Jaki charakter mają uchwały Sejmu w sprawie stwierdzenia braku mocy prawnej uchwał podjętych przez Sejm poprzedniej kadencji dotyczących wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego?
Uchwały podjęte w ostatnią środę są aktami prawnymi, co do których występuje wątpliwość konstytucyjna, czy mają podstawę prawną. Proszę zwrócić uwagę na to, że w ich treści nie dopatrzy się pan podstawy prawnej. Nie bez powodu. Takiej bowiem nie ma, a przecież Sejm, jak każdy inny organ władzy publicznej, jest związany zasadą legalności. Zarazem konstytucyjna problematyczność tych uchwał nie eliminuje faktu, że w stanie faktycznym wywołują one konsekwencje. Sejm bieżącej kadencji stwierdził uchybienia izby kadencji poprzedniej co do wyboru pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego. W ten sposób Sejm potwierdził, że podziela stanowisko Prezydenta RP, który tych pięciu sędziów nie powołał, co z kolei ma umożliwić Prezydentowi RP powołanie sędziów, których na początku grudnia ma wybrać Sejm.
Kornel Morawiecki w toku dyskusji nad tymi uchwałami powiedział, że prawo, które nie służy narodowi, jest bezprawiem. Zgadza się pan z tym?
To bardzo niefortunne sformułowanie. Prawo, które nie służy narodowi powinno być zmienione, w trybie do tego przewidzianym. Stwierdzenie Pana Posła jest pokłosiem zasady suwerenności parlamentu, przeświadczenia, że parlament może wszystko, z wyjątkiem zamiany kobiety w mężczyznę. W Stanach Zjednoczonych tego toku myślenia nie podzielili już Ojcowie Założyciele, zasadnie wskazując, że mało kto jest tak podatny na bezprawie, jak parlament, który – jak jest ku temu większość – to może przegłosować, co chce. Jak mówią Amerykanie: życie i mienie nie są bezpieczne, kiedy Kongres obraduje. Dlatego też jego decyzje są kontrolowane przez sądy, aby nie były aktami uzurpacji i gwałcenia wolności człowieka. To, co zrozumieli Amerykanie już w XVIII wieku, Europejczycy przyswoili sobie dopiero po tragicznych wydarzeniach II wojny światowej i komunizmu. Takie podejście jest przecież znane z czarnych kart historii. Tak funkcjonowały i faszystowskie Włochy, i hitlerowskie Niemcy, czy ZSRR. Przecież NSDAP wygrała wybory, miała większość w niemieckim parlamencie i korzystała z tego w całej rozciągłości. Także konstytucja PRL nadawała absolutny prymat władzy Sejmu. Sejm mógł uchwalić wszystko, czego tylko zachciała partia komunistyczna. To właśnie w efekcie tragicznych konsekwencji realizacji zasady, że parlament może wszystko, po II wojnie światowej powoływano sądy konstytucyjne w Niemczech, Włoszech czy później w państwach pokomunistycznych. Demokracja ludu potrzebuje ograniczeń, nie można wszystkiego nią tłumaczyć.
W toku debaty sejmowej padał też argument, że Trybunał Konstytucyjny, który niebawem zajmie się ustawą o TK, nie powinien być sędzią we własnej sprawie.
Ta kwestia wymaga rozstrzygnięcia. Problem w tym, że Trybunał będzie kontrolować ustawę, której projekt powstał w Trybunale, a którą do Sejmu wniósł Prezydent, w pracach nad którą w Sejmie uczestniczyło trzech sędziów Trybunału, w tym jego Prezes wypowiadający się na okoliczność zgodności z Konstytucją poszczególnych jej przepisów. Można zatem argumentować, że kto jak kto, ale znakomici znawcy zagadnień konstytucyjnych, gdyby tylko dostrzegli wątpliwości konstytucyjne, to na pewno zwróciliby na to posłom uwagę. Skoro tak się nie stało, to można wnioskować, że według sędziów ustawa była zgodna z Konstytucją. Czy zatem obecnie można oczekiwać od tych sędziów, że mają odnosić się co do zgodności z Konstytucją przepisów ustawy?
Rządzący więc postulują: niech sędziowie się wyłączą od orzekania. Ale gdyby to zrobili, kto miałby orzekać?
Rzeczywiście, gdyby trzech sędziów się wyłączyło z postępowania, Trybunał nie mógłby orzekać w pełnym składzie, a decyzją Prezesa Trybunału właśnie w takim składzie ma to uczynić. Ale nadal możliwe jest orzekanie w składzie pięcioosobowym, co do zasady właściwym dla orzekania o zgodności ustawy z Konstytucją. I to jest najrozsądniejsze rozwiązanie: prawnie dopuszczalne, a zarazem nie narażające sędziów na zarzuty co do intencyjności podejmowanego wyroku, a zaufanie do Trybunału czy sądów są podstawą ich działalności.
A co jeśli sędziowie się nie wyłączą? Niektórzy posłowie zapewniają, że nie uszanują takiego wyroku. Czy to możliwe?
Rolą Sejmu nie jest ocenianie wyroków Trybunału Konstytucyjnego, tylko ich wykonywanie. Niezależnie od ewentualnie formułowanych pod jego adresem zastrzeżeń, prawo stanowi jasno, że wyroki Trybunału są ostateczne i mają moc powszechnego obowiązywania. Ale zarazem pragnę podkreślić, że sędziowie TK nie będą zajmowali się uchwałami podjętymi nocą, lecz ustawą. I tak jak można sobie wyobrazić sytuację, w której w uzasadnieniu TK zasygnalizuje, że Sejm poprzedniej kadencji prawidłowo wybrał sędziów, tak prawnie wiążąca jest sentencja wyroku, a nie jego uzasadnienie.
Hipotetycznie: gdyby prezes TK powiedział panu, że ma pan wpuścić 5 sędziów do gmachu Trybunału, a przed wejściem stanęłoby 5 wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji oraz 5, których zapewne lada dzień wybierze obecny Sejm, których by pan wpuścił?
Oczywiście tych powołanych przez Prezydenta: są wybrani na podstawie przepisów obowiązujących w momencie ich wyboru, cieszących się domniemaniem zgodności z Konstytucją i powołani przez Prezydenta. Od tego momentu mają pełną zdolność do działania w charakterze sędziów Trybunału, w tym – uczestniczyć w orzekaniu. Takiego wariantu postępowania należy się spodziewać, że poprzez niezwłoczne powołanie sędziów wybranych przez Sejm na początku grudnia Prezydent rozstrzygnie analizowany problem prawny.
I w grę wchodzi wyłącznie odpowiedzialność polityczna Prezydenta, a nie delikt konstytucyjny?
Jak najbardziej. Tym bardziej, że Pan Prezydent zawsze będzie mógł wziąć do ręki uchwały Sejmu (w tym – o stwierdzeniu braku mocy prawnej uchwał o poprzednim wyborze sędziów) i pokazać, że jedynie wypełnił wolę ustawodawcy. I pod tym względem te uchwały są znaczące.
Rozmawiał Patryk Słowik