Zbyt sztywne zasady przydziału spraw sędziom mogą promować cwaniactwo i uniemożliwiać racjonalne wykorzystanie kadr. Resort sprawiedliwości nie wyklucza modyfikacji.
Obecne zasady przydziału spraw sędziom / Dziennik Gazeta Prawna
Nowy regulamin urzędowania sądów powszechnych (Dz.U. z 2015 r. poz. 2316) obowiązuje od miesiąca, ale już wzbudza w środowisku spore kontrowersje. Bo choć sędziowie przyznają, że intencje przyświecające projektodawcom były dobre, to w praktyce nowe rozwiązania mogą nastręczać problemów.
– Obecnie do ministerstwa spływają uwagi na ten temat. Proces ten ma zostać zakończony jeszcze w lutym. Wówczas przeanalizujemy wszelkie argumenty i wyważymy racje. Nie wykluczamy, że część uwag zostanie uwzględniona i na ich podstawie regulamin zostanie poprawiony – wskazuje Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.
Jak jednak akcentuje, obecne zasady obowiązują i muszą być przestrzegane.
– Niestety, dochodzą do nas sygnały, że tak się w niektórych sądach nie dzieje i nadal jedynie od woli poszczególnych sędziów funkcyjnych zależy, kto jakie sprawy otrzymuje. To jest działanie wbrew obowiązującemu prawu i wobec tak postępujących osób będziemy wyciągać konsekwencje – ostrzega wiceminister.
Sztywne zasady
Najwięcej kontrowersji wywołuje zasada, zgodnie z którą sprawy przydzielane są tylko i wyłącznie według kolejności wpływu. Ministerstwo chciało w ten sposób ukrócić samowolkę prezesów.
– Intencje były słuszne. Bo rzeczywiście poprzednie zasady, zgodnie z którymi wyłącznie od prezesów i przewodniczących wydziałów zależało, kto, ile i jakie sprawy otrzyma do swojego referatu, mogły prowadzić czasem do patologii – przyznaje Barbara Zawisza, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Jak jednak dodaje, nowe reguły wydają się nieco zbyt sztywne.
– Powinna być jakaś furtka, która pozwoliłaby w pewnych sytuacjach na odejście od regulaminowych zasad przydziału spraw – uważa sędzia Zawisza.
Za uelastycznieniem regulaminu jest również Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, delegowany do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
– Wyobraźmy sobie sytuację, że danemu sędziemu, zgodnie z wpływem, trafia się z rzędu kilka wielotomowych, skomplikowanych spraw. W takiej sytuacji przewodniczący wydziału powinien mieć możliwość podjęcia decyzji co do nieprzydzielania mu, choćby przez pewien czas, kolejnych spraw. Regulamin takiej możliwości jednak nie przewiduje – zauważa sędzia Celej.
Jego zdaniem obecne zasady mogą więc odnieść odwrotny skutek do zamierzonego i przyczynić się do nierównego obciążenia pracą.
– Może przecież być tak, że sędzia będzie miał pecha i będą mu się trafiać same trudne sprawy, podczas gdy jego koledzy będą otrzymywać dużo prostsze. I wtedy, mimo że będą mieli tyle samo spraw w referacie, podział pracy w wydziale wcale nie będzie sprawiedliwy. W takim przypadku przewodniczący czy też prezes powinni mieć możliwość zareagowania – uważa Marek Celej.
Inną receptę na rozwiązanie tego problemu ma sędzia Zawisza. Jej zdaniem to nie prezes powinien w takim przypadku decydować o tym, że zbyt obciążony sędzia nie otrzymuje przez jakiś czas kolejnych wpływających spraw.
– Powinno się to dziać przede wszystkim na wniosek samego sędziego. A decyzję o tym, czy rzeczywiście w danym przypadku istnieją przesłanki uzasadniające odejście od ogólnych zasad, powinno podejmować jakieś sądowe ciało kolegialne. Podobnie zostało to uregulowane w Niemczech – tłumaczy Barbara Zawisza.
Przeciwko usztywnianiu zasad przydziału spraw od początku była prof. Małgorzata Gersdorf, I prezes Sądu Najwyższego. Jej zdaniem drobiazgowość tych reguł przeczy ich celowości z praktycznego punktu widzenia. Obciążenia sędziów nie da się bowiem określić ściśle według reguł matematycznych; również dlatego, że wpływ spraw w sądach nie jest stały.
Resort chciał jednak również skończyć z insynuacjami, jakoby konkretne postępowania trafiały do referatów „odpowiednich” sędziów. Tak było np. w sprawie Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA. Część publicystów twierdziła wówczas, że sędzia Wojciech Łączewski nieprzypadkowo został wybrany do orzekania w tym procesie.
– Tutaj chyba zabrakło nieco zdrowego rozsądku. Nie można z powodu jednej sprawy, wokół której wytworzył się szum medialny, komplikować pracy wszystkim sądom. Jeżeli bowiem ktoś chce grać nie fair, to zawsze znajdzie sposób na obejście obowiązujących zasad – ocenia sędzia Celej.
Nieobecni sędziowie
Ulżyć sędziom miał także ten zapis, zgodnie z którym nieobecni z powodu choroby lub urlopu nie otrzymują przydziału spraw do swojego referatu.
– I tutaj znowu intencje były bardzo dobre. Okazuje się jednak, że w pewnych przypadkach może to promować swego rodzaju kombinowanie wśród sędziów. Tak może się dziać np. w wydziałach karnych – tłumaczy Barbara Zawisza.
Dodaje, że sama orzeka w takim wydziale i wie, że są miesiące, w których wpływ jest znacznie wyższy niż w pozostałych.
– Są to czerwiec i grudzień, gdyż wtedy prokuratorzy zamykają okresy statystyczne i wysyłają wszystko do sądów. Co sprytniejsi sędziowie mogą więc chodzić na dłuższe urlopy właśnie w tych miesiącach, dzięki czemu będą mieli w swoich referatach znacznie mniej spraw niż ich koledzy – zwraca uwagę wiceprezes Iustitii.
Jej zdaniem właściwszym byłoby, gdyby sędziowie przy dłuższym urlopie po prostu otrzymywali odpowiednio mniejszy przydział spraw. Nie powinno jednak być tak, że w ogóle nie są im one przydzielane. Na ten problem zwracała zresztą uwagę również Krajowa Rada Sądownictwa, podkreślając, że takie regulacje mogą doprowadzić do tego, że sędzia powracający po dłuższej nieobecności nie będzie obciążony pracą w wystarczającym zakresie.
Ale sędziowie zauważają również plusy nowych rozwiązań. Jak mówi jeden z apelacji warszawskiej, zasada, zgodnie z którą także sędziowie funkcyjni (prezesi, przewodniczący wydziałów) muszą orzekać w określonym procencie spraw, przynosi już pewne efekty. Wcześniej bowiem takie osoby brały do sądzenia co 50. wpływającą sprawę, dziś zaś biorą co 32.