Adam Bodnar ma 38 lat, nie zrobił habilitacji, ale jest najbardziej rozpoznawanym prawnikiem zajmującym się prawami człowieka. Tego RPO chcieli i politycy, i organizacje pozarządowe.
Zawsze ubrany nienagannie w ciemne garnitury, zawsze ma czas wytłumaczyć, skomentować, oddzwonić – sznyt ewidentnie korporacyjny. Choć Adam Bodnar pracę w korporacji, a konkretnie w kancelarii Weil, Gotshal & Manges, gdzie zajmował się kwestiami prywatyzacji i fuzji, porzucił ponad dekadę temu, zamiłowanie do korporacyjnego zarządzania i zachowań w nim pozostało.
W 2004 r. trafił za namową prof. Witolda Osiatyńskiego do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zamienił wygodne życie prawnika ze szklanego gabinetu na zajmowanie się trudnymi sprawami litygacji strategicznej. To zmiany prawa dokonywane na wniosek organizacji pozarządowych poprzez doprowadzanie do przełomowych wyroków w Sądzie Najwyższym, Trybunale Konstytucyjnym czy nawet w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Od chwili gdy zaczął kierować Programem Spraw Precedensowych, wiedział, że siłą spraw, które prowadzi, będzie ich nagłaśnianie i wskazywanie za ich pomocą konkretnych problemów prawnych i społecznych. Zajmował się więc tak głośnymi przypadkami, jak wygrana przed Strasburgiem w sprawie zakazanej przez Lecha Kaczyńskiego Parady Równości, wygrana Alicji Tysiąc, której lekarz odmówił aborcji, choć były ku temu przesłanki medyczne, czy równie głośną sprawą państwa Wojnarowskich z Łomży, którym po odmowie badań prenatalnych urodziło się dziecko z poważną wadą genetyczną.
– Wszystkie te sprawy były medialne, a Bodnar umiał nie tylko zajmować się nimi przed sądami, ale także sprawnie, jasno tłumaczyć je mediom. Szybko wyrósł więc na najbardziej rozpoznawanego prawnika od praw człowieka – opowiada nam jeden z dziennikarzy od lat zajmujący się tą tematyką.
– To, co wielu prawników czy pracowników organizacji pozarządowych przerastało, czyli umiejętność pokazania tego, co się robi, było i jest jego bardzo mocną stroną – przytakuje Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon, która z Bodnarem w sprawach związanych z prawem do prywatności współpracuje od lat.
Szybko awansował w HFPC. Najpierw na sekretarza zarządu, potem na wiceprezesa, praktycznie stał się twarzą fundacji. Szczególnie od 2005 r., kiedy wybuchła afera z więzieniami CIA w Polsce.
HFPC mocno zaangażowała się w wyjaśnianie tej sprawy i to znowu Bodnar starał się rozwikłać rolę polskiego rządu: czy wiedział i czy pozwalał na stosowanie w Polsce tortur. Mocny nacisk kładła też fundacja pod jego wpływem na problem długich, wydobywczych aresztów tymczasowych, i to nawet w przypadku spraw kibiców: Macieja Dobrowolskiego i Piotra „Starucha” Staruchowicza.
Za kandydaturą Bodnara na RPO przemawiało więc wiele. Apel organizacji pozarządowych pod hasłem „Nasz Rzecznik” wystosowany na początku czerwca był początkowo tylko happeningiem, który miał zwrócić uwagę na słabe działania obecnego RPO. Niespodziewanie – także dla wielu działaczy pozarządowych – okazało się jednak, że Bodnar ma silne poparcie polityczne w PO i został wystawiony jako oficjalny kandydat większości parlamentarnej.
Nowy rzecznik budzi też spore kontrowersje wśród konserwatystów ze względu na swoje lewicowe przekonania, szczególnie aktywną obronę mniejszości seksualnych i prawa do aborcji.
Problemy jednak dopiero przed nim. Kiedy obejmie urząd, okaże się, czy i jako urzędnik będzie potrafił wprowadzić korporacyjne zasady pracy i zmienić tę z lekka skostniałą instytucję.