Nie można zaakceptować sytuacji, w której reprezentowana przez fachowego pełnomocnika strona stara się osiągnąć satysfakcjonujące ją rozstrzygnięcie poprzez czyn zabroniony, jakiego ów prawnik się dopuszcza.
Sprawa dotyczyła dwóch mężczyzn: ojca i syna, którzy grozili swojemu przeciwnikowi procesowemu w sporze cywilnym. Chodziło więc o czyn z art. 191 par. 1
kodeksu karnego zagrożony karą do trzech lat pozbawienia wolności. Istotne jest to, że młodszy z mężczyzn był także aplikantem radcowskim i w tej roli występował przed sądem jako pełnomocnik starszego (działał z upoważnienia udzielonego mu przez radcę prawnego ustanowionego przez ojca).
Do zdarzenia objętego oskarżeniem z wyżej wymienionego
przepisu doszło kilka dni po rozprawie. Postępowanie zostało jednak umorzone, ponieważ, zdaniem sądu, społeczna szkodliwość czynu była znikoma. Pokrzywdzony jednak nie odpuścił, w efekcie czego jego pełnomocnik zaskarżył wyrok dotyczący gróźb.
Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał, że apelacja jest jak najbardziej uzasadniona (wyrok z 8 lipca 2015 r., XVII Ka 480/15). Wskazał, że rację ma skarżący wysuwający swoje zastrzeżenia co do oceny społecznej szkodliwości czynów, nie sposób też bezkrytycznie przyjąć stanowiska sądu I instancji, który argumentował, że działanie aplikanta i jego ojca było nieprzemyślane i impulsywne, a ich wypowiedzi, choć niepotrzebne, padły pod wpływem odczuć związanych z rozprawą i istniejącym konfliktem stron.
Sąd odwoławczy zauważył, że o ile starszy z mężczyzn skierował sporne słowa pod adresem swojego przeciwnika procesowego w dniu rozprawy, to jego syn zrobił to po ponad tygodniu – trudno więc mówić o emocjach i impulsie wywołanym wydarzeniami na sali sądowej. Sąd zwrócił też uwagę na to, że młodszy z mężczyzn z racji posiadania prawniczego wykształcenia musiał mieć świadomość wagi swoich wypowiedzi i konsekwencji, jakie mogą za nimi podążać. A jako aplikant, występujący w określonej roli procesowej i przygotowujący się do wykonywania zawodu zaufania społecznego, powinien pamiętać o obowiązujących go standardach zachowania.
Sąd przywołał m.in. zapisy Kodeksu etyki
radcy prawnego, odnoszące się również do aplikantów radcowskich, a także stanowisko Trybunału Konstytucyjnego zawarte w wyroku z 2 lipca 2007 r. (sygn. akt K 41/05). Wedle wyroku TK wykonywanie zawodu zaufania publicznego określane jest dodatkowo normami etyki zawodowej, treścią ślubowania, tradycją korporacji zawodowej czy szczególnym charakterem wykształcenia wyższego i uzyskanej specjalizacji (na aplikacji), a ustawodawca może narzucić zainteresowanym wymóg spełniania określonych warunków dotyczących np. kwalifikacji moralnych, takich jak nieskazitelny charakter.
Sąd okręgowy przypomniał, że z racji występowania w roli fachowego pełnomocnika aplikant powinien działać, zachowując zasady etyki zawodu radcy prawnego i jednocześnie przestrzegając obowiązującego
prawa. Tym samym nie zasługuje na aprobatę kierowanie przez niego (i jego ojca) do strony przeciwnej toczącego się sporu słów zawierających groźby. Nie tłumaczy go to, że z osobą, którą reprezentował, łączy go więź emocjonalna, gdyż decydując się zostać pełnomocnikiem ojca, powinien zachować dystans do sprawy, starannie ważyć słowa i zachować spokój.
Aplikant radcowski, występujący w określonej roli procesowej i przygotowujący się do wykonywania zawodu zaufania społecznego, powinien pamiętać o obowiązujących go standardach zachowania. Nawet gdy reprezentuje własnego ojca
Podsumowując,
sąd wskazał, że nie sposób jest zaakceptować taką sytuację, w której strona reprezentowana przez fachowego pełnomocnika osiąga satysfakcjonujące ją rozstrzygnięcie poprzez czyn zabroniony, jakiego ten pełnomocnik się dopuszcza. Tym bardziej naganne jest, gdy do bezprawnych gróźb posuwa się aplikant radcowski występujący przed sądem jako profesjonalny pełnomocnik.
Sąd Okręgowy w Poznaniu uchylił wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Więcej kultury! Sposób bycia niektórych pełnomocników na sali sądowej pozostawia wiele do życzenia. Cyniczne uwagi wypowiadane pod nosem, charakterystyczna mowa ciała, wzdychanie i inne dźwięki wydawane w trakcie rozprawy są już coraz rzadsze, ale niestety nadal można je zaobserwować czy usłyszeć.
Dziwi mnie chęć zaimponowania swojemu klientowi przez niektórych mecenasów takim właśnie zachowaniem. Powinno ono być absolutnie lekceważone przez pozostałych uczestników procesu, chyba że zostały przekroczone pewne granice. Za takie zaś bez żadnych wątpliwości uznać należy kierowanie gróźb, a nawet postępowanie sugerujące, że zdarzy się coś negatywnego lub niepokojącego.
Ponieważ podwyższone zasady kultury osobistej i standardy poprawnego zachowania, jak również obowiązek przestrzegania prawa w każdym jego aspekcie i każdej sytuacji dotyczą nie tylko radców prawnych, ale także aplikantów, satysfakcjonujące jest każde orzeczenie, które ukraca podobne praktyki. Nie widzę innego wyjścia, jak skazujący wyrok sądu karnego w sytuacji, gdy pełnomocnik kierował groźby do drugiej strony lub jej pełnomocnika. Stanowczo także sąd powinien zacząć ukracać pospolitą bezczelność i chamstwo, które, choć coraz rzadziej, nadal bywa obecne.