Kiedy – z zainteresowaniem – śledziłem toczącą się na łamach DGP kilka tygodni temu dyskusję o mediach społecznościowych, pomyślałem sobie, że oprócz opinii ważne jeszcze są fakty.

ikona lupy />
Maciej Bobrowicz / Dziennik Gazeta Prawna
Kto pamięta, jak długo istnieje Gmail, Facebook i Twitter?
Gmail został uruchomiony w kwietniu 2005 roku, Twitter w lipcu 2006 roku, a Facebook we wrześniu 2006 roku.
Istnieją od 10 lat, mają miliony użytkowników, a wydaje się, że niektórzy prawnicy dopiero je odkrywają...
Pięć lat temu w „Harvard Business Review” David Edelman opublikował ciekawy artykuł pt. „Budowanie marki w epoce cyfrowej” z jeszcze ciekawszym podtytułem: „Wydajesz pieniądze nie tam, gdzie trzeba”. W tradycyjnej gospodarce klient podejmował decyzję o zakupie według modelu lejka – przeszukiwał rynek i spośród wszystkich dostępnych marek drogą eliminacji wybierał tę właściwą. Kanały komunikacji – czasopisma, telewizja i radio – miały doprowadzić klienta do sprzedawcy. Kiedy już doszło do sprzedaży, relacja między sprzedawcą a kupującym w zasadzie się kończyła.
Ten model zakupowy odchodzi do przeszłości. Dziś spotykamy się z olbrzymią liczbą marek za pośrednictwem wielu kanałów informacji: witryn internetowych, Facebooka, rozmaitych forów i blogów, elektronicznych pism i cyfrowego radia. Różnica jest fundamentalna: ten proces odbywa się poza kontrolą sprzedawców. Dziś sprzedaż zaczyna się inaczej – od wachlarza skojarzeń, które nasuwają się jako pierwsze w związku z daną usługą czy marką – a informacja o nich pochodzi nie tylko od sprzedawcy, lecz także z rekomendacji przyjaciół, opinii znajomych czy recenzji i ocen uczestników rozmaitych grup internetowych. Potencjalny klient pod wpływem tych informacji dodaje i odejmuje poszczególne marki z ogólnej puli. Stroną aktywną jest potencjalny nabywca, który inicjuje kontakty ze sprzedawcą. Co ciekawe, sam zakup usługi czy produktu nie kończy relacji między sprzedawcą a klientem. Zadowoleni zaczynają produkt czy usługę rekomendować w internecie, niezadowoleni oczywiście wręcz przeciwnie. To zupełnie inny model podejmowania decyzji o zakupie usług i towarów przez klientów.
Czy wiemy, jakich serwisów społecznościowych używają najczęściej prawnicy? Z raportu American Bar Association wynika, że nasi amerykańscy koledzy poświęcają prawie dwie godziny tygodniowo na „bycie w social mediach”. 52 proc. prawniczych firm i 33 proc. prawników jest obecna na Facebooku. LinkedIn jest zdecydowanie najbardziej popularnym zawodowym serwisem społecznościowym –używa go aż 96 proc. prawników i 90 proc. kancelarii!
Uwaga: 24 proc. firm prawniczych prowadzi blogi.
Na koniec ważna informacja: dla 44 proc. prawników przyczyną obecności w mediach społecznościowych jest client development, czyli poszukiwanie klientów i utrzymywanie z nimi relacji!
Kiedyś usiłowano udowodnić wyższość ekonomii socjalistycznej nad kapitalistyczną, kwestionując funkcjonujące prawa rynku... Te prawa zdmuchnęły socjalizm z powierzchni ziemi (choć przyglądając się wydarzeniom w Grecji, zaczynam wątpić w tę tezę). Potem prawnicy kwestionowali istnienie marketingu usług prawniczych. Ci, którzy tak twierdzili, odeszli na „zasłużone emerytury”. Nastał czas na internet i media społecznościowe. Ci, którzy tego nie zauważą, zapewne podzielą los Kodaka i Nokii.
PS. Jeśli ktoś myślał, że dziś świat się kończy na Facebooku, niech sprawdzi, co to jest Snapchat – w ciągu 44 miesięcy pozyskał 100 mln aktywnych użytkowników. I jeszcze interesująca informacja z ,,Financial Times” sprzed paru dni: wydatki na aktywność w mediach społecznościowych pochłoną aż 60 proc. planowanego budżetu na kampanię wyborczą w USA w 2016 roku. Pozostawiam tę informację bez komentarza.
52 proc. prawniczych firm i 33 proc. prawników jest obecna na Facebooku. LinkedIn jest zdecydowanie najbardziej popularnym zawodowym serwisem społecznościowym – używa go aż 96 proc. amerykańskich prawników i 90 proc. kancelarii!