ikona lupy />
Dr Szymon Pawelec, adwokat, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji UW, wiceprezes Rady Naukowej Ośrodka Badawczego Adwokatury NRA / Dziennik Gazeta Prawna
Opinia
Każdy Polak ma prawo domagać się od własnego kraju ochrony przed przekazaniem go do obcego państwa.
Sąd Apelacyjny we Wrocławiu prawomocnie odmówił ekstradycji polskiego obywatela do Stanów Zjednoczonych w celu poprowadzenia przeciwko niemu postępowania dotyczącego podejrzenia przekupstwa menedżerskiego. W wydanym 9 lipca 2015 r. postanowieniu sąd przychylił się do argumentacji obrońców ściganego, iż w świetle generalnej konstytucyjnej i konwencyjnej zasady niewydawania własnych obywateli przesłanki odmowy wydania Polaka stronie amerykańskiej nie mogą być interpretowane zawężająco, na niekorzyść ściganego. Z dużą aprobatą należy przyjąć, że po kilkuletnim postępowaniu sąd dokonał prawomocnego rozstrzygnięcia, które odpowiada ustrojowym standardom ochrony własnych obywateli przez Polskę w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Na podkreślenie zasługuje dokonana przez sąd wnikliwa ocena prawna sprawy, przeprowadzona z odwołaniem do pełnej podstawy normatywnej ekstradycji: zarówno do konstytucji RP (art. 55), postanowień konwencyjnych (polsko-amerykańska umowa o ekstradycji z 1996 r.), jak i kodeksowych (przede wszystkim art. 604 k.p.k., interpretowany na tle umowy polsko-amerykańskiej z uwzględnieniem reguły subsydiarności z art. 615 par. 2 k.p.k.). Cechą szczególną rozstrzyganej sprawy była również ta okoliczność, że z pomocą swoich obrońców ścigany od dawna podejmował starania w celu całkowitego wyjaśnienia sprawy w kraju i poddania jej pod osąd polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Przejaw suwerenności
Z uwagi na występowanie w przywołanej w sprawie w charakterze obrońcy ściganego i wiążącą mnie z tego tytułu tajemnicę zawodową nie mogę podawać szczegółów dotyczących samego postępowania. Odnosząc się jednak do upublicznionej treści orzeczenia, warto podkreślić, jak ważną regułą ogólną jest zakaz ekstradycji przez Polskę własnego obywatela. Jest to jeden z przejawów suwerenności państwa polskiego, obejmującej także zasadniczy monopol w zakresie wymierzania sprawiedliwości swoim obywatelom. Każdy Polak ma prawo domagać się od własnego kraju ochrony przed przekazaniem go do obcego państwa, zarówno w celu poprowadzenia przeciwko niemu postępowania, jak i odbycia kary. Trzeba także pamiętać, że z perspektywy konstytucyjnej ekstradycja stanowi całkowitą ostateczność, środek znajdujący zastosowanie wyłącznie wtedy, kiedy ze zobiektywizowanych powodów sprawiedliwość w danej sprawie nie mogłaby w żaden sposób zostać wymierzona w Polsce. Natomiast w sytuacji, kiedy polski obywatel podejmuje konsekwentne starania w celu poddania swojej sprawy pod ocenę polskiego wymiaru sprawiedliwości – a tak było w tym przypadku – to fundamentalne i w istocie jedyne ratio ekstradycji całkowicie odpada. Nie istnieje bowiem żadne celowościowe ani aksjologiczne uzasadnienie ku temu, aby pozbawiać polskiego obywatela jego konstytucyjnej ochrony i przekazywać obcemu państwu, zamiast osądzić go w kraju.
Co warte szczególnego podkreślenia – a co niestety umyka w niektórych judykatach, koncentrujących się na technicznych aspektach ekstradycji – zasadniczy zakaz wydawania własnych obywateli znajduje silne wsparcie nie tylko na gruncie konstytucyjnym, lecz także w samej polsko-amerykańskiej umowie o ekstradycji. Umowa ta wyraźnie zastrzega w art. 4 ust. 1, że żadne z umawiających się państw nie jest zobowiązane do wydawania własnych obywateli. To fundamentalne zastrzeżenie wymaga poszanowania w toku interpretacji dalszych przepisów tej umowy, która w swojej istocie ma bardzo generalny charakter i w żadnym innym miejscu nie odnosi się już do newralgicznej kwestii, jaką jest ochrona własnych obywateli na tle ogólnej współpracy ekstradycyjnej.
Ameryka potrafi
Mając zatem na uwadze wyjściowy zakaz ekstradycji polskich obywateli, wszelkie odstępstwa od niego należy interpretować wąsko jako regulacje wyjątkowe. W tym kontekście należy przyjąć, że jedynie w sytuacji, w której umowa międzypaństwowa w sposób wyraźny regulowałaby kwestie dopuszczalności wydania polskiego obywatela inaczej, niż czyni to polski kodeks, powinna ona znajdować przed nim pierwszeństwo. Jeśli natomiast umowa o ekstradycji milczy na temat okoliczności wskazanych w polskim k.p.k. jako przesłanki odmowy wydania osoby obcemu państwu, nie można w żadnym wypadku domniemywać, że w zakresie objętym milczeniem zezwala ona na podejmowanie rozstrzygnięć wbrew wyjściowemu zakazowi z art. 4 ust. 1 oraz wbrew polskim rozwiązaniom kodeksowym.
Patrząc na praktykę orzeczniczą, warto dodać, że zakaz ekstradycji własnych obywateli jest szczególnie silnie eksponowany przez sądy amerykańskie i tamtejszą naukę prawa, a wszelkie wyjątki od niego rozumiane są skrajnie wąsko. W tym kontekście w pełni uzasadnione wydaje się, aby analogiczny standard ochrony dominował w polskiej judykaturze.
Rola sądu
Należy też pamiętać o kluczowej roli sądu w podejmowaniu rozstrzygnięcia w przedmiocie ekstradycji. Pobieżna lektura polsko-amerykańskiej umowy, ograniczona do zapoznania się z jej wybranymi postanowieniami, może prowadzić do wniosku, że najważniejsze decyzje w przedmiocie ekstradycji do USA podejmuje minister sprawiedliwości. Interpretacja taka jest jednak tylko częściowo poprawna. Nadrzędna norma, wyrażona w art. 55 ust. 5 konstytucji RP, nie pozostawia bowiem najmniejszych wątpliwości, że merytoryczna decyzja w przedmiocie ekstradycji jest domeną sądu i to sąd jest organem, który rozstrzyga o wydaniu polskiego obywatela. W tym zakresie zgadzam się w pełni z argumentacją eksponowaną przez prof. Piotra Kruszyńskiego (z którym miałem przyjemność występować wspólnie w komentowanej sprawie), że próba takiego interpretowania postanowień umowy polsko-amerykańskiej, które ograniczałoby pozycję sądu w toku procedury ekstradycyjnej, jest całkowicie niedopuszczalna. Nie można sprowadzać roli sądu do służby doręczeniowej czy też pasa transmisyjnego do pośredniczenia pomiędzy organami obcego państwa a polskim ministerstwem. To sąd dokonuje merytorycznej oceny możliwości wydania polskiego obywatela do Stanów Zjednoczonych. Jedynie w sytuacji, w której wyjątkowo zgodziłby się na takie wydanie, na zasadzie słuszności interweniować może minister sprawiedliwości, odmawiając wydania. W żadnym wypadku natomiast nie można przyjmować interpretacji, która istotę decyzji merytorycznej o wydaniu polskiego obywatela przenosiłaby z sądu w ręce organu politycznego, działającego dyskrecjonalnie, od którego rozstrzygnięć nie przysługują żadne środki odwoławcze.
Odrębną kwestią na tym tle pozostają trudności w interpretacji generalnych sformułowań umowy polsko-amerykańskiej, niekonsekwentnie posługującej się wieloma terminami. Mając na uwadze całokształt procedury ekstradycyjnej, należy bowiem uznać, że organem wykonującym w Polsce jest zarówno Ministerstwo Sprawiedliwości, jak i sąd. W wymiarze ogólnym należy zaś raz jeszcze podkreślić, że ewentualnie niejasności rysujące się na tle interpretacji polsko-amerykańskiej umowy ekstradycyjnej nie mogą być interpretowane na niekorzyść polskich obywateli.