Wiem, że dla niektórych współpraca ze mną nie jest łatwa. Angażując się w coś, niekoniecznie oglądam się na innych, nawet wtedy, gdy naprawdę by wypadało
Droga zawodowa mec. Stefana Muchy, dziekana toruńskiej OIRP, a od niedawna także rzecznika prasowego całego samorządu radców, zaczęła się w agencji reklamowej.
Droga zawodowa mec. Stefana Muchy, dziekana toruńskiej OIRP, a od niedawna także rzecznika prasowego całego samorządu radców, zaczęła się w agencji reklamowej.
Zanim rozpoczął studia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, uzyskał tytuł zawodowy – technik mechanik o specjalności aparatura kontrolno-pomiarowa i mechaniczna automatyka przemysłowa, bo jego ojcu zależało, aby syn przede wszystkim miał fach w ręku. Sam jednak specjalnie nie palił się do pracy w warsztacie. Chciał studiować inne dziedziny. Przez długi czas myślał o dziennikarstwie. Jednak wówczas toruński uniwersytet tego kierunku nie miał w swojej ofercie. Wybrał więc prawo, za to młodzieńcze marzenie o studiach dziennikarskich zwieńczyła w tym roku tytułem magistra jego córka. Sam zresztą też do końca ze swoich planów nie zrezygnował, publikował bowiem w pismach drugiego obiegu takich jak „Wolne Słowo” czy „Nawa”. Był też dziennikarzem tygodnika katolickiego „Pielgrzym”, publikował we „Wprost” i na portalach internetowych, a obecnie pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego dwumiesięcznika „Radca Prawny”.
Po uzyskaniu dyplomu nie wybrał tradycyjnej, prawniczej ścieżki kariery. Zrobił kurs na samodzielnego księgowego – bilansistę i zaczął pracować w agencji reklamowej „Graf” jako dyrektor finansowy.
– Nie wspominam tego okresu ze wzruszeniem, ponieważ wiązał się z regularnymi kontrolami ZUS-u i urzędu skarbowego, a to było stresujące. Z drugiej jednak strony na pewno zdobyłem ciekawe doświadczenie i wiedzę z zakresu prawa podatkowego – tłumaczy Stefan Mucha. W agencji, poniekąd z rozpędu, zajmował się też sprawami prawnymi i wówczas coraz intensywniej zaczął myśleć o aplikacji radcowskiej. Dostał się na nią za trzecim razem, co, biorąc pod uwagę ówczesne realia, ujmy mu nie przynosi.
Praca w dużej agencji reklamowej, współpracującej z globalnymi markami rozwinęła jego prawnicze wyczucie biznesu i spraw gospodarczych. W międzyczasie był wspólnikiem w spółce zajmującej się wydarzeniami kulturalnymi. Organizował m.in. trasę koncertową „Atlas kolęd polskich”, w ramach której rodziny Pospieszalskich i Steczkowskich występowały z muzykami towarzyszącymi. Miał też ciekawy epizod w roli scenarzysty programu dla młodzieży 89 Plus, który był skierowany do dzieci z rocznika 89 oraz młodszych i skupiał się na ich rozwoju personalnym.
Po zdanym egzaminie radcowskim bardziej ciągnęło go jednak do zawodu prawnika aniżeli do pracy menedżera. Założył wówczas własną kancelarię, która, jak sam mówi, w różnym czasie była bardziej lub mniej aktywna – zwłaszcza w zakresie prawa autorskiego, umów gospodarczych i prawa reklamy.
Zanim jednak definitywnie pożegnał się z „Grafem” i objął stanowisko radcy prawnego w Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki czasu” w Toruniu, to w agencji zdążył jeszcze zasiąść na fotelu prezesa zarządu.
W centrum sztuki jednak też długo nie popracował w roli klasycznego prawnika. Szybko objął bowiem posadę dyrektora tej instytucji. W ten sposób znów miał okazję połączyć doświadczenie menedżerskie z prawniczym. – Obecnie toruńskie centrum jest największą tego typu instytucją w naszej części Europy, jednak gdy zaczynałem tam pracę, to ono dopiero budowało się i raczkowało. W ciekawym zespole współpracowników udało nam się doprowadzić do otwarcia nowej karty w historii miasta Kopernika. Dla mnie jako prawnika było to również ciekawe doświadczenie ze względu na współpracę międzynarodową i różnorodność dziedzin prawa, z którymi się wówczas zetknąłem – mówi radca prawny.
Trzy lata w jednym miejscu wystarczyły, aby zaczął myśleć o nowym zajęciu. – Wróciło moje strategiczne zamierzenie, żeby skoncentrować się już tylko na świadczeniu pomocy prawnej, w szczególności na sprawach gospodarczych, mediacjach i negocjacjach. I tym się w dużej mierze zajmuję do dziś – mówi prawnik. Polubownym rozwiązywaniem sporów zainteresował się zresztą o wiele wcześniej. A chcąc wzbogacić swoje kompetencje w tym zakresie, ukończył nawet dwuletnie podyplomowe studium poradnictwa psychologicznego. Pomogło mu to także w pracy szkoleniowej, w której jest aktywny do dzisiaj, zajmując się szkoleniami prawniczymi i menedżerskimi.
Do dziś jest też członkiem rady nadzorczej spółki Przewozy Regionalne, w której zasiada od czasów szefowania toruńskim centrum sztuki.
Stefan Mucha równie aktywny jak na polu zawodowym, jest w sferze samorządowej. Był inicjatorem akcji propagującej profilaktykę prozdrowotną wśród radców prawnych. A od 5 lat jest dziekanem izby toruńskiej. Najwięcej satysfakcji czerpie z pracy z aplikantami. – Traktuje ich surowo, ale też w sposób niezwykle partnerski – podkreśla sędzia Sądu Okręgowego w Toruniu Andrzej Walenta, który często współpracuje z toruńską izbą m.in. przy szkoleniu aplikantów.
Niedawno Stefan Mucha objął funkcję rzecznika prasowego Krajowej Rady Radców Prawnych. – Swoją nową rolę widzę nie bez obaw. Nawet będąc radcą prawnym i znając specyfikę samorządu, to jednak profesjonalnym rzecznikiem prasowym nie jestem – mówi. Pomimo to już teraz jednym tchem wymienia priorytety, na których będzie się koncentrował. – Z jednej strony chcemy promować samorząd wśród radców prawnych, bowiem tylko niewielka część angażuje się w jego działania. Z drugiej zależy nam na popularyzowaniu naszego zawodu na zewnątrz – zaznacza. A kontakt z mediami? – Na pewno chcielibyśmy poszerzyć portfel mediów, z którymi się komunikujemy. I korzystając z pomocy rzeczników prasowych w izbach okręgowych chcielibyśmy dotrzeć do prasy i telewizji regionalnej – deklaruje.
Współpraca z innymi ludźmi to dla niego podstawa wszelkiego działania: – Ktoś musi uzupełniać moje braki – podkreśla. Wiem, że dla niektórych współpraca ze mną nie jest łatwa. Bywam wybiórczo konsekwentny i angażując się w coś, niekoniecznie oglądam się na innych, nawet wtedy, gdy naprawdę by wypadało.
Mówi, że kocha życie rodzinne i chętnie spędza czas z żoną i czwórką swoich dzieci (lat 25, 22, 18, 16). Zawsze też był fanem sportu, a zwłaszcza tenisa. Współpracuje przy organizacji cyklicznego turnieju WTA w Katowicach i był członkiem zarządu fundacji, która założyła Akademię Tenisową Karoliny Woźniackiej. Zamiłowanie do tego sportu dzieli z synami, którzy są sędziami i instruktorami tenisowymi, a jeden nawet czynnym zawodnikiem.
Sam na poważnie trenował jednak... szermierkę. Pracował już dorywczo w szkole średniej i na studiach (malując kominy) i nie miał czasu na aktywne uprawianie sportu. Nadrobił po trzydziestce, bo dopiero wtedy nauczył się jako tako pływać, a po czterdziestce jeździć na nartach. Skromny, ale codzienny wysiłek sportowy traktuje jako naturalny obowiązek. – Trochę żałuję, że moje życie nie było ściślej związane ze sportem, za to moi synowie nadrabiają. Cieszę się, że nie trapią ich kontuzje. Chociaż mój najmłodszy syn rozbił sobie kiedyś łuk brwiowy na zajęciach... szachowych – śmieje się mec. Mucha.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama