Kasy świecą pustkami – twierdzą dyrektorzy jednostek. Dlatego środki, które miały trafić do najmniej zarabiających, w pierwszej kolejności chcą przeznaczyć na pokrycie deficytu.
/>
Ministerstwo Sprawiedliwości cieszy się, że dzięki jego staraniom uda się podnieść w tym roku wynagrodzenia pracowników sądownictwa (asystentów sędziów, urzędników oraz innych pracowników) nie o 5,5 proc., jak pierwotnie zakładano, ale aż o 10 proc. Jak wyjaśnia Wioletta Olszewska z biura prasowego MS jest to możliwe dlatego, że nowym operatorem pocztowym na lata 2016–2018 została Poczta Polska: zaoferowała za usługi dla sądownictwa niższą cenę od tej szacowanej w projekcie budżetu sądów powszechnych. Dzięki temu można było przesunąć środki na doręczenia sądowe zaplanowane na ten rok właśnie na podwyżki dla pracowników.
Teraz jednak okazuje się, że wcale nie jest takie pewne, czy pieniądze te rzeczywiście trafią do najmniej zarabiających. W każdym razie podwyżki nie będą w takiej wysokości, jak ogłasza resort sprawiedliwości – twierdzi część dyrektorów sądów.
Sporny deficyt
Na co miałyby pójść te dodatkowe środki? Jak twierdzi jeden z dyrektorów – na pokrycie braków w planie finansowym. I dopiero to, co zostanie, będzie można przeznaczyć na podwyżki.
MS twierdzi jednak, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
– Oznaczałoby to, że część dyrektorów dokonała zwiększenia wynagrodzeń lub zwiększenia zatrudnienia, nie mając na ten cel środków. Począwszy od 2010 r., corocznie ustawa okołobudżetowa wprowadzała blokadę wynagrodzeń, która takie działania uniemożliwiała (wskaźnik wzrostu wynagrodzeń rok do roku określony był na poziomie 100 proc.). Przy takich zapisach planowanie wzrostu wynagrodzeń przez dyrektorów byłoby bezprzedmiotowe – wskazuje Wioletta Olszewska.
Dyrektorzy jednak twierdzą, że przyczyny powstawania deficytów są inne niż te, o których mówi resort. Jak tłumaczy jeden z nich, problemem od dłuższego czasu jest to, że kwota, jaką dyrektorzy sądów otrzymują po uchwaleniu ustawy budżetowej, nijak ma się do tej, jaką wskazywali, że jest potrzebna. Zawsze jest o około 10–20 proc. mniejsza. A to oznacza, że w zatwierdzonym budżecie suma, jaką dyrektor otrzymuje w planie wydatków na płace, zawsze jest niższa od tej, jaką faktycznie wyda.
– Na dobrą sprawę po otrzymaniu takiego projektu wydatków każdy dyrektor sądu może z czystym sumieniem zgłosić siebie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych z wnioskiem o ukaranie, ponieważ zaciągnął zobowiązania przewyższające plan wydatków – kwituje dyrektor jednego z sądów.
Jego zdaniem MS po prostu liczy na to, że część pracowników będzie chorować, a wtedy za nich płaci ZUS, a nie sąd. Pod koniec roku więc różnice pomiędzy rzeczywistymi wydatkami na wynagrodzenia a tym, co należało zaplanować w budżecie, wyrówna się i deficyt zniknie.
– Problem jest jednak taki, że formalnie rzecz biorąc dyrektor nie może podwyższać pracownikom wynagrodzeń, skoro nawet na płace wynikające z już zawartych umów o pracę nie ma zagwarantowanych środków – podkreśla dyrektor.
Twarde stanowiska
Resort jednak twardo przekonuje, że pieniądze na podwyżki muszą się w budżetach sądów znaleźć.
– Decyzję o wysokości podwyżek dla poszczególnych stanowisk pracy podejmą dyrektorzy sądów w porozumieniu z prezesami tych sądów. Decyzje indywidualne zostaną poprzedzone konsultacjami z partnerami społecznymi (związkami zawodowymi), których rezultatem będą wspólnie wypracowane kryteria podwyżek – tłumaczy Wioletta Olszewska.
Tego, że w budżetach poszczególnych sądów mogłoby zabraknąć pieniędzy na podwyżki dla pracowników, nie wyobraża sobie Edyta Odyjas, przewodnicząca MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa.
– Ludzie czekali na te podwyżki osiem lat. Te pieniądze po prostu muszą do nich trafić – mówi.
Przypomina, że wielu pracowników sądowych nie osiąga nawet płacy minimalnej, a zarobki zdecydowanej większości nie przekraczają 2 tys. zł netto.
– Zapowiadane przez resort środki to i tak kropla w morzu potrzeb i nie zrekompensują one wieloletniego zamrożenia płac. Nie bardzo więc obchodzi mnie, jak dyrektorzy to zrobią, ale pensje muszą wzrosnąć do takiej wysokości, o jakiej było mówione. My, jako związek, na pewno będziemy to monitorować i tematu nie odpuścimy – zapowiada Odyjas.