Nowelizacja przepisów dotyczących upadłości konsumenckiej, która weszła w życie 1 stycznia tego roku, zdecydowanie złagodziła rygory ogłoszenia upadłości konsumenckiej, wykluczając oddłużenie tylko tych osób, które popadły w kłopoty z powodu winy umyślnej lub rażącej niedbałości. Zmiana spowodowała zdecydowany wzrost składanych wniosków i ogłaszanych przez sąd upadłości. O ile pod rządami starych przepisów od 2009 do 2015 r. ogłoszono tylko kilkadziesiąt upadłości, to od stycznia tego roku upadło już 1,5 tys. konsumentów.
"W naszej ocenie ta liberalizacja poszła chyba za daleko" - mówił Białek na VII kongresie prawa restrukturyzacyjnego i upadłościowego zorganizowanym przez Instytut Allerhanda, wskazując na "skokową" tendencję wzrostu liczby upadłości. Podnosił, że eksperci ZBP zastanawiają się, "czy to przesunięcie granic uprzywilejowania konsumentów to jeszcze ochrona, czy wręcz zachęta do postaw roszczeniowych".
Zdaniem Białka dla wierzycieli kluczowy jest określony na nowo w przepisach upadłościowych cel postępowania, którym jest w pierwszej kolejności oddłużenie osoby fizycznej, a dopiero jeśli to jest możliwe, zaspokojenie roszczeń wierzycieli w jak najwyższym stopniu.
"Prymat oddłużeniowy nad zaspokojeniem wierzyciela jest wpisany w cel ustawy" - podkreślił. Jak mówił, z punktu widzenia banków istotne jest także skrócenie okresu wykonywania planu spłaty wierzycieli przez upadłego, czyli - jak powiedział - "skrócenie swoistego okresu próby", a także zwiększenie kwot wydzielonych na zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych, co - jak mówił - w niektórych przypadkach powoduje istotne uszczuplenie masy upadłości.
Jednak, jak podkreślił, "celem banków nie jest zwalczanie instytucji upadłości konsumenckiej". Jak mówił, banki stoją jednak przed wyzwaniem przystosowania się do tych przepisów, zwłaszcza, że kredyty konsumenckie od lat mają najwyższy wskaźnik niespłacanych należności.
Według Białka środowisko bankowe wypracowało już konkretne rozwiązania w związku z wejściem w życie nowych przepisów. Po pierwsze poprawiły one - jak mówił - wzajemną wymianę informacji, gdyż do tej pory skupiały się na systemach wymiany informacji takich jak BIK. Stosunkowo rzadko korzystały natomiast np. z przepisu Prawa bankowego, który stanowi, że każdy bank na żądanie drugiego ma obowiązek udzielenia informacji niezbędnych do oceny zdolności kredytowej czy wykonywania bezpośrednich zobowiązań. Jak wskazywał, jest to istotne, gdyż banki są najbardziej ze wszystkich instytucji narażone na oszustwa, wyłudzenia.
"Codziennością banków jest, że w zakresie części obrotu konsumenckiego spotykamy się z ogromną ilością składania fałszywych oświadczeń czy zatajania zobowiązań. (...) To powoduje też ogromne ryzyko" - mówił.
Bankom nie podoba się także, iż obecne przepisy upadłościowe sprawiają, że trudno o zmianę planu spłaty wierzycieli w sytuacji znacznej poprawy sytuacji majątkowej.
Jak mówił, banki z większą uwagą badają obecnie zdolność kredytową wnioskujących, tym bardziej, że w ostatnim czasie przyjęto wiele ustaw, które wymuszają większą "wstrzemięźliwość" banków dla określonych osób czy wobec określonych produktów. Wymienił tu m.in. przepisy dot. dziedziczenia z dobrodziejstwem inwentarza i regulacje dot. misselingu.
Jednak według Macieja Geromina, eksperta Instytutu Allerhanda statystyki dotyczące upadłości konsumenckiej pokazują, że długi upadających konsumentów - wbrew początkowym obawom - wcale nie są wysokie.
"Wydawało się, że będą to większe kwoty, tymczasem tak naprawdę większość dłużników to osoby z zadłużeniem, które wynosi kilka-kilkadziesiąt tysięcy złotych, następnie jest to kwota 100-150 tys. zł, a stosunkowo niewiele, gdzie długi sięgałyby kilkuset tysięcy złotych" - mówił Geromin podczas kongresu. Jak powiedział, nie ma w tej chwili problemu związanego z kredytami hipotecznymi, czego obawiano się w procesie legislacyjnym. Przypomniał także, iż ZBP w trakcie prac legislacyjnych nad ustawą przestrzegało, że w pierwszym roku po wejściu w życie ustawy upadłość konsumencką ogłosi 100 tys. osób.