Prokurator generalny nie zostawił suchej nitki na kontrowersyjnym wniosku pierwszego prezesa Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niekonstytucyjności przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej (sygn. akt K 58/13).
Nowa prezes SN, prof. Małgorzata Gersdorf zmodyfikowała pierwotny wniosek złożony przez swego poprzednika w listopadzie 2013 r. Zrezygnowała z części zarzutów, a pozostałe osiem doprecyzowała. Mimo tego Andrzej Seremet nie podziela jej zastrzeżeń do ustawy o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 782 ze zm.). Dotyczy to w szczególności najważniejszego zarzutu, w którym SN konfrontuje prawo do informacji z prawem do prywatności.
W ocenie SN do naruszenia konstytucji dochodzi poprzez to, że osoby pełniące funkcje publiczne mają obowiązek ujawnienia informacji należących do sfery ich prywatności. A to łamie m.in. art. 47 konstytucji, gwarantujący „ochronę życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym”. Z tym rozumowaniem nie zgadza się jednak PG. Przypomina orzecznictwo TK, z którego wynika, że „osoby pełniące funkcje publiczne muszą się liczyć z obowiązkiem ujawnienia przynajmniej niektórych aspektów swego życia prywatnego”.
– Chociaż prokuratura zwraca uwagę na konieczność ważenia różnych wartości, które w systemie prawnym kolidują ze sobą, odpowiada na fundamentalne pytanie o to, co w systemie prawnym jest zasadą, a co wyjątkiem: „ze względu na ustrojowy charakter prawa do informacji publicznej zasadą jest dostęp do informacji, a wyjątkiem ograniczenie” – podkreśla Piotr Waglowski, prawnik, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet.
A wyjątków od zasady nie można interpretować rozszerzająco.
– Przyglądając się sporowi o kształt przepisów o dostępie do informacji publicznej, zastanawiam się, kiedy systemowo pochylimy się nad sposobem kreowania w polskim systemie prawnym przepisów o tajemnicach prawnie chronionych. Mamy ich w Polsce około siedemdziesięciu. Nikt nie wie, ile dokładnie – ocenia Waglowski.
Jego zdaniem, jeśli dostęp do informacji jest zasadą, to wypadałoby, aby wyjątki – a więc tajemnice – były systematycznie ujęte w legislacyjne karby.
Zdaniem PG nietrafny jest także zarzut SN, że przepisy pomijają udział osób pełniących funkcje publiczne w postępowaniu o udzielenie informacji ich dotyczącej. Przepisy – jak podkreśla SN – nawet nie przewidują obowiązku powiadamiania osoby pełniącej funkcję publiczną o tym, że został zgłoszony wniosek, który jej dotyczy.
Zdaniem PG konstytucja daje ustawodawcy jednak swobodę w zakresie uregulowania trybu udzielania informacji publicznej. „Pominięcie udziału osoby pełniącej funkcję publiczną w postępowaniu, (...) jest świadomym zabiegiem legislacyjnym ze strony ustawodawcy. Wprowadzenie rozwiązań proponowanych przez wnioskodawcę (SN – red.) zniweczyłoby cel ustawy, jakim jest transparentność działań osób pełniących funkcję publiczną” – podkreśla PG.
Aby ten cel osiągnąć, dostęp do informacji publicznej musi być – według Seremeta – łatwy i szybki, bez nadmiernych ograniczeń proceduralnych. „Mechanizmy dostępu do informacji powinny umacniać zaufanie obywateli do osób, instytucji i organów sprawujących władzę i gospodarujących publicznymi środkami” – podkreśla PG.
Pikanterii całej sprawie dotyczącej wniosku SN do TK dodaje fakt, że sam Sąd Najwyższy jest stroną kilku głośnych – i przegranych – spraw o dostęp do informacji (chodzi np. o umowy SN z wydawnictwami prawniczymi).