Polski kierowca nie uniknie kary za przewinienia za granicą. Nasze służby, choć namierzą sprawcę z innego kraju i zdobędą o nim niezbędne informacje, nie potrafią mu wlepić mandatu.
/>
Jeśli polskiego kierowcę uwieczni np. austriacki fotoradar, tamtejsze służby drogowe wnioskują do naszego Krajowego Punktu Kontaktowego, działającego od końca kwietnia ubiegłego roku w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, o przekazanie danych właściciela auta. Podobne pytania polskie władze mogą zadawać podobnym instytucjom w innych krajach.
Na początku działalności polskiego KPK dało się zauważyć ogromną dysproporcję pod względem liczby zapytań. W ciągu trzech pierwszych miesięcy zagraniczne służby pytały o dane polskich kierowców 25 tys. razy (97 proc. zapytań pochodziło z Austrii, ok. 2,6 tys. z Litwy, ponad 1 tys. z Niemiec). W tym samym czasie Polska skorzystała z tej możliwości zaledwie 702 razy. Teraz mamy równowagę. Z danych MSW wynika, że w ostatnim czasie Polska zadaje niemal tyle samo pytań o kierowców, co kraje, które do nas zwracają się z tą samą prośbą. I tak np. jak Austria w maju tego roku skierowała ponad 2,9 tys. zapytań, tak strona polska o dane austriackich kierowców pytała ponad 2,7 tys. razy. W przypadku pozostałych państw najczęściej korzystających z naszego KPK, tj. Niemiec, Węgier i Litwy, proporcje są wyrównane.
Mogłoby się wydawać, że Polska wreszcie zaczęła korzystać z nowego narzędzia, które zmusi zagranicznych kierowców do przestrzegania przepisów drogowych na naszych drogach. Okazuje się jednak, że za liczbą zapytań kierowanych przez stronę polską nie idą efekty w postaci nakładanych mandatów. Przyznają to w rozmowie z nami przedstawiciele służb korzystających z usług KPK. – Dzięki KPK dowiadujemy się tylko, do kogo należy samochód. I na tym przeważnie się kończy – mówi jeden z pracowników inspekcji transportu drogowego nadzorującej sieć fotoradarów. Jak dodaje Łukasz Majchrzak z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD), od momentu uruchomienia KPK w zeszłym roku inspekcja wystawiła zagranicznym kierowcom niespełna 1,2 tys. mandatów. Dla porównania w całym 2014 r. CANARD przeanalizowało 1,5 mln zdjęć z fotoradarów, z czego ok. 300 tys. dotyczyło obcokrajowców. A więc można w przybliżeniu założyć, że skuteczność jest na poziomie niespełna 1 proc.
Równie słabe efekty odnotowują strażnicy miejscy. – Wysyłaliśmy zapytania do KPK, ale po pewnym czasie doszliśmy do wniosku, że nie ma to sensu – przyznaje mł. insp. Łukasz Stasiak ze straży gminnej w Potęgowie (woj. pomorskie). Jak tłumaczy, w zdecydowanej większości korespondencja była ignorowana. W pozostałych przypadkach kierowcy wskazywali np. inną osobę, po czym okazywało się, że podany adres nie istnieje lub nie mieszka pod nim wskazana osoba. Sprawę trzeba było umorzyć. – W wielu przypadkach pojawiają się polskobrzmiące nazwiska, prawdopodobnie są to Polacy zameldowani w innych krajach i jeżdżący na zagranicznych rejestracjach. Takie osoby również pozostają bezkarne – wskazuje Stasiak.
Zapytaliśmy austriackich urzędników o efekty ich działań podejmowanych w stosunku do polskich kierowców. Od tamtejszego ministerstwa spraw wewnętrznych dowiadujemy się jedynie, że w 2015 r. do polskiego KPK skierowano już 22 tys. zapytań. – Egzekwowanie odpowiedzialności od polskich kierowców działa w sposób satysfakcjonujący – dodaje Gerhard Schoenbacher z austriackiego MSW.
Można jednak założyć, że tam skuteczność w ściąganiu grzywien jest większa niż w Polsce. To efekt stosowanych za granicą przepisów. Kraje takie jak Austria czy Niemcy stosują tryb administracyjny w przypadku zdjęć z fotoradarów. Oznacza to, że po ustaleniu danych właściciela pojazdu automatycznie nakładana jest na niego grzywna. Co więcej, trudno jej uniknąć. Dzięki regulacjom unijnym organ kraju członkowskiego nakładający karę pieniężną, np. sąd czy policja, może wystąpić do polskiego sądu o jej egzekucję.
Tymczasem w Polsce stosowany jest wciąż tryb wykroczeniowy, który wymaga ustalenia sprawcy. A jeśli nie sposób go ustalić, nie ma kogo pociągnąć do odpowiedzialności. Co prawda można ukarać właściciela pojazdu za niewskazanie sprawcy, ale znów – odnosi się to tylko do polskich kierowców. Regulacje unijne nie przewidują takiej możliwości w stosunku do kierowców z innych państw członkowskich. Na podstawie unijnej dyrektywy cross border enforcement kierowcy mogą być pociągnięci do odpowiedzialności np. za przekroczenie prędkości, przejazd na czerwonym świetle, niezapięte pasy, niedozwolone używanie telefonu komórkowego czy korzystanie z niewłaściwego pasa ruchu (używanego wyłącznie w sytuacjach awaryjnych lub wykorzystywanego przez transport publiczny).