, że przynajmniej jej finansowanie jest już zapewnione. Okazało się, że nie. Nie uzyskaliśmy środków z funduszy europejskich, niezbędna kwota jest też całkowicie poza możliwościami budżetowymi UZP, gdyż mówimy o kilkudziesięciu milionach złotych. Dlatego podjęłam decyzję, by przynajmniej na razie wycofać się z tego projektu.
Sama jednak pani mówi, że do 2018 r. wszystkie przetargi muszą być prowadzone elektronicznie. Zamawiający, zwłaszcza ci mniejsi, nie poradzą sobie sami. Platforma e-Zamówienia miała być darmowym narzędziem dostępnym dla każdego. Teraz zostaną pozostawieni sami sobie?
Absolutnie nie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zamawiający, zwłaszcza ci mniejsi, sami sobie nie poradzą. Dlatego musimy szukać rozwiązania tymczasowego, które zapewni elektronizację zamówień publicznych na podstawowym poziomie spełniającym wymogi dyrektyw. Podejmuję już rozmowy z różnymi podmiotami, aby pozyskać dla zamawiających odpowiednie narzędzia pozwalające na bezpieczne składanie wniosków i ofert elektronicznie. Ogromnie liczę również w tym względzie na pomoc Ministerstwa Cyfryzacji i mam nadzieję, że uda się znaleźć rozwiązanie tego problemu. Nie oznacza to jednak, że całkowicie rezygnujemy z projektu e-Zamówień. Będzie on kontynuowany, niemniej jednak już bez presji czasowej.
Jednym z efektów zapaści UZP były nieobsadzone stanowiska. Od bardzo dawna nie ma np. dyrektora departamentu prawnego. Są szanse na poprawę tego stanu rzeczy?
Jestem dobrej myśli. Wspomniane stanowisko dyrektora departamentu prawnego już udało się obsadzić, został nim pan Bogdan Artymowicz. Przeprowadziłam też małą reorganizację w Biurze Organizacyjno-Finansowym. Zostały jeszcze do obsadzenia stanowiska dyrektora departamentu kontroli doraźnej, departamentu odwołań i dyrektora generalnego. Prowadzę w tym zakresie intensywne rozmowy i myślę, że w najbliższych tygodniach stanowiska te uda się obsadzić.
Przyszła pani do UZP z Krajowej Izby Odwoławczej, gdzie zajmowała się pani rozstrzyganiem sporów przetargowych. Od lat stosunki między tymi dwiema instytucjami są napięte, momentami nawet bardzo. Teraz się to zmieni?
Mam taką nadzieję. KIO pełni bardzo ważną rolę w systemie zamówień publicznych, to jej orzecznictwo w znacznej mierze kształtuje ten system. Dlatego nie wyobrażam sobie, by UZP nie współpracował z KIO. Współpraca jest konieczna przede wszystkim przy kształtowaniu wspólnej wykładni prawa. Chciałabym unikać takich sytuacji, gdy UZP prezentuje jedną interpretację przepisów, a KIO inną. To działa na niekorzyść wszystkich, przede wszystkim zamawiających i wykonawców, którzy nie wiedzą, co robić.
Jak jednak doprowadzić do wspólnej wykładni, skoro ani UZP nie może narzucić swego stanowiska KIO, ani KIO narzucić UZP?
Poprzez wymianę argumentów. Tego, z mojej perspektywy jako członka KIO, dotychczas bardzo brakowało. Na pewno współpraca ta nie może się opierać na autorytecie władzy i próbach narzucenia swego stanowiska. Wyobrażam ją sobie jako cykliczne spotkania członków KIO z pracownikami UZP i po prostu rozmawianie o tym, jak interpretować przepisy, których zastosowanie budzi wątpliwości. Oczywiście nie na etapie wyrokowania przez KIO, gdyż składy orzekające muszą zachować pełną niezależność i niezawisłość. Dobrym momentem na takie rozmowy jest wejście w życie nowych przepisów, kiedy dopiero zaczynają być one stosowane. Wówczas jest czas na to, by wspólnie je interpretować i przekonywać do swych racji.
Zresztą współpraca jest wskazana także na wcześniejszym etapie, podczas procesu legislacyjnego. Mówiąc o tym, że powinny w nim uczestniczyć różne środowiska, miałam także na myśli KIO.
Większe zdziwienie niż pani zwycięstwo w konkursie na stanowisko prezesa UZP wywołało samo wzięcie w nim udziału. Już raz przecież pani wygrała, a potem nie została powołana. Dlaczego zdecydowała się pani wystartować po raz drugi?
Zostałam przekonana przez osoby, z których zdaniem się liczę. Wielu ludzi od lat związanych z systemem zamówień publicznych prosiło mnie, bym w tym konkursie również wystartowała. Ponieważ są to osoby, które szanuję, cenię i wiem, że leży im na sercu dobro publiczne, a nie jakiś partykularny interes, nie mogłam odmówić. Poza tym zawsze wychodzę z założenia, że jeśli mnie samej w określonej sytuacji jest źle, to sama też powinnam coś z tym zrobić. Patrząc na obecne przepisy, widzę, jak dalekie są od doskonałości i jak wiele jest problemów z ich stosowaniem. Skoro mogę mieć wpływ na ich zmianę, to grzechem by było z tej szansy nie skorzystać.
Jakiego systemu zamówień publicznych życzyłaby pani sobie na koniec swojego urzędowania?
Zrównoważonego. Mam wrażenie, że nasze regulacje prawne i ich interpretacje przechylają się raz na stronę wykonawców, raz na stronę zamawiających. Mnie zaś się marzy złoty środek, w którym obydwie strony są dla siebie równorzędnymi partnerami.