Co grozi za utrudnianie dostępu do informacji publicznej? Teoretycznie grzywna, ograniczenie albo pozbawienie wolności. Praktycznie... nic
Co grozi za utrudnianie dostępu do informacji publicznej? Teoretycznie grzywna, ograniczenie albo pozbawienie wolności. Praktycznie... nic
Artykuł 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 782 ze zm., dalej u.d.i.p), miał być batem na tych, którzy otwarcie łamią zasady transparentności i mimo obowiązku nie udostępniają obywatelom informacji (patrz infografika). Sankcje miały nie tylko odstraszać, ale też stanowić realne narzędzie do karania tych, którzy łamią zagwarantowane w konstytucji prawo (art. 61).
Bezkarny jak Twój Ruch
Przepis jest jednak martwy. Prokuratorzy z reguły sprawy o odmowę dostępu do informacji publicznej umarzają albo odmawiają ich wszczęcia. Tak było na przykład w sprawie jawności finansów partii Twój Ruch.
Finansami ugrupowań politycznych zainteresowała się Sieć Obywatelska. Poprosiła partie, które korzystają z dotacji budżetowych, o faktury oraz zamawiane sondaże. PiS i PO udostępniły dokumenty dopiero po przegranych kasacjach w sądach administracyjnych. PSL i SLD przekazały papiery szybciej, bo już po przegranych w I instancji. Najgorzej wypadł Twój Ruch. Nie dość, że nie udostępnił dokumentów, to jeszcze utrudniał postępowanie przed sądem administracyjnym. Wobec obstrukcji Sieć wystąpiła do prokuratury o ukaranie partii. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście-Północ umorzyła tę sprawę. Reprezentująca TR adwokat Anna Maria Kubica tłumaczyła, że wniosek Sieci nie zawierał elektronicznego podpisu kwalifikowanego oraz statutu stowarzyszenia, aby można było go zweryfikować. Ponadto „we wskazanym czasie partia nie dysponowała środkami technicznymi do zeskanowania tak dużej liczby dokumentów”.
Sąd uchylił umorzenie, sprawa wróciła do prokuratury, a ta znów ją umorzyła.
Członkowie zarządu krajowego partii zeznali, że nic nie wiedzieli o wnioskach Sieci i nie przydzielono żadnej osobie obowiązku zajmowania się sprawami dotyczącymi dostępu do informacji publicznej. Mejle w tej sprawie odbierała asystentka biura, która nie potrafiła powiedzieć, komu je przekazała.
Janusz Palikot tłumaczył, że akurat wówczas zarząd partii uczestniczył w zjazdach wojewódzkich związanych z przekształceniami ugrupowania, trwały też rozmowy z innymi formacjami politycznymi na temat połączenia. Oświadczył ponadto, że ustali, czy Sieć jest dalej zainteresowana dokumentami. Następnie partia powiadomiła prokuraturę, że udostępniono faktury oraz informacje o sondażach. Prowadzący sprawę uznał więc, że nie sposób przypisać Januszowi Palikotowi celowego i świadomego zaniechania, czyli odmowy udzielenia odpowiedzi. A przestępstwo opisane w art. 23 u.d.i.p. można popełnić tylko umyślnie.
Spraw jak na lekarstwo
Problem w tym, że – jak poinformowało nas Ministerstwo Sprawiedliwości – w latach 2002–2012 w bazach Krajowego Rejestru Karnego w ogóle nie odnotowano prawomocnych skazań na podstawie tego przepisu. Zbieżne informacje uzyskaliśmy w prokuraturze. Potencjalnie najwięcej spraw o odmowę dostępu – z racji umiejscowienia wielu urzędów – powinno być w stołecznych prokuraturach.
– W Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w latach 2013–2015 nie zarejestrowano żadnej takiej sprawy. Ostatnia była w roku 2008, zakończona odmową wszczęcia – mówi nam jej rzecznik prasowy Przemysław Nowak. W Prokuraturze Rejonowej Warszawa-śródmieście od 2013 r. toczyły się dwa postępowania: jedno zakończyło się postanowieniem o odmowie wszczęcia, drugie jest zawieszone z uwagi na oczekiwanie na orzeczenie sądu administracyjnego. W Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Mokotów było 7 spraw: 5 zakończonych odmową wszczęcia, 1 umorzeniem, 1 została przesłana według właściwości miejscowej. Najwięcej postępowań – 27 – znaleźliśmy w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście-Północ: 16 zakończyło się odmową wszczęcia, 10 umorzeniem, jedna jest w toku.
– Wobec rosnącej liczby spraw dotyczących bezczynności przy wykonywaniu wniosków o udostępnienie informacji publicznej (2011 r. – 816; 2012 r. – 1169; 2013 r. – 2462) realna odpowiedzialność karna za jej nieudostępnienie jest moim zdaniem konieczna – wskazuje Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Jego zdania nie podziela dr Grzegorz Sibiga z Instytutu Nauk Prawnych PAN. – Nie jestem zwolennikiem sankcji karnych w tym wypadku. Skuteczniejsza i bardziej trafna byłaby sankcja administracyjna. Najlepiej, gdyby to robił niezależny organ, na wzór GIODO. Takie rozwiązania funkcjonują w innych krajach i się sprawdzają – wyjaśnia.
Jednak zdaniem Szymona Osowskiego coraz częściej urzędnicy, zdając sobie sprawę z nikłej odpowiedzialności przy przegranych sprawach w sądach administracyjnych (koszty mogą wynieść około 400 zł), robią wszystko, aby je przedłużać i utrudniać.
– Prawo do informacji związane jest z szybkością jej uzyskiwania. Po 2 latach od wniosku często przestaje ona być potrzebna. Dlatego też trudno zrozumieć prokuratorów, którzy nie chcą się zajmować sprawami z art. 23 u.d.i.p. i odmawiają wszczęcia postępowania albo je umarzają – dodaje Osowski. On sam w ciągu kilkunastu lat działalności spotkał się tylko z dwoma przypadkami aktów oskarżenia.
– Nie powinno jednak być tak, że inny podmiot ocenia, czy istnieje obowiązek udzielenia informacji (sądy administracyjne), a inny i według innych przesłanek (prokuratura, sąd karny), czy popełniono przestępstwo. Jeśli już powinny być sankcje, to raczej administracyjne (kary finansowe), a nie karne – uważa dr Paweł Litwiński z Instytutu Allerhanda.
– Nie mam dostatecznych danych, aby oceniać, czy przepis jest martwy – mówi Przemysław Nowak, rzecznik prasowy PO w Warszawie.
Przyznaje, że do jego zastosowania nie potrzeba wcale orzeczenia sądu administracyjnego stwierdzającego obowiązek udzielenia informacji.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama